wtorek, 19 lipca 2016

[KP] “Well, don't expect us to be too impressed. We just saw Finnick in his underwear.”

finnick odair
dystrykt IV   30 lat   właściciel restauracji "Mockingjay's place"
skłonność do uwodzenia kobiet   uzależnienie od cukru
przeżył atak zmiechów, a teraz musi przeżyć utraconą miłość





  Przystojny zwycięzca, uwielbiany przez tłumy, skazany na wieczną miłość u boku swej wybranki. Silny charakter i równie silna osobowość. Opiekuńczy romantyk ze skłonnością do podejmowania ryzyka. W każdym tego słowa znaczeniu. Znajdzie odpowiedź na wszystko, a w jego ustach czuć dozę sarkazmu, który jest lepszą bronią niż trójząb, a przynajmniej tak twierdzi. Przeszedł w życiu wiele, a mimo to jego uśmiech jest nadal szczery i potrafi sprawić, że ugną się pod tobą kolana. Jedno spojrzenie i jesteś cała jego. Życie traktuje z przymrużeniem oka, przecież zaledwie kilka lat temu musiał walczyć o każdy dzień. Według niektórych, to dziecko w ciele dorosłego mężczyzny. Chodząc z głową w chmurach, zapomina o otaczającym go świecie. On jednak zawsze, gdy przemierza dystrykt, widzi masakrę, która się tu dokonała. Takich rzeczy nie da się zapomnieć, a świadomość, że po części się do tego przyczynił, wywołuje u niego ciarki. Nie miał tyle odwagi przy przeciwstawić się Kapitolowi, tak jak to zrobili inni. Wstydzi się tego i obarcza się winą, a nocne koszmary tylko pogarszają sytuację. Cieszy się jednak, że teraz wszyscy mogą poczuć smak wolności. Żyje z nadzieją lepszego jutra, które już nadeszło. Resztę swoich – cudem ocalonych- pieniędzy poświęcił na zakup restauracji., która znajduje się blisko jego mieszkania. Rzadko do niej zagląda, ale pilnuje by interes się rozwijał. Bardziej zależy mu na utrzymaniu dobrych relacji z najbliższymi.  Po utracie ukochanej popadł w depresję. Każdy przeżywa jednak na swój sposób. Finnick wrócił myślami do czasów przed ślubem. Zaczął spotykać się z kobietami, lecz związki trwały tylko jedną noc. Czy ktoś pomoże mu uleczyć złamane serce? Czy ponownie pokocha? Czy już do końca życia pozostanie sam. Ile czasu potrzeba by zniknął ten udawany uśmiech, a pojawił się ten, który tak niedawno widniał na jego twarzy? Ile jeszcze pytań pozostanie bez odpowiedzi? 

 Still I can't let you be,
Most nights I hardly sleep.
Don't see what you don't need from me.


A drop in the ocean,
A change in the weather,
 I was praying that you and me might end up together.
 It's like wishing for rain as I stand in the desert,
But I'm holding you closer than most,
 'Cause you are my heaven.
You are my heaven



Pierwsza postać gnomka na tym blogu, ale za to jaka
Kochamy zawiłe wątki
Aktualizacja karty na bieżąco

39 komentarzy:

  1. (Jako Administraktorka, mam zaszczyt powitać pierwszą postać na blogu, ale za to jaką! Wiem, że "nie zepsujesz" Finnicka, bo wyszedł Ci świetnie. No i ten cytat w tytule KP. Pogratulować. Póki co wieje tu pustkami, ale obie wiemy, że ten stan nie potrwa długo, więc pozostało czekać na innych autorów.

    Wątekz Katniss oczywiście musi być. Uwielbiałam ich relację w książce. Zajrzyj do mnie, jak tylko się opublikuję.)

    Administracja | Igrająca z Ogniem

    OdpowiedzUsuń
  2. [Pewnie, bierz gifa! W ogóle inteligentnie zorientowałam się, że Sam Claflin też grał w Piratach dopiero, gdy zaczęłam przeglądać zdjęcia z Astrid. To podświadomość kazała mi ją wybrać, ot co, a teraz mamy idealne fotki/gify do powiązań. <3
    Przypomniało mi się również, że kanonicznie to oni dzieciaka mieli, ale nie wiem, jak się na to zapatrujesz. Możemy to wykorzystać, ominąć, wykorzystać później, do wyboru do koloru. Co do samego wątku, lecimy z czymś szalonym i pełnym akcji, czy wolisz zacząć spokojniej? :D Już się nie mogę doczekać aż wspólnie stworzymy coś epickiego.]

    Twoja Annie

    OdpowiedzUsuń
  3. [Podzielam, jak najbardziej!
    I hej, zawarłaś w tym krótkim opisie wymagań wszystko, na co sama mam ochotę. Swoją drogą, wydaje mi się, że drama napisze się bez specjalnego wymyślania z naszej strony, bo Annie jednak to uwodzicielstwo Finnicka może się w końcu przestać podobać. :>
    Może wyślemy ich do stolicy? Bo w każdą rocznicę Igrzysk Kapitol urządza jakiś bal pokoju, harmonii, wspólnoty i innych miło brzmiących przymiotników. Finnick ma tam peeełno znajomych, Annie przychodzi głównie z obowiązku, dlatego gdy on będzie się świetnie bawił zagadując ładne panie, ona poczuje się urażona. Albo narobi im wstydu swoim szaleństwem. Kto wie. Ja po prostu mam słabość do dziwacznego Kapitolu i jakoś tak marzy mi się wątek tam umiejscowiony, ale jeśli masz inny pomysł, daj znać! :D]

    Annie

    OdpowiedzUsuń
  4. Przyznam szczerze, że w trakcie tworzenia Tate'a miałam na uwadze fakt, że Finnick również został sprzedany, dlatego też starałam się nieco inaczej zagrać historią, by nie przypominała ona tej filmowej. A skoro sprzedawanie trybutów było dość częstym zjawiskiem (wg Wikipedii The Hunger Games) to uznałam, że może znajdzie się tu miejsce dla mojego Pana. Dziękuję bardzo za miłe słowa i jednocześnie pragnę zapewnić, że pomimo Twoich obaw, Finnick został zmalowany w jak najlepszych barwach. Oby więcej takich ładnych kanonów na blogu. Pozdrawiam i również życzę udanych wątków!]

    Golden Monroe

    OdpowiedzUsuń
  5. [Ogólnie bardzo chętnie, ale Cress to twarda dziewczyna, która raczej nie da się tak łatwo uwieść, nawet tak przystojnemu Finnickowi :D Chyba, że będzie miała gorszy dzień i napije się trochę alkoholu, a ten ich "romans" będzie trwał jedną noc, bo później Cress będzie pewnie tego żałować i będzie się starała pozbyć Finnicka :D]

    Cressida

    OdpowiedzUsuń
  6. [Pasuje mi :) To kto zaczyna?]

    Cressida

    OdpowiedzUsuń
  7. [Mam nadzieję, że jest okej. ;)]

    Wśród idealnych planów na spędzenie wolnego czasu Annie Cresty można było wymienić pięć konkretnych rzeczy, a chociaż nie był to krąg szalenie rozbudowany, był jednocześnie otwarty na nowe propozycje. Imprezy, na których ludzie tańczyli, wygłupiali się i plotkowali nie miały szansy dołączenia do tego ścisłego grona ani w najbliższej przyszłości ani w tej trochę dalszej, z czego sprawę zdawał sobie prawdopodobnie każdy, kto miał okazję porozmawiać z nią chwilę dłużej. Wybieranie ładnej sukienki i układanie włosów sprawiało jej przyjemność, rzeczywiście, czasem podczas wykonywania tych czynności miewała nawet przebłyski nadziei, że hej, być może ten wieczór okaże się być mniejszą klapą niż poprzednie, ale gdy już docierała na miejsce szybko zapominała o tym optymistycznym wrażeniu. Kolejny minus? Była daleko od domu, daleko od czwórki i najdalej, jak tylko być mogła, od dwunastki, za którą zatęskniła już w momencie, w którym razem z Finnickiem wsiedli w pociąg zmierzający prosto do Kapitolu. Nie spodziewała się, że uda się jej przywiązać do dawnego górniczego dystryktu tak szybko i z taką łatwością, ale wystarczyło kilka lat, aby pokochała dwunastkę całym swoim sercem.
    Stolica znacznie różniła się od reszty kraju, a chociaż prezydent starała się zatrzeć to wrażenie, ono wciąż było widoczne, w końcu nie da się w jedną dekadę doprowadzić zrujnowanych części kraju do świetności. Trybuci z jedenastki nadal zawsze byli więc pod wrażeniem technologii, budynków oraz mieszkańców tego konkretnego miejsca, a chociaż kiedyś Annie podzielała ich podekscytowanie, obecnie czuła się niezwykle zmęczona każdym przyjazdem w te rejony. Złe wspomnienia wracały ilekroć mijała kobiety w dziwacznych strojach i fryzurach oraz mężczyzn z pełnym, krzykliwym makijażem na twarzy. Ściskała rękę Finnicka i nie odzywała niepytana, w myślach wybiegając marzeniami do dnia, w którym wsiądą w pociąg powrotny, co miało nastąpić już za kilkanaście godzin; obchody rocznicy nie trwały długo, nikt nie chciał przecież gloryfikować Głodowych Igrzysk. Na przyjęcie zapraszano wszystkich żyjących zwycięzców, częstowano ich pysznym jedzeniem, zachęcano do tańca w rytmie granej na żywo muzyki, a prezydent Paylor wygłaszała przemowę dotyczącą tego, że za wszelką cenę nie mogą dopuścić, by historia jeszcze kiedyś się powtórzyła. Annie lubiła słuchać tej kobiety, dlatego jeśli miała taką możliwość, to właśnie z nią wdawała się w rozmowy, gdy jej mąż... cóż, rozmawiał ze wszystkimi innymi, głównie z kobietami, czego wszyscy się po nim spodziewali. Od kilkunastu dobrych minut całą swoją uwagę poświęcał dwóm mieszkankom Kapitolu ubranym w kuse stroje i z pięknymi, złotymi włosami, które opadały na ich nagie ramiona. Patrząc na nie można było odnieść wrażenie, że ma się do czynienia z namacalnym wyobrażeniem człowieka idealnego; ich uroda onieśmielała, a Annie odruchowo przejechała dłonią po materiale swojej skromnej, błękitnej sukienki. Nie podobało się jej spojrzenie, które im posyłał oraz te drobne, niby przypadkowe gesty, podczas których dotykali się nawzajem. Chociaż sprawiało jej to dyskomfort nie podeszła bliżej, nie zaprotestowała, nie odwróciła również wzroku; po prostu gapiła się bezradnie i przygryzała dolną wargę, bijąc się z myślami, czy przypadkiem nie powinna zainterweniować. Ludzie zawsze powtarzali jej, że dawała mu za dużo swobody, ale sama zbywała podobne komentarze machnięciem ręki, przecież mu ufała, nie potrzebowała go kontrolować. Zabawne, tak jakby wierzyła w to, że byłaby na tyle odważna, aby czegokolwiek mu zabronić.
    Zamrugała gwałtownie, zauważając, że Finnick nie stoi już przy dwóch równie atrakcyjnych bliźniaczkach, teraz znajdował się tuż obok niej i wpatrywał z uwagą, jakby czegoś oczekując. Annie wiedziała co właśnie się stało; znów się zawiesiła, być może nawet na dłużej niż miało to miejsce zazwyczaj, ale na sali nie było żadnego zegarka, dlatego nie miała możliwości ocenić ile właściwie trwał cały incydent.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Warstwa pudru, którą nałożono jej na twarz, nie była w stanie przykryć rumieńca, który nagle pojawił się na jej policzkach, dlatego spuściła wzrok, byle tylko nikt nie zauważył.
      – Chyba potrzebuję trochę świeżego powietrza – przyznała, wciąż lekko nieobecnym głosem. Przyłożyła dłoń do czoła, odstawiając na tacę nienapoczęty kieliszek różowego, musującego wina, które chwilę wcześniej jedna z kelnerek wepchnęła jej do ręki, bo jeszcze chwila i mogłaby wypuścić szkło spomiędzy palców. Nie spojrzała na Finnicka, nie miała ochoty na niego patrzeć, zresztą obecnie robiły to wszystkie inne osoby na sali, dlatego Annie nie musiała się obawiać, że jej mąż zostanie bez opieki. Było jej niedobrze; ze wstydu, że tak wiele ludzi było świadkiem jej chwili słabości, ale również dlatego, że przed oczami nadal miała uśmiech swojego ukochanego, który posyłał innym kobietom. Nie potrafiła ukryć zazdrości, nie do końca wiedziała również, jak sobie z nią radzić, dlatego gdy w końcu przeszła przez otwarte balkonowe drzwi i poczuła powiew przyjemnego, chłodnego nocnego wiatru schowała twarz w dłoniach. Ogarnęła ją jednoczesna ulga i ogromne zmartwienie.

      Annie

      Usuń
  8. [Taka mała niespodziewajka, a co! I znalazłam piękne zdjęcie Finnicka i Cressidy (Sama i Natalie), TO zdjęcie <3]

    Miała naprawdę ciężki dzień i wydawało się jej jakby ciągnął się on w nieskończoność. Nic nie szło po jej myśli, wszyscy ją denerwowali, a na dodatek miała wrażenie, że ból zaraz rozsadzi jej czaszkę. Łyknięcie dwóch tabletek przeciwbólowych ledwo pomogło, zaś herbata na uspokojenie sprawiła tylko, że częściej musiała latać do łazienki. Kiedy więc nadszedł wieczór i czas pracy się skończył, z ulgą udała się do mieszkania, w którym aktualnie spała i wzięła długi, gorący prysznic, mając nadzieję, że to ukoi jej zszargane nerwy. Wystarczył jednak jeden telefon ze złą wiadomością, aby Cressidzie na powrót podniosło się ciśnienie, co sprawiło, że jedyne na co miała ochotę to jakiś mocny trunek. Ubrała się więc w świeże ciuchy, zamknęła mieszkanie i przespacerowała się do najbliższego baru, gdzie tłok był niesamowity, aczkolwiek ona miała zbyt wielką chęć na alkohol, aby się wycofać. Weszła więc do środka, przepchała się do baru i, o dziwo, znalazła wolne miejsce, na które usiadła i czym prędzej zamówiła u barmana podwójną whisky. Rzadko kiedy piła takie rzeczy, zazwyczaj pozwalała sobie jedynie na butelkę piwa lub szklankę jakiegoś dobrego, słodkiego drinka, jednak w tej chwili potrzebowała poczuć w przełyku ten piekący żar, który zabierał złe wspomnienia i sprawiał, że miała wszystko w dupie. Oczywiście, jedna szklanka tutaj nie wystarczyła, więc przygotowała się na to, że wyda tu trochę więcej pieniędzy jako, że whisky, którą zamówiła do tanich nie należała.
    Westchnęła cicho, starając się ignorować irytujące krzyki podpitych już ludzi. Zawsze mogła kupić butelkę alkoholu i zamknąć się w swoich czterech ścianach, ale samotność też jej nie odpowiadała. Najlepiej, gdyby znalazła sobie kompana, który przez chwilę wysłuchałby jej marudzenia, co naprawdę rzadko robiła. Cressida bowiem nie lubiła okazywać jakichkolwiek słabości, przez co dla innych mogła się wydawać twarda i niewzruszona, ale tak naprawdę była zwykłą kobietą, która czasami musi popłakać lub na coś ponarzekać, może nieco rzadziej niż inne przedstawicielki jej płci, gdyż mimo wszystko miała jednak dość mocny charakter. Zdecydowanie daleko jej było do uroczej, niewinnej istotki, brakowało jej też trochę do przeciętnej kobiety, ale nie była też całkowicie wyprana z emocji. Bardzo mocno przeżyła śmierć Castora i Messalla, nawet jeśli nie było po niej tego widać. Bała się też niemal przez większość czasu, gdy towarzyszyła Katniss w trakcie rebelii i musieli uciekać razem przed mnóstwem zabójczych pułapek. Do tej pory śniły jej się koszmary z tym związane, choć już coraz rzadziej. Minęło w końcu dziesięć lat od tamtych czasów i w końcu było lepiej. Panem się rozwijało, ludzie byli zadowoleni, a Głodowe Igrzyska przeszły do historii, zaś ona to wszystko upamiętniała. Jeździła z dystryktu do dystryktu i dokumentowała wszystkie zmiany, które miały sprawić, że w Panem nareszcie nastanie spokój.
    Uśmiechnęła się lekko do siebie, choć nieco krzywo, aczkolwiek był to jej pierwszy uśmiech dzisiejszego dnia. Alkohol powoli zaczął działać i Cressida z minuty na minutę odprężała się coraz bardziej. Wciąż jednak była sama i gdzieś w głowie zaświtała jej myśl, że mogłaby w sumie kogoś odwiedzić. Wbrew pozorom, miała tu naprawdę sporo znajomych, z którymi bardzo rzadko się widywała dlatego, że wciąż była w rozjazdach. Teraz zaś miała okazję ich odwiedzić i z tą myślą podniosła się z barowego stołka i odwróciła w kierunku wyjścia, jednocześnie na kogoś wpadając.
    — Finnick — powiedziała z lekkim zdziwieniem, rozpoznając w mężczyźnie dawnego znajomego, z którym dziesięć lat temu towarzyszyła Katniss podczas rebelii. Nie widziała go naprawdę długo, choć słyszała pogłoski, że szczęśliwie żyje sobie wraz z Annie w dystrykcie dwunastym.

    Cress

    OdpowiedzUsuń
  9. (A ja mam pomysł. Znaczy bardziej punkt zaczepienia, niż pomysł. Co Ty na to, żeby Finnick był jedyną osobą, którą Katniss od czasu do czasu zabiera ze sobą na polowania? Ot, żeby do końca nie zdziczeć. Ponadto myślę, że Finn zna ją na tyle dobrze, że widzi, iż nie jest do końca szczęśliwa w małżeństwie. Nie wiem czy próbowałby to w jakiś nikczemny sposób wykorzystać, ale pewnie by sobie pogadali, bo Katniss pewnie cholernie ciąży ten cały teatrzyk, zwłaszcza, że niedawno spotkała Gale'a, ale woli sama cierpieć do końca życia niż zranić nieskazitelne serduszko Peety.)

    Katniss

    OdpowiedzUsuń
  10. (O nie, nie, nie! Do ciąży się naszej Katniss nie śpieszy w żadnym razie. A gdyby jej się wpadło, całkiem by się załamała. Więc nie, ciąży jej nie życzymy.

    W takim razie Finnick będzie mógł uczyć Katniss łowienia, nie widzę problemu. <3 Kto nam zacznie?)

    Katniss

    OdpowiedzUsuń
  11. [Cześć! Bardzo się cieszę, że Ci się podoba, bo się bałam, że wyjdzie źle i tych kilku jego fanów mnie zje za to. xD Oni zbyt pięknych ludzi wybrali do tych filmów. Ale Sama nikt nie pobije, Finnicka też nie (nie licząc Haymitcha, on ma zaszczytne pierwsze miejsce).
    Gale nie ma zamiaru przystawiać się do Katniss (raz - ma męża, dwa - tylko by siebie krzywdził, a nie jest masochistą), ale pewnie Finnick dostrzegłby te jego tęskne spojrzenia. I jak najbardziej mógłby mieć o to pretensje. I w ogóle pretensje, że wrócił do Dwunastki. :)
    Nie mam pojęcia, czy rozmawiali, ale chyba tak, skoro razem przedzierali się przez Kapitol. Ale w książce nigdy, o ile mnie pamięć nie myli (a czytałam to wczoraj). :D]

    Gale

    OdpowiedzUsuń
  12. Annie nie była nawet do końca pewna dlaczego tak bardzo to wszystko w nią uderzało i skąd ten nagły brak zaufania, że Finnick zrobi krok za dużo w niewłaściwą stronę. Wiedziała, że taki już był jej ukochany, że podrywał inne kobiety z przyzwyczajenia, a ich kolana uginały się na jego widok, za każdym razem, gdy posyłał im jeden ze swoich najpiękniejszych uśmiechów. Zawsze powinna była jednak pamiętać, że te najbardziej szczere i prawdziwie radosne gesty wypełnione miłością zarezerwowane były wyłącznie dla niej. Wzruszało ją to, w jakiś sposób, gdy uderzała w nią przyjemna myśl, iż przystojny, populary i uwielbiany Finnick Odair zakochał się właśnie w niej, w szalonej Annie Creście, z którą postanowił dzielić resztę życia. Znali się już tak długo, tak wiele razem przeżyli, począwszy od wspólnego biegania po czwartym dystrykcie, również później, gdy został jej mentorem podczas siedemdziesiątych igrzysk, ostatecznie podczas rewolucji i innych drobnych sprawach następujących po sobie całkiem regularnie. Annie widziała w nim swoją bratnią duszę, jedyną ostoję bezpieczeństwa, jaka pozostała jej na tym świecie, dlatego stojąc teraz samotnie na balkonie i patrząc na leżące u stóp prezydenckiego pałacu miasto miała do siebie żal. Nie powinna była go odtrącać, czy też pochopnie wysnuwać jakichkolwiek wniosków, bo mogła tym zrobić przykrość nie tylko sobie, ale również jemu, być może przede wszystkim jemu, a chciała widzieć na jego twarzy wyłącznie radość. Świeże, orzeźwiające powietrze oraz brak jakichkolwiek dźwięków dochodzących z sali działał na nią kojąco, dlatego wiedziała, że zaraz będzie mogła wrócić do środka i z nim porozmawiać. To jednak Finnick postanowił znaleźć ją wcześniej, a chociaż w pierwszym odruchu zadrżała pod nagłym dotykiem jego marynarki, uśmiechnęła się delikatnie, czując jego znajomy zapach i wciąż utrzymujące się na materiale ciepło pochodzące z jego ciała. Doceniała to, drobne gesty, które wykonywał, a dzięki którym czuła się tak cholernie wyjątkowa, kochana i szczęśliwa; gdyby kiedykolwiek ktokolwiek śmiał wątpić w romantyczną stronę zwycięzcy sześćdziesiątych piątych igrzysk, wystarczyło spojrzeć na niego, gdy znajdował się przy swojej żonie. Annie nadal spotykała się jednak z opiniami, że ich małżeństwo było jedynie fałszywym, medialnym wymysłem ludzi od PR, którzy zaplanowali sobie, że napiszą wzruszającą historię miłosną o dwójce byłych trybutów, którzy zakochali się w sobie do szaleństwa. Nie wyprowadzała ich z błędu, po co miałaby to robić? Liczyło się jedynie to, że on i ona wiedzieli, jaka była prawda.
    Przesunęła palcami po linii jego szczęki, schodząc na kark, zatrzymując się na ramieniu, w które wczepiła swoją rękę tak kurczowo, jakby obawiała się, że chociaż odrobinę słabszy uścisk mógłby sprawić, że Finnick zaraz się od niej odsunie. Chciała trzymać go blisko siebie, opierać głowę o jego obojczyki i wsłuchiwać się w spokojne, miarowe bicie jego serca, za którym tęskniła już po kilku godzinach rozłąki. Uwielbiała, gdy wracała do domu i już na nią czekał, albo gdy przychodził pod drzwi biblioteki na chwilę przed końcem jej pracy, by mogli wspólnie przespacerować się ulicami dwunastki zahaczając o piekarnię i wypożyczalnię filmów. Ich życie było tak normalne, przyjemne i słodkie, że naprawdę ciężko było uwierzyć, iż trochę ponad dekadę temu oboje walczyli na śmierć i życie ku uciesze bezpiecznych bogatych oraz pięknych. Przypominały już o tym jedynie niewidoczne na pierwszy rzut oka blizny na ich skórze; blizny, które Annie muskała opuszkami palców i swoimi wargami, zupełnie jakby chciała wziąć na siebie całe cierpienie, które dotknęło Finnicka, gdy nie było jej tuż obok. Nie mogła jednak zmienić przeszłości, ale mogła spróbować uczynić coś sensownego z przyszłością i naprawdę pragnęła to zrobić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. – Przepraszam, że psuję ci zabawę – powiedziała nagle, gdy znów podniosła wzrok, by móc na niego spojrzeć. Przewyższał ją o dobrych kilka centymetrów i nawet na szpilkach musiałaby wspiąć się na palce, by ich oczy znajdowały się dokładnie naprzeciw siebie; dostrzegała w tym jednak pewien urok, na przykład nie musiała się specjalnie wysilać, żeby skraść z jego szyi kilka pocałunków. – Znów się zamyśliłam. Nie potrafię nad tym zapanować i... i strasznie to uciążliwe, dla ciebie pewnie też, ale niewiele mogę zrobić, dlatego jeśli następnym razem będziesz wolał pojechać do Kapitolu, albo gdziekolwiek indziej, zupełnie sam, ja mogę zostać w domu, co w sumie wyjdzie roślinom na dobre, bo jestem prawie pewna, że nasz sąsiad nie podlewa ich tak dokładnie, jak powinno się to robić, a głupio byłoby po tylu latach poprosić kogoś innego, to taki miły mężczyzna, dlatego następnym razem po prostu nie pojadę – z jej ust padały kolejne słowa, a zamilknęła dopiero wtedy, gdy zabrakło jej oddechu. Zmieszała się, wbijając spojrzenie w jego koszulę, gdy położyła dłonie na klatce piersiowej Finnicka i spróbowała wyprostować kilka zagnieceń, na które nikt prócz niej w życiu nie zwróciłby żadnej uwagi. Mężczyźni tacy jak jej mąż przykuwali uwagę innych swoją aparycją, a dobry wygląd szedł w parze z pewnością, że gdy na ubraniu pojawiło się kilka niepożądanych fałd, nawet najbardziej pedantyczny rozmówca zupełnie tego nie zauważał. Annie była odporna na jego ponadprzeciętną urodę, a chociaż przed zaśnięciem lubiła patrzeć na jego spokojną twarz i myśleć o tym, jak ogromną jest szczęściarą, nie czuła się już onieśmielona, przynajmniej nie bezustannie. Była raczej dumna, że jej ukochany prezentuje się tak dobrze w każdej sytuacji, również wtedy, gdy w luźnym t-shircie i jeansach rozwalał się na kanapie w ich salonie i czekał na nią, by mogli wspólnie obejrzeć ulubiony program w telewizji. Albo posiedzieć w milczeniu, każde zajmując się swoimi własnymi sprawami, bo również to potrafili wspólnie robić i czerpali ogromną przyjemność wyłącznie ze swojego towarzystwa. Kochała go bardziej niż cokolwiek lub kogokolwiek innego i nie sądziła, by cokolwiek mogło się w tej kwestii zmienić, naprawdę wierzyła bowiem, że byli na siebie skazani.
      – Ale teraz, skoro już tutaj jesteś, zostaniesz ze mną? – poprosiła cicho i dotknęła jego policzka. Odwróciła spojrzenie w stronę przeszklonych drzwi sali, za którymi każdy bawił się, śmiał, tańczył, jadł, po prostu spędzał miło czas w taki sposób, w jaki ona sama nigdy nie potrafiła. – Chcę się przespacerować po ogrodach, Finnick, ostatni raz byłam tutaj... – zawahała się, uświadamiając sobie, że miało to miejsce zaraz po jej zwycięstwie na arenie – dawno temu. Nie zdążyłam się przyjrzeć.
      Uśmiechnęła się i odsunęła od niego, by wychylić się za barierkę i ocenić odległość, jaka dzieliła balkon od ziemi. Dwa metry, nie więcej, co dla dwójki dzieciaków uwielbiających godzinami wspinać się po drzewach i wskakiwać z wysokich gałęzi do wody nie powinno stanowić żadnego problemu, ale cóż, wciąż nie powinni tego robić, nie wypadało tego robić. Prezydent mogłaby mieć coś przeciwko, ale w tym momencie Annie kompletnie nie przejmowała się zasadami, nie bała się również konsekwencji, myśląc tylko o tym, że chciałaby miło spędzić czas ze swoim mężczyzną, do którego zachęcająco wyciągnęła rękę. Zapatrzyła się, tym razem nie w szalony, nieobecny sposób, raczej oczarowany i szczęśliwy, gdy miała możliwość obserwowania jego przystojnej twarzy oświetlonej bladą poświatą księżyca. W takich chwilach lubiła zadawać samej sobie pytanie, czy ten facet na pewno należy do niej, czy ten cud chłopiec uwielbiany przez Kapitol i wszystkie dwanaście dystryktów rzeczywiście patrzy z miłością tylko na nią. Odpowiedź zawsze brzmiała tak, a Annie uśmiechała się jeszcze szerzej, w taki sposób, w jaki potrafiła uśmiechać się tylko do niego.

      Annie, with love

      Usuń
  13. [Kocham Finnicka! Karta cudowna, podziwiam za html, a i tekst cudny ^^
    Myślę, że Jaskier niestety nie dożył tych czasów, bo jednak trochę lat minęło...
    Nie mam pomysłu, ale wątek z Finnickiem zawsze chętnie!]

    Prim

    OdpowiedzUsuń
  14. Parsknęła cichym śmiechem, zakrywając dłonią usta, by nie zwabić żadnych osób trzecich, gdy Finnick zaczął recytować jej poezję. Wiedziała, że to Shakespeare, bo chociaż za czasów jej uczęszczania do szkoły uczono ich kompletnie innych rzeczy, po upadku dyktatury Snowa miała czas nadrobić dzieła literatury, do jakich wcześniej nie przyszło jej na myśl, by zajrzeć. Uwielbiała dramaty, zwłaszcza Romeo i Julię, ale żadne słowa czytane przez jej własny głos w myślach nie brzmiały nawet w połowie tak cudownie oraz romantycznie, jak te wypowiadane teraz przez jej stojącego pod balkonem męża. Była już teraz spokojna i pełna ulgi, że udało mu się bezpiecznie zejść na ziemię, bo przeżyła mini zawał serca, gdy kilka drobnych skałek posypało się na idealnie zieloną trawę, prawie odbierając jego stopie stabilność. Finnick był jednak zwinnym młodym mężczyzną, dlatego wiedziała, że poradziłby sobie z każdą przeciwnością losu, a już zwłaszcza z niespecjalnie wysokim murkiem stanowiącym podporę balkonu. Nie spodziewała się jednak, że jego pewność siebie sięga tak daleko, dlatego uniosła brwi, gdy zasugerował jej inny sposób przedostania się na dół.
    – Boże, Finnick, jeśli mnie nie złapiesz, to przysięgam... – nie dokończyła, pozostawiając groźbę zawieszoną w powietrzu. Oboje wiedzieli, że nic by mu nie zrobiła, ale wciąż czuła się w obowiązku sprostować, że powinien przyłożyć się do tego zadania, bo mogą czekać na niego pewne nieprzyjemne konsekwencje. Nie, to nieprawda. Annie wiedziała, że ją złapie, nie było innej możliwości. – Okej, ufam ci...
    Usiadła na balustradzie i przerzuciła obie nogi za krawędź, by zwisały teraz bezradnie w powietrzu. Nie było wysoko, co najwyżej mogłaby skręcić sobie kostkę, gdyby upadła jednak na trawę, a nie w jego ramiona, ale wciąż wolałaby wrócić do domu cała i zdrowa; tak jak jednak powiedziała, ufała swojemu facetowi i nie spanikowała, gdy w końcu odepchnęła się od marmurowej powierzchni. Zamknęła za to oczy i przygryzła dolną wargę niemal do krwi, zaciskając powieki jeszcze chwilę po tym, gdy poczuła znajome ciepło i silne ramiona, które otoczyły jej ciało tak pewnym chwytem, jakby znów byli dzieciakami bawiącymi się nad jeziorem. Wtedy też ją złapał, gdy bała się zejść z jabłoni, z której podkradali sąsiadowi owoce, przez co starszy, wyjątkowo wredny mężczyzna prawie nakrył ich na tym drobnym złodziejstwie. Obawiała się wtedy, że Finnick mógłby przestać chcieć bawić się z głupią dziewczyną z lękiem wysokości, ale nie, zaskoczył ją i zamiast tego pomógł pokonać strach, za co już zawsze będzie mu wdzięczna. Nigdy jej nie zawiódł, teraz również nie, dlatego uśmiechnęła się i korzystając z okazji pocałowała go krótko, jakby w podzięce za to, że nie pozwolił jej upaść, ale również dlatego, że po prostu miała na to ochotę.
    Pokłoniła się teatralnie, trzymając palcami wskazującymi oraz kciukami za krawędzie sukienki, by okazać wdzięczność za gentlemańskie zachowanie. Znów zabrała mu marynarkę, w której jej chude ramiona prawie się zapadły, ale zupełnie nie zwracała na to uwagi, ba!, nawet nie było jej zimno, po prostu lubiła czuć jego charakterystyczny zapach, poza tym dzięki temu, że był ubrany w samą koszulę wyraźniej było widać linię jego mięśni. Annie mogła być szalona, nieśmiała i zwyczajnie dziwaczna, ale nadal była typową kobietą, która lubiła popatrzeć na atrakcyjne męskie ciało. Nie, wróć, tylko na to jedno konkretne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. – Co jest w nich takie fascynujące? – zapytała nagle, wznawiając chód, by mogli wejść w głąb ogrodu. – W kobietach, które zabawiasz rozmową. Są ładne, to fakt, ale... czy są interesujące? Opowiadają ciekawe historie? Mają niezwykłe zainteresowania? Intrygują cię? A może wystarczy tylko tyle, że są atrakcyjne? – spojrzała na niego kątem oka, by po chwili odwrócić wzrok w stronę ogromnych, kolorowych kwiatów, które roztaczały wokół siebie wyjątkowo mocną woń. Przyjemną, ale odrobinę mdlącą. – Przepraszam. Po prostu chciałabym wiedzieć. Nie mam ci za złe życia towarzyskiego, ale... – westchnęła i odgarnęła z twarzy niesforny kosmyk włosów. Ale co? Ale jestem głupia i bywam zazdrosna? Tak, prawdopodobnie właśnie w ten sposób powinna była zakończyć to zdanie, jednak powstrzymała się i poczekała aż Finnick zrówna się z nią krokiem, by mogła spleść jego palce ze swoimi. Kiedyś marzyła o mieszkaniu w takim miejscu, w pięknym pałacu z niezwykłym ogrodem, o życiu jak najprawdziwsza księżniczka, ale teraz wystarczał jej ich skromny dom w dwunastce, w którym znajdowało się wszystko, czego potrzebowali. Tęskniła za tamtym miejscem.

      Patrz jakie urocze <3

      Usuń
  15. [ Witam! Cieszę się bardzo, że karta się podoba, ponieważ ja sama jestem z niej niezwykle zadowolona i cieplej mi się na serduszku robi, gdy ktoś wyraża o niech pochlebną opinię. Co do nazwiska... W zasadzie to nie do końca przypadek. ;) Jeśli masz na myśli pewną blond okularnicę o niezwykłych zdolnościach komputerowych - to strzał w dziesiątkę. ;D Jeśli chodzi o narzeczonego, to niektóre tajemnice, póki co, nie powinny zostać wyjaśnione. powiało mrokiem W każdym razie, ja również życzę udanych wątków i rozwijającego się w sprzyjających warunkach małżeństwa. :) ]

    Shalee

    OdpowiedzUsuń
  16. Annie od razu dotknęła policzka Finnicka, ścierając kciukiem łzę, która się tam pojawiła. Poczuła nieprzyjemny ścisk w żołądku, gdy zrozumiała, że swoimi słowami zmusiła go do powrotu do tych wszystkich okropnych wydarzeń, z którymi musiał zmagać się dekadę temu, a które nadal były w nim żywe. Przecież spała w tym samym łóżku, słyszała jak budzi się czasem w nocy, niemal z krzykiem, bo kolejny raz nocne mary postanowiły nawiedzić jego biedny, chaotyczny, niespokojny umysł. Opierała wtedy głowę o jego klatkę piersiową i głaskała po włosach w uspokajającym geście, ale wiedziała, że czasem nawet to nie pozwalało mu znów zasnąć, a ona czuła się wtedy taka bezsilna, zupełnie jak w tym momencie.
    – Rozumiem, wszystko rozumiem – powiedziała szeptem, bo chociaż wszyscy goście znajdowali się na sali, Annie chciała mieć stuprocentową pewność, że tylko jej ukochany usłyszy te słowa. – Kocham cię takiego, jakim jesteś, bo mam pewność, że nigdy nie zrobisz niczego, żeby mnie skrzywdzić. Rozmawiaj z nimi, Finnick, rób wszystko, czego potrzebujesz, żeby czuć się dobrze, bo na niczym mi bardziej nie zależy, jak na tym, żebyś był szczęśliwy. Nie mogę być samolubna, nie tylko ja się do tego przyczyniam, ale inni ludzie również! Przecież wiem, jak uwielbiasz, gdy poświęcają ci swoją uwagę i nie ma w tym nic złego, nawet jeśli czasem zaczynam mieć paranoję.
    Naprawdę pragnęła, aby uwierzył, że ma w niej całkowite wsparcie i że nie powinien obawiać się odrzucenia. Jeśli nie mógł zaufać jej, to komu miałby? On nie odtrącił jej mimo tak wielu dziwactw, na które się składała, akceptował to, dlatego Annie była gotowa odwdzięczyć mu się tym samym, nawet jeśli wymagało to od niej odwracania wzroku w niektórych momentach. Tacy już jednak byli, oboje, wciąż zmagając się z przeszłością i żywiąc nadzieję, że przyszłość będzie inna, chociaż istniała naprawdę niewielka szansa, aby kiedykolwiek uporali się z własnymi demonami. Nic z tego nie miało jednak znaczenia; Finnick ją kochał, chciał mieć z nią gromadkę dzieci i żyć u jej boku aż do śmierci, a siła oraz urok kryjący się w tych słowach sprawił, że prawie sapnęła z wrażenia. Czym zasłużyła na tego mężczyznę? Dlaczego zainteresował się właśnie nią? Nie była nawet pewna, w jakim momencie zdali sobie sprawę z tego, że ich przyjaźń jest jednak czymś więcej, ale w tym momencie nawet nie chciała się zastanawiać. Odnosiła wrażenie, że tak naprawdę kochała go całe od zawsze.
    – Możesz mi powiedzieć o wszystkim, dobrze? Zawsze, cokolwiek się stanie, bez obawy o to, że cię odtrącę – poprosiła cicho, odrobinę mocniej zaciskając palce na jego przedramionach. – Jesteś nie tylko moim partnerem, Finnick, ale też moim najlepszym przyjacielem i to się nigdy nie zmieni, nawet jeśli zmienisz się ty. Przysięgam na łódź mojego ojca, że jeśli jeszcze raz nazwiesz się kiepskim mężem, spędzisz noc na kanapie – obiecała i uśmiechnęła się lekko, dopiero wtedy pozwalając sobie na zmniejszenie dzielącego ich dystansu. To był krótki, subtelny pocałunek, który przypomniał jej o tym, że ich pierwszy odbył się w całkiem podobnej scenerii, ale nie miała na sobie pięknej sukienki oraz pełnego makijażu, więc jeszcze przez długi czas później zastanawiała się co zobaczył w niej na tyle pociągającego, aby wykonać krok. Annie akceptowała jednak niektóre rzeczy, takimi jakimi były, dlatego chociaż wyraźnie różniła się od ślicznych blondynek w kusych sukienkach, cieszyła się, że jej ciemne włosy i skromny strój również mu się podobają. Poprawiła kwiatka, który znajdował się w jej włosach, muskając palcami delikatnych, chłodnych, drobnych płatków; zanotowała w myślach, by sprawdzić jego nazwę i zasiać kilka w ich przydomowym ogródku. I jakiś mały staw, koniecznie powinni byli wykopać staw, który stanowiłby namiastkę oceanu, nad którym lubili spacerować, gdy mieszkali jeszcze w czwórce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pociągnęła go za rękę, nie chcąc niszczyć tego wieczoru kolejnymi przykrymi tematami, przez które jej ukochany mógłby kompletnie stracić dobry humor. Wyciągnęła go z tamtej sali nie dlatego, że pragnęła odciągnąć jego uwagę od atrakcyjnych kobiet, ale dlatego, że naprawdę miała ochotę miło spędzić z nim czas, niezależnie od tego, co mieliby robić. Jutrzejszego wieczora mieli wrócić do domu, więc należało dobrze wykorzystać czas spędzony w Kapitolu, zwłaszcza, że nie miewali zbyt dużo okazji, aby swobodnie spacerować po prezydenckich przynależnościach, nawet wówczas, gdy rządy przejęła Paylor.
      – A więc chciałbyś założyć ze mną rodzinę? – zapytała zaczepnie, uśmiechając się z wyraźnym rozbawieniem. Wyminęła go i zaczęła iść tyłem, nie zważając na to, że jeden wystający korzonek może sprawić, że wyląduje tyłkiem na ziemi i ubrudzi swoją jasną sukienkę. – Może najpierw zaprosisz mnie na drinka? – poruszyła brwiami i parsknęła śmiechem, kręcąc głową. – Tak się flirtuje? Wiesz, że nigdy nie flirtowałam?
      Miała kilku adoratorów zachwyconych jej występem na arenie, ale nigdy żadnemu nawet nie odpowiedziała na wiadomość. Uznawała za uwłaczające to, że mogłaby podobać się innym mężczyznom jedynie dlatego, że jako jedyna z dwudziestu czterech dzieciaków przeżyła koszmar zgotowany im na arenie. Finnick też nie miał łatwo, wiedziała o tym, ale mimo tylu okropieństw wciąż potrafił być dla innych czarujący, zdobywał ich sympatię z łatwością, zwyczajnie nie dało się go nie lubić. Annie była dumna ze swojego męża i z jego ogromnej siły.

      oczarowana, zakochana, największa szczęściara na świecie Annie

      Usuń
  17. [Hej, dziękuję bardzo za powitanie. :) Może, skoro mamy w zasadzie jakiś punkt zaczepienia gotowy, spróbujemy stworzyć jakiś wątek? :)]

    Blanche

    OdpowiedzUsuń
  18. [Dzięki za powitanie I za ożywienie Finnicka. Uwierzysz, ze Twoje KP czytałam cały czas z telefonu i nie wiedziałam, że ma ono więcej niż kilka linijek? XD Dopiero teraz ją przeczytałam. Wydaje mi się, że i tak największe rożki Finnick pokaże na fabule. Mam nadzieję, że miło prowadzisz swoje wątki i być może niedługo coś tam nam się uda pograć ze sławnym Odairem. ]

    Ria

    OdpowiedzUsuń
  19. [ Dziękuję ślicznie! Od siebie dodam jeszcze, że dziękuję za wskrzeszenie Finnicka. I za Lanę na ikonce. Nosz. Miłość <3 ]

    William

    OdpowiedzUsuń
  20. [ Haha, wygląda na to, że powinnam więcej takich tajemniczych wstawek dodawać... xD Oczywiście, jestem jak najbardziej na tak, jeśli chodzi o wątek i powiązanie. Shaylee i Finnick musieliby się poznać gdzieś w dystrykcie trzynastym i z jakiegoś powodu utrzymywaliby ze sobą kontakt przez dłuższy czas. Nie mam tylko pomysłu co też by ich mogło "złączyć" do tego stopnia, może Ty na coś wpadniesz? ]

    Shalee olicityshipper too

    OdpowiedzUsuń
  21. Próbowała powstrzymać swojego męża, złapać go za ramię zanim spróbowałby chociażby zrobić krok w stronę agresora i jego dziewczyny, ale nie zdążyła. Westchnęła, obserwując rozwój wydarzeń i zastanawiając się, dlaczego jej mężczyzna ma taki pociąg do ratowania innych ludzi i nigdy nie potrafi się przed tym powstrzymać. Była z niego dumna, to oczywiste, cieszyła się, że trafił się jej mąż, który potrafi zadbać nie tylko o nią i o siebie, ale również o innych, którzy tego potrzebują, jednak to nie zmieniało faktu, że zwyczajnie się o niego martwiła. Rowan wyglądał na rosłego, silnego faceta, który wiedział, jak walczyć, dlatego Annie z przerażeniem obserwowała rozwój wydarzeń i od razu podbiegła do Finnicka, gdy pierwszy cios został wymierzony. Słychać było charakterystyczne, dośc jednoznaczne chrupnięcie oraz zdławiony krzyk ładnej, ale wyraźnie przerażonej dziewczyny. Annie miała teraz okazję lepiej się jej przyjrzeć; próbowała zakryć makijażem ślady po uderzeniach, ale dla wprawionego oka wciąż były wyraźnie widoczne, co musiało oznaczać, iż agresywne zachowanie jej partnera nie było odosobnionym przypadkiem jednego wieczora.
    – Złamałeś... złamałeś mi nos! – wrzasnął Rowan i rękawem koszuli wytarł krew, która zaczęła ściekać po jego ustach, później po brodzie. Był zdenerwowany, wyraźnie nie rozumiał powodu tego ataku, co było rzeczą niezwykle przykrą i niepokojącą, zwłaszcza, gdy całą winę zrzucił na kobietę. – Wszystko twoja wina, Jules, ty kretynko. Nie potrafisz mnie nawet obronić!
    – Przepraszam, Rowanie, nie miałam pojęcia, że zamierza cię uderzyć – powiedziała płaczliwym tonem, jednak wyraz jej twarzy diametralnie zmienił się, gdy spojrzała na Finnicka. Teraz była zwyczajnie wściekła. – Nie wtrącaj się w nieswoje sprawy!
    – On cię uderzył – zaprotestowała Annie, nie mogąc znieść tej bezczelności i braku wdzięczności. – Finnick cię uratował, przecież Rowan mógł zaraz spróbować powtórzyć swój gest mocniej! Jak możesz mu na to pozwalać? – dziwiła się, jednak wzrok dziewczyny, nagle niepewny i wycofany, dał jej do zrozumienia, że „mocniej” prawdopodobnie zdarzało się już w przeszłości. Annie sapnęła z oburzenia i jednoczesnego smutku, nie mogąc zrozumieć dlaczego mężczyzna krzywdził tę kobietę i dlaczego ona mu na to pozwalała, ba!, nawet broniła go przed tymi, którzy próbowali obronić ją.
    – Nie powinniście się w to mieszać, zostawcie mnie i mojego narzeczonego w spokoju – syknęła chłodno, pomagając Rowanowi podnieść się z ziemi. – A ty musisz się umyć, kochanie, nie wrócisz przecież do sali balowej z zakrwawioną twarzą – wyciągnęła z torebki chusteczkę, którą podała swojemu ukochanemu, jednak ten brutalnie odtrącił jej rękę i z furią spojrzał na Finnicka. Annie zagrodziła mu drogę, bo chociaż była drobna i prawdopodobnie jej uderzenie mogłoby go jedynie połaskotać, nie miała przecież zamiaru stawiać na przemoc fizyczną, nienawidziła tego, zawsze unikała otwartych potyczek. Ona i Peeta byli jedynymi trybutami, którzy nie zamordowali umyślnie żadnego z wysłanych na igrzyska dzieciaków, a Annie do tej pory miała problem z tym, żeby zabić muchę.
    – Proszę, możemy porozmawiać, na spokojnie. Mój mąż chciał ci po prostu uświadomić, że nie wolno traktować w ten sposób kobiet, ale jestem pewna, że mógł zrobić to łagodniej i po prostu poniosły go emoc... – zaczęła spokojnie, jednak urwała, gdy Rowan boleśnie złapał ją za ramię i odepchnął w tę samą stronę, w którą poleciała wcześniej Jules. Annie zachwiała się, ale udało się jej utrzymać równowagę, na całe szczęście, bo wiedziała, że gdyby Rowan popchnął ją na tyle mocno, aby upadła, Finnick mógłby wpaść w furię.

    podziwiająca swojego bohaterskiego ukochanego Annie

    OdpowiedzUsuń
  22. [ Szykuję dla niego coś lepszego niż nieudane małżeństwo, spokojnie. Musi tylko wytrzymać. :D ]

    Peeta

    OdpowiedzUsuń
  23. [A ja sobie śpiewam "too hot, hot damn" jak widzę Finnica, który również rozprasza mnie, bo tutaj jak przewijam tekst, nadal go widzę!
    Czyżby Artemis mógł zaśpiewać do Finnica: I'm the one that turned you gay? *śpiewa na melodii Katy Perry - One that go away*
    Nie wiem jakie może być powiązanie, ale chętnie bym coś pogryzmoliła, zwłaszcza, że oboje mają koszmary.]

    Artemis

    OdpowiedzUsuń
  24. [Dzień dobry i dziękuję bardzo! :) Wpadł mi do głowy taki pomysł, że nieco podpity Finnick mógłby próbować uwieść Poppy i w pewnym momencie zrobiłby się trochę zbyt nachalny, więc Bennett mogłaby mu trochę nakopać. Niestety, jakoś tak by niefortunnie upadł i rozbił sobie głowę czy coś, więc Poppy musiałaby się nim zająć. Co ty na to? :)]

    Poppy

    OdpowiedzUsuń
  25. [Postaram się jeszcze dzisiaj zacząć :)]

    Poppy

    OdpowiedzUsuń
  26. Jasne lampy świeciły wprost w jej oczy. Nie miała pojęcia, gdzie jest. Pomieszczenie wydawało się sterylnie czyste, kafelki na ścianach przesadnie wypolerowane. Powietrze mimo tego było podejrzanie ciężkie, zdawało się ją oblepiać, unieruchamiać. Czuła każdą najdrobniejszą komórkę ciała pulsującą stale tym samym ognistym bólem, jakby wciąż jej delikatną skórę pożerał dziki płomień. Wszystko wokoło jednak zdawało się zionąć niewiarygodnym chłodem. Nawet światło płynące z lamp i rażące ją, miało w sobie coś lodowatego. Jej oddech stawał się nierówny, czuła, że zaraz stanie się coś nieprzyjemnego. Chciała się ruszyć, podnieść z miejsca i odejść z podejrzanego pomieszczenia, jednak każdy fragment jej ciała był niczym z ołowiu. Nie mogła jednak zmusić nawet palców do przesunięcia się o choćby milimetr. Atmosfera miejsca przytłaczała ją, odbierając chęć do życia. Nie wiedziała, gdzie się znajduje, ale była pewna, że widziała już to miejsce i że nie chce się w nim znajdować. Krzyk uwiązł w jej gardle, nie mogła wydobyć z siebie chociażby najdrobniejszego głosu. Coś ją powstrzymywało przed wszystkim. Kiedy wokół niej zaczęły pojawiać się drobne ciała odziane jedynie w lekkie jasne tkaniny, jej serce zaczęło gubić rytm. Nie chciała znów ich widzieć. Puste oczy zdawały się wodzić za nią, chociaż nie wykonywała najmniejszego ruchu. Paraliżował ją strach, zimno, ognisty ból w całym ciele i ciężka atmosfera jasnego pomieszczenia. Kiedy znajome oczy znów na nią spojrzały niezmiennie od dziesięciu lat z tym samym bólem, nie wytrzymała. Krzyk, jaki wyrwał się z jej gardła mógłby obudzić zmarłych…
    Serce waliło jej jak oszalałe, kiedy wyskoczyła z łóżka. Kręciło jej się w głowie, jasne ściany zdawały się sunąć ku niej. Wszystkie meble nagle zdawały się jej być zupełnie obce, elegancka rama łóżka wić się pod palcami jakby próbowała ją schwycić, a regał z książkami kłapać półkami by ją pochłonąć. Brakowało jej powietrza. Bosymi stopami stukała o chłodne posadzki, ale nawet ten odgłos wydawał się ją gonić. Wszystkie miejsca w domu, każdy kąt wydawał jej się nieznany, jakby ktoś zamknął ją w jakimś osobliwym miejscu pragnącym ją dopaść. Nie miała pojęcia, co się z nią dzieje. W wariackim biegu wypadła na zewnątrz, potykając się o nierówne płytki. Powietrze omiatające jej twarz zdawało się przywrócić nieco trzeźwość jej myślenia, ale stale pędziła na oślep, czując chłodne łzy na policzkach.
    Dopiero ciepłe ciało przed nią zatrzymało jej bieg. Wsparła głowę na męskim ramieniu, nie przejmując się skąpą piżamą ani tym, że moczy łzami czyjąś koszulkę. Nie zadawała niepotrzebnych pytań, nie zastanawiała, na kogo wpadła. Potrzebowała ciepła drugiego człowieka, które zupełnie niespodziewanie otrzymała. Czuła, jak silne ramiona delikatnie obejmują jej wstrząsane szlochem plecy. Nie mogła się uspokoić, przestać płakać…

    roztrzęsiona Prymulka

    OdpowiedzUsuń
  27. – Finnick, spokojnie... – szepnęła, nachylając się lekko nad swoim mężem, gdy kolejne słowa ostrzeżenia padły z jego ust pod adresem strażników. – Nie będzie takiej potrzeby, żeby użyć siły, zapewniam pana – zwróciła się w stronę mężczyzn i ruszyła za nimi, tylko raz oglądając się na Jules pomagającą Rowanowi wstać z ziemi. Miała sobie za złe, że nie powstrzymała dziewczyny przed wybiegnięciem po strażników, ale była tak sparaliżowana widokiem Finnicka okładającego Rowana pięściami, że nie zauważyła nawet momentu, w którym tamta zniknęła w głębi ogrodu. Powinna była się bardziej skupić, czuła żal z tego powodu, jej mężczyzna mógł ponieść przecież konsekwencje swoich działań, gdy okazało się, że strażnicy prowadzą ich prosto przed oblicze prezydent.
    – Pani goście zostali znalezieni w ogrodzie, gdy zaatakowali pani siostrzeńca – powiedział jeden ze strażników, a Annie aż wstrzymała oddech na wieść o tym, że Rowan jest spokrewniony z Paylor. – Wysłaliśmy medyka, aby się nim zaopiekował, prawdopodobnie miał złamany nos, ale nie zdążyłem się przyjrzeć, zbyt zajęty uspokajaniem tego... degenerata – rzucił ze złością, popychając Finnicka za ramię. Wszyscy goście na sali patrzyli teraz w ich stronę, a Annie poczuła jak jej policzki na powrót robią się czerwone; jej szaleństwo znów miało ochotę wyjrzeć na powierzchnię, dojść do głosu w najbardziej niepowołanym momencie, zmusić ją do zamknięcia się w sobie. Nie mogła jednak zostawić Finnicka samego z problemem, dlatego po kilku płytkich oddechach uniosła wzrok i podeszła bliżej Paylor. Strażnik usiłował ją zatrzymać, ale prezydent uniosła dłoń, by poprzez ten niemy gest zmusić go do zostania w miejscu.
    – Rowan uderzył kobietę, Finnick po prostu usiłował go powstrzymać – wyjaśniła cicho, w taki sposób, żeby nikt poza nią nie mógł ich usłyszeć. Nie chciała rozsiewać kolejnych plotek, które przedstawiłyby Paylor w negatywnym świetle, była przecież dobrą przywódczynią i nie potrzebowała rzeszy ludzi podważający jej kompetencje na podstawie zachowania członka rodziny. – Nie zrobił niczego złego, Rowan z tego wyjdzie, a my i tak mamy w planach opuścić Kapitol więc proszę, nie karz go w żaden sposób.
    Paylor westchnęła, jakby z żalem, być może wiedząc o agresywnych skłonnościach swojego siostrzeńca, a przynajmniej na to wskazywał wyraz jej twarzy.
    – Oczywiście, nie poniesiesz konsekwencji, panie Odair, ale następnym razem proszę, abyś zostawił wymierzanie sprawiedliwości odpowiedzialnym za to służbom – poprosiła i chociaż strażnicy nie wyglądali na zadowolonych z rozwoju sytuacji, wypuścili Finnicka i grzecznie pożegnali się z prezydent Paylor. Annie skinęła głową w ramach podziękowania, zbyt zażenowana sytuacją, aby spróbować w jakiś sposób kontynuować rozmowę, dlatego pociągnęła swojego męża, aby zeszli w końcu z publicznego widoku. Oddała mu marynarkę, odbierając z szatni własny płaszcz, a przed samymi drzwiami do prezydenckiego pałacu czekało kilka samochodów gotowych odwieźć pasażerów w dowolnie wybrane przez nich miejsce. Zgodnie z planem powinni zostać w stolicy jeszcze jedną noc, ale skoro obiecali kobiecie, że wyjadą jeszcze dzisiaj, tak należało zrobić i Annie nawet się z tego cieszyła, w końcu zdążyła stęsknić się za domem, w którym czekało na nich tak wiele obowiązków!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pociągi zawsze przywoływały wiele nieprzyjemnych wspomnień związanych z wyjazdem na arenę oraz późniejszych powrotów do Kapitolu, gdy usiłowano zrobić z niej opiekuna dla trybutów. Nigdy nie chciała w tym uczestniczyć, oddając rolę Finnickowi bądź Mags, gdyż zbyt łatwo przywiązywała się do tych wszystkich dzieciaków, aby móc później patrzeć na ich śmierć. Teraz wracali do domu, było bezpiecznie, przytulnie, a przyciemnione światła w przedziale wprowadzały niemal senną atmosferę. Annie wiedziała jednak, że nie będzie mogła zmrużyć oka, dlatego po kilkunastu minutach podróży wstała ze swojego fotela, by przejść się po pozostałych przedziałach. Gdy po godzinie wróciła z powrotem, trzymała w rękach przezroczysty pakunek.
      – Pewnie bolą cię knykcie – powiedziała i usiadła obok. Ułożyła jego rękę na swoich kolanach i przyłożyła do niej lód, starając się nie doprowadzić do tego, aby nagłe zimno sprawiło mu ból, dlatego co jakiś czas podnosiła woreczek, ogrzewała jego dłoń swoją własną i powtarzała czynność. Nie chciała, żeby czuł się źle, ale sama nie była pewna co myśli o jego zachowaniu względem tamtego mężczyzny.
      Nie odezwała się już do samego końca podróży.

      trochę zagubiona Annie

      Usuń
  28. Nie była tym typem osoby, która siedzi całe dnie w domu lub w pracy i rzadko kiedy gdzieś wychodzi. Wręcz przeciwnie, starała się wraz ze znajomymi jak najczęściej odwiedzać różne kluby, bary czy restauracje, nawet jeśli w dwunastce wielkiego wyboru nie było i co tydzień przesiadywali w tych samych lokalach. W końcu liczyło się towarzystwo, a nie miejscówka, prawda? Mimo to, czasami wychodziła gdzieś sama, gdyż nie zawsze wszyscy mieli czas gdzieś pójść, a Poppy niekiedy miała aż za dużo czasu. Czasami siedziała wtedy w domu i czytała coś lub oglądała, a czasami w pojedynkę odwiedzała pobliski bar, aby się czegoś napić, może z kimś porozmawiać i trochę się zrelaksować. Co prawda, dla niej najlepszym relaksem był trening, ale ile mogła siedzieć w klubie i ćwiczyć? I tak spędzała tam niemal większość dnia, raz na jakiś czas musiała więc odpocząć w jakiś inny sposób, a alkohol wbrew pozorom w tym pomagał. Oczywiście, nie piła zbyt wiele, gdyż wolała zachować w miarę trzeźwy rozum, aby nie zrobić niczego głupiego. Chyba tylko raz w swoim życiu upiła się do nieprzytomności, a było to niemal dziesięć lat temu, tego samego dnia, w którym wprowadziła się do dwunastki, w którym znalazła małe, przytulne mieszkanko. Pamiętała jak usiadła na gołych panelach i oparła się o nierozpakowane pudło, a później sama wypiła dwie butelki wina i resztkę whisky ojca, mając pełną świadomość, że została sama jak palec. Nie miała pojęcia czy sobie poradzi i bała się niczym pięcioletnie dziecko, więc postanowiła choć na chwilę o wszystkim zapomnieć. I zapomniała. Dopóki następnego dnia nie obudziła się z zapuchniętymi od płaczu oczami i ogromnym bólem głowy. To był ostatni raz kiedy tak się upiła, bo choć nadal się bała i miała wątpliwości, wiedziała, że alkohol w niczym jej nie pomoże.
    Teraz siedziała w barze, w końcu szczęśliwa i zadowolona z życia, popijając słodkiego drinka dla przyjemności, a nie po to, aby topić smutki w alkoholu. Kiwała lekko głową w rytm żwawej muzyki, obserwując innych klientów i szukając wśród nich jakiejś znajomej twarzy. Znała sporo ludzi w dystrykcie trzynastym, niektórych poznała jeszcze podczas rebelii, inni przychodzili zaś do jej klubu, aby sobie poćwiczyć albo wziąć udział w zajęciach. Niestety, każdy kogo kojarzyła miał już towarzysza lub towarzyszkę i Poppy nie miała zamiaru im przeszkadzać. Siedziała więc sobie samotnie, dopóki wzrokiem nie natrafiła na znajomego mężczyznę siedzącego na drugim końcu baru. Po chwili obserwacji upewniła się, że również jest sam, więc podniosła się ze swojego miejsca, by po chwili usiąść obok niego z lekkim uśmiechem. Nie miała pojęcia czy go kojarzy, ale ona kojarzyła jego. Raz czy dwa ze sobą kiedyś rozmawiali. Pamiętała nawet jego ślub, który dziesięć lat temu odbył się w trzynastce, choć Poppy wolała ten czas spędzić wtedy na ćwiczeniach na sali i tylko z daleka widziała jego oraz jego wtedy świeżo upieczoną żonę.
    — Cześć. Finnick, prawda? — Uśmiechnęła się w jego stronę, bawiąc się szklanką z drinkiem, którą postawiła na blacie przed sobą. — Nie wiem czy mnie pamiętasz, jestem Poppy Bennett. Poznaliśmy się w dystrykcie trzynastym wiele lat temu. — Chociaż od tego czasu dziesięć lat, mężczyzna prawie wcale się nie zmienił. Poza tym, Poppy miała wyjątkową pamięć do twarzy, więc nic dziwnego, że go rozpoznała.

    Poppy

    OdpowiedzUsuń
  29. [Finnick ❤ Moja ulubiona postać zaraz po Peeta. Cóż, jeśli Misha nie może liczyć na obopólny seks to pofantazjuję, by odurzyć mężczyznę i go wykorzystać :-P Tak sobie myślę, Finnick to specyficzna osoba więc może z nudów - bo rebelia się skończyła i wiodą zwykłe życie - węszyłby jakiś spisek i podejrzewał Mishe o podżeganie do buntu czy czego tam. Zabawiłby się w detektywa albo ambasadora dobrej woli po pracy. Chyba że masz inny pomysł.]

    Misha

    OdpowiedzUsuń
  30. [Do it cruel, niech to Finnick będzie tym, który przyniesie Artemisowi wiadomość o śmierci Phi. I od tego czasu Arty będzie go nienawidził, tak bardzo głęboko, że aż będzie miał ochotę rozwalić mu śliczną twarzyczkę o maskę samochodu, który przyprowadzi Oddair do warsztatu.]

    Artemis, który chce się z kimś pobić, Galloway

    OdpowiedzUsuń
  31. [Dzięki za miłe powitanie mojej postaci c; może uda się nam stworzyć jakiś wątek, co o tym myślisz?]

    OdpowiedzUsuń
  32. [Myślę, że byłby to dość ciekawy pomysł aby dostarczała słodkości do jego restauracji. Może jako, że ostatnio dość często przynosi ciasta kilka dni temu została do późna piekąc i pijąc wino wiedząc, że nikt prędko nie wejdzie na zaplecze restauracji. Nie spodziewała się, że Finnick wejdzie do kuchni i zastanie ją gdy tańczy jednocześnie przelewając roztopioną czekoladę. Co o tym sądzisz?]

    Alexandra

    OdpowiedzUsuń
  33. Jej ruchy nigdy nie należały do najładniejszych. Gołe stopy pokryły małe kawałki ciasta. Ociężale poruszała biodrami w jedną, a później w drugą stronę, kilka kosmyków blond włosów uwolniło się z luźnego kucyka i raz po razie łaskotały jej policzek. Prawdopodobnie gdyby przykładała do tego jeszcze mniej uwagi pewnie wpadłyby do miski, w której temperowała czekoladę. Rozsypana mąka zajmowała większą część jednego z dwóch roboczych blatów, na jednym z nich można było dostrzec małe kawałki przylepionego ciasta, które teraz powoli piekło się w piekarniku. Piekła od razu dwie partie, jedne z orzechami, a także sernik. Profesjonalna kuchnia, w której pracowała od kilku godzin teraz w niczym nie przypominała restauracyjnego miejsca pracy. Brakowało sterylności, brudny mikser stał w nieodpowiednim miejscu, kilka misek leżały obok zlewu, a w nich kilka pojedynczych owoców. Na jej ustach pojawił się dawno niewidziany szczery uśmiech. Coraz głośniej nuciła kolejne słowa jakiejś starej piosenki, a głowa kołysała się do rytmu. Jej fartuch tak samo jak i kawałek zielonej bluzki pokryte były kropkami jakiejś masy lub napoju. Może dlatego nie przychodziła tutaj za często, nie potrafiła przebywać w sterylnym, dopracowanym środowisku. Najczęściej po prostu otwierała tylne drzwi kluczem, które dorobiono jej w zeszłym tygodniu, po cichu wchodziła przytrzymując plecami drzwi i odkładała kilka pakunków w najbliższym wolnym miejscu, a jedna z kelnerek potwierdzała odbiór pachnących słodkości. Tylko kilka razy zostawała kilka minut dłużej podglądając pracę profesjonalistów, osób, które wszystko miały zorganizowane, szybko przyjmowali zamówienia tworząc kolejne dania. Zaskakująco zawsze widziała to miejsce jedynie od kuchni. Nie pasowała do wystrojonych kobiet, które z uśmiechem na twarzy wypijały określoną ilość wina z podłużnych kieliszków. Śmiały się, lecz nie były to radosne uśmiechy, raczej wymuszone, uśmieszki tworzone na pokaz. Próba wmówienia sobie, że wszystko jest w porządku, gdy nic nie jest. Wzięła spory łyk czerwonego wina prosto z butelki. Mogła być lekko pijana, ale pieczenie w swoim domu bez tych drogi, lśniących sprzętów nie było takie zabawne.

    "You're gone, gone, gone away
    I watched you disappear
    All that's left is a ghost of you
    Now we're torn, torn, torn apart, there's nothing we can do
    Just let me go we'll meet ... "

    Zatrzymała się w pół słowa, jej ciało nagle całkowicie zesztywniało ponieważ gdy nagle podniosła wzrok z roztapiającej się czekolady zauważyła opierającego się o ścianę mężczyznę, który prawdopodobnie obserwował ją od dłużej chwili. Czuje jak zaczyna panikować, kiedy odstawiając butelkę wina stara się przybrać bardziej profesjonalną postawę, choć oboje wiedzą, że jej się nie uda.


    Alexandra

    OdpowiedzUsuń
  34. Odwzajemniła krzywy uśmiech wycierając dłonie o swoje spodnie. Mimo że dołączył się mocno po zakończeniu piosenki jego zmęczony głos dość dobrze komponował się z jej ochrypłym i dość cichym.
    - Istnieje tylko jedna rzecz, którą można uznać za lepszą niż czekolada, i jest to połączenie alkoholu z czekoladą. Carole Matthews- podniosła butelkę czerwonego wina, zrobiła dwa kroki w jego stronę, jeden w tył zastanawiając się czy dobrze robi spoufalając się z kimś, kto ją zatrudnia. Z jednej strony i tak zobaczył ją już w kiepskiej sytuacji. Mogła jeszcze bardziej się pogrążyć lub spróbować wytłumaczyć z bałaganu i dziwnego nastroju. Zlustrowała go wzrokiem przygryzając dolną wargę nadal kłócąc się z myślami by na końcu zrobić kilka ruchów i wręczyć mu butelkę, w której wciąż było dość sporo czerwonego napoju
    -Wyglądasz jakbyś tego potrzebował- szybko uciekła z jego przestrzeni osobistej i wróciła do gorących piekarników, przy których odetchnęła z ulgą. Szczerze mówiąc to jej dobry humor powoli uciekał wraz z narastającą niezręcznością i lekką paniką. Sprawdziła czy jej wypieki mają odpowiednią temperaturę, a później oparła się o jeden z roboczych blatów.
    -Możesz podejść bliżej jeżeli także odpuściłeś sobie profesjonalizm- jej głos nadal był zachrypnięty, prawdopodobnie niezbyt miły dla ucha. Na pewno nie był przyjemny kiedy śpiewała, ale nikomu poza nią nie musiał się podobać. Przyjrzała się mężczyźnie, który jednak pozostał w kuchni. Wszyscy go znali, a przynajmniej jakąś wersję jego osoby. Ona próbowała nie słuchać żadnej tej wersji, znała tylko jego imię choć nigdy nie zostali sobie oficjalnie przedstawieni. Miała oczywiście jakieś wyobrażenia kim mógłby być człowiek, który przeżył tak wiele, w niektórych dnia, gdy przynosiła swoje słodkości zastanawiała się czy ta restauracja nie jest jakiegoś rodzaju maską. Wersją siebie, którą chciałby być lub którą chciałby przedstawiać zbyt wścibskim ludziom. Nie chciała go oceniać, na pewno nie kiedy sama nie chciała być oceniana przez innych. Odwróciła się na chwilę gdy usłyszała charakterystyczne piszczenie. Otworzyła piekarnik by wyjąć pierwszą i drugą partię ciast, a na jej twarzy pojawił się szczery uśmiech, wcześniejsza panika oraz niezręczność zostały rozwiane zapachem wypieków.
    -Muszą trochę ostygnąć zanim będę mogła je polać czekoladą- nie miała pojęcia czy w ogóle zwrócił uwagę na jej słowa. Podeszła do miksera w którym została zapoczątkowana słodka bananowa masa, wrzuciła kilka tabliczek czekolady i włączyła mikser. Nie przeszkadzała jej obecność drugiej osoby, miała nadzieję, że jemu nie przeszkadzała chwilowa cisza. Posłała mu słaby uśmiech, a później zwróciła większą uwagę pracującemu urządzeniu by wreszcie je wyłączyć, przelać do przygotowanej wcześniej blachy i włożyć to do piekarnika. Gdy wszystko zostało zrobione podeszła do niego tylko po to by wziąć od niego butelkę i upić porządny łyk wina, a później mu ją oddać.

    Alexandra

    OdpowiedzUsuń

The Hunger Games Mockingjay Pin