środa, 20 lipca 2016

[KP] “Nie boję się nieznanego, tylko stracić to, co znam.”

Free Image Hosting at FunkyIMG.com
Katniss Everdeen
IGRAJĄCA Z OGNIEM —— DWADZIEŚCIA SIEDEM LAT —— ŁOWCZYNI —— ŻONA
Rzekomo udało jej się dosięgnąć wszystkiego, o czym marzyła. Ocaliła siostrę, razem z Peetą przetrwała 74., a potem 75. Głodowe Igrzyska, wreszcie stała się głosem wszystkich Dystryktów i zjednoczyła je, by położyć kres dyktatorskim rządom Snowa. Panem odrodziło się jako zupełnie nowe państwo, a ona - jak głosiły media - nareszcie złożyła broń i odnalazła spokój. Wyszła za miłość swojego życia, zamieszkała na stałe w Dystrykcie 12. i w domyśle miała być szczęśliwa. W końcu wywalczyła tę świetlistą przyszłość nie tylko sobie, ale także wszystkim ludziom, którzy pokładali w niej wielkie nadzieje i wszelką wiarę. Nie zawiodła zatem ani ich, ani siebie. Czyżby?
Nikt nie wnikał w to, jak wiele poświęciła tym wygórowanym ideałom. Nie zawsze udawało jej się chronić swoich bliskich, a oni ginęli w jej imieniu. Ich twarze po dziś dzień prześladują ją w sennych koszmarach i nawet bliskość Peety nie jest w stanie ich przegnać. Na początku wydawało jej się, że potrzebuje czasu, żeby się zregenerować, odnaleźć w nowym położeniu. Dni jednak mijały, mijały nieubłaganie, a jej żywot w swej ciągłości nie nabierał oczekiwanych barw. Katniss nie potrafiła zbratać się z ciszą, nie po okrucieństwach wojny, a kiedy nie mogła spać i nocą przemierzała kolejne metry kwadratowe swojego domu, czuła... Pustkę. Zupełnie, jakby wszystko, czego dokonała nie miała najmniejszego znazczenia. Najwyraźniej nie była gotowa, by przejść nad tym do porządku dziennego. Było tym trudniej, że wśród ludzi powracających do swoich starych domów nie dostrzegła jego. Dowiedziała się tylko, że dostał dobrą posadę w Dwójce i że raczej nie wróci do Dwunastki. Mimo, że ciężko było jej w to uwierzyć, upływający czas utwierdził ją w przekonaniu, że ich drogi już się nie zejdą. Od tamtej pory, każdego wieczora, wyciągała z komody naszyjnik, w którym wciąż trzymała jego zdjęcie — zaraz obok zdjęcia matki i ukochanej siostry. Zdała sobie wtedy sprawę, że z jej życia bezpowrotnie zniknęła jedna z najbliższych jej osób. Ale tylko on zniknął, bo chciał zniknąć. Uciekł. By móc się z tym uporać, stopniowo stygła. Uczucia i emocje zaczęły w niej przymierać, stłumione permanentnym bólem i traumą. Peeta był przy niej przez cały ten czas, mimo, że usilnie starała się go od siebie odsunąć. Była wściekła na siebie, na Gale'a, była wściekła na cały świat i ten parszywy los, że tak to wszystko pokomplikował. Że musiała oszukiwać Peetę, grając główną rolę w przedstawieniu Kapitolu, że Hawthorne musiał to oglądać i wreszcie... Że stała się narzędziem w czyichś rękach. Tłumaczyła sobie, że robiła to wszystko, aby chronić najbliższych, ale jednocześnie nie potrafiła sobie tego wybaczyć. Bo dopiero, gdy Gale odszedł, uzmysłowiła sobie, ile straciła. Uzmysłowiła sobie, że najzwyczajniej w świecie... Pomyliła ich.  Wcześniej żyła w przekonaniu, że to Mellark koi jej zszargane nerwy, że to przy nim spokojnie zasypia, że to jego dobroć i cierpliwość jest w stanie ją naprawić. Owszem, było tak, ale tylko wtedy, kiedy miała pewność, że gdzieś tam jest mężczyzna o szarych oczach i że jest gotów poświęcić za nią życie. I mimo, że uczucie, które żywiła do Peety było prawdziwe, ciepłe i silne — nie było miłością, a przynajmniej nie taką, na której można oprzeć dom czy rodzinę. A to właśnie tego syn piekarza nabardziej pragnął i właśnie tego nie mogła mu dać. Nie chciała. Żałowała, że zdała sobie z tego sprawę tak późno. Żałowała, że przez tyle lat pozwalała, by jej mąż żył iluzją, był jej podporą w chwilach kiedy ona po prostu na niego nie zasługiwała. Oczywiście, próbowała dać sobie czas, nauczyć się go kochać, ale to nie zdawało egzaminu. Wbrew wszystkiemu zdążyła się do tego przyzwyczaić, do grania i zasłaniania się uśmiechem. Po raz kolejny oszukuje wszystkich wokół, dając życie roli szczęśliwej małżonki. Jedynym miejscem, gdzie może być sobą, jest las, zupełnie jak za dawnych lat. To właśnie tam ucieka, gdy w oczach Peety widzi, że wszystkiego się domyśla (albo, co gorsza, już wie). To właśnie tam ździera z siebie maski, to właśnie tam łapie oddech. Zdarza jej się znikać na całe dnie, nocuje wtedy w chatce ojca i poluje, nawet jeśli już nie musi tego robić. W ten sposób odwraca swoją uwagę od gryzącego sumienia, skupia myśli w punkcie, który nie szarpie boleśnie jej wspomnień. Nie potrafi inaczej. Tylko polowanie przynosi jej ulgę. Na chwilę. Często siada na brzegu, obserwując płaską taflę wody, lustro, w którym przeglądają się słońce i księżyc. Siedzi tak godzinami, zamyka oczy i wsłuchuję się w grę lasu. Czuje, jak rześki, wilgotny wiatr plącze jej włosy, czule dotykając policzków, szyi. I czasem nawet wyobraża sobie, że ten dotyk należy do osoby. Do niego.
                                                                                                                                               
Ale drama mi z tego wyszła! Ale to wszystko wina tego przystojniaka, którego zasłoniłam. Jego karta mnie natchnęła. Ale nie martwcie się, z Katniss wcale nie jest tak źle. Raczej. Chodźcie na wątki <3 

51 komentarzy:

  1. [Kotna! <3 Jak ja cię kocham za nią i za tę dramę! Ale niech zbyt szybko się nie dowiedzą o swoich uczuciach, dobrze? Będzie jeszcze większa drama. xD
    Już widzę ich pierwsze spotkanie po dziesięciu latach: Gale szuka drogi do domu matki, bo dopiero co przyjechał, i nagle widzą się na ulicy i żadne nie wie, jak się zachować. :D Co ty na to? Ach, i Kotna wie o zaręczynach Gale'a, czy jej tego oszczędziłaś?]

    miłość twojego życia

    OdpowiedzUsuń
  2. [Ah, ta nieszczęśliwa miłość! :(
    Cześć! Przybywam po obiecany wątek :D Zróbmy z nich przyjaciółki, a co! Cressidzie został tylko Pollux, a że kobieta niemal cały czas towarzyszyła Katniss podczas rebelii, mogły się trochę do siebie zbliżyć, bo czemu nie? :)]

    Cressida

    OdpowiedzUsuń
  3. [Tak, może go tam zaprowadzić, a Hazelle na pewno popyta o to i owo (bezduszna matka). Niech się trochę pomęczą w swoim towarzystwie. Ach, no i Hazelle może im rzucić jakąś niewinną uwagą, że znów będzie jak za dawnych lat, bo będą mogli razem polować.
    I drama się szykuje trochę większa, bo była narzeczona Gale'a też przyjedzie do Dwunastki. Pozostaje tylko czekać na jej kartę. Niech ktoś jeszcze Peetę przejmie i będzie idealnie. :D
    Mogę zacząć, ale ostrzegam, że pisanie na telefonie idzie mi dość topornie.]

    Wichura

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie sądził, że Blanche zirytuje go do tego stopnia, że postanowi po raz kolejny rzucić wszystko i w końcu wrócić do domu. Już od dłuższego czasu planował odwiedzić matkę w Dwunastce i zobaczyć, jak żyje się jego rodzeństwu. Kłótnia z już byłą narzeczoną i pozbycie się widma ślubu jedynie przyspieszyły jego decyzję: w ciągu tygodnia przygotował się do wyjazdu i poinformował matkę, że wraca. Na stałe. Nie wspomniał jej o Blanche, bo wciąż czuł irytację na samą myśl o niej. Wiedział, że główny problem nie tkwił w dziewczynie, która w gruncie rzeczy była wspaniałą osobą, a w nim samym. Dopiero w trakcie tego tygodnia, gdy miał okazję w spokoju przemyśleć swoją sytuację, dotarło do niego, że wybrał Blanche tylko dlatego, że w niczym nie przypominała Katniss. Była towarzyska, otwarta i miła, nawet z wyglądu w niczym się nie przypominały. Chyba podświadomie szukał kogoś, kto nie wywoła w nim wspomnień i niepożądanych skojarzeń z dawną miłością, a i tak nie potrafił nie porównywać jej do Kotny. Blanche nie miała żadnych rażących wad nie licząc jednej: nie była Katniss Everdeen.
    Przeraziło go to odkrycie. Od jego ostatniego spotkania z Kotną minęło dziesięć lat, a on wciąż nie potrafił pozbyć się jej z głowy. Nikt z jego przyjaciół o tym nie wiedział, z wyjątkiem Cressidy, która zbyt dobrze go poznała podczas rebelii, by dać się nabrać. Z bólem uświadomił sobie, że przyjaciółka wiedziała o nim więcej niż on sam.
    Dla Gale'a to był zamknięty rozdział: Katniss wybrała Peetę, tym samym uświadamiając go, że nigdy nie pokocha go na tyle mocno, by przestać traktować jak brata, którym zawsze dla niej był. Miał zapomnieć i za każdym razem, gdy do umysłu wdarła się jakaś myśl o Kotnie, tłumił ją skutecznie, udając, że już nic do niej nie czuł. Teraz, kiedy wysiadał z pociągu na peron Dwunastego Dystryktu, czuł, jak mocno waliło mu serce. Nie widział tego miejsca od tak dawna... Wystarczyła chwila, by przekonał się, jak wiele zmian wprowadzono w Dwunastce po jej odbudowaniu. W niczym nie przypominała biednego dystryktu wiecznie pokrytego węglowym pyłem, w którym się wychował. Jakimś cudem zabolała go ta zmiana. Tak jakby naprawdę wierzył, że z powodzeniem będzie udawał, że 74. Głodowe Igrzyska nigdy nie miały miejsca, tak samo jak to, co wydarzyło się po nich. Wiedział, że to niemożliwe, bo pewnych ran już nigdy się nie pozbędzie, a i tak bolało.
    Westchnął ciężko i ruszył w stronę zabudowań, w nadziei, że znajdzie kogoś, kto będzie wiedział, gdzie mieszka jego matka. Nawet nie sądził, że dziesięć lat życia z dala od rodziny będzie mu tak bardzo ciążyło. Pragnął w końcu ujrzeć braci, poznać chłopaka Posy i w razie potrzeby odciągnąć od siostry, i nade wszystko ujrzeć twarz matki.
    Przechodził właśnie koło magazynu, w którego miejscu niegdyś stał Ćwiek. Uniósł brwi, z uwagą przypatrując się nowemu hangarowi pełnego ludzi i ich wyrobów. Nagle zaczął żałować, że tak późno zdecydował się na przyjazd. Gdyby nie Blanche, zapewne byłby tu już od roku, może nawet dłużej.
    Pokręcił głową. Roztrząsanie własnych wyborów nie miało sensu. Próbował się ustatkować, ale nie potrafił. Odwrócił się od budynku targu, gotów wyłapać w tłumie jakiegoś przechodzenia i spytać go o drogę do Hazelle, gdy dostrzegł znajome, szare oczy wpatrujące się prosto w niego.

    Gale

    OdpowiedzUsuń
  5. [Hej! Przepraszam, że Cię brzydko zakrywam, ale chciałam się opublikować, póki bracia nie zaczną grać (rano) i mój internet nie umrze znów do 24. :<
    Myślę, że wyjść nam może ciekawy wątek, jeśli znajdą się, rzecz jasna, chęci. Blanche niby żyła w Kapitolu, ale zawsze była za Katniss i za Kosogłosem. Przez większość czasu wierzyła też w szczere uczucie Peety i Katniss - aż do pewnego czasu. Teraz jest w Dwunastce i, jak się okazuje, Twoja panna będzie romansować z byłym narzeczonym, za którym Blanche przyjechała. c: Piękne rozczarowanie na początek, nie sądzisz? :D]

    Blanche Rivera

    OdpowiedzUsuń
  6. Jeszcze kiedy jechał pociągiem, przygotowywał się do spotkania z Kotną. Wiedział, że jest ono nieuniknione, więc wolał zawczasu wymyślić, co dokładnie jej powie. Brał pod uwagę każdą możliwość: to, że powita go ze spokojem i radością (co wydawało mu się najmniej prawdopodobne, biorąc pod uwagę, że uciekł, nawet się z nią nie żegnając), że się zdenerwuje i wypomni wszystkie błędy (najbardziej prawdopodobne) i nawet że rzuci się na niego z pięściami, gotowa każde słowo podkreślić uderzeniem w jego klatkę piersiową (ale wymagałoby to fizycznego kontaktu, więc niemal od razu wykluczył tę opcję). Myślał, że jest gotowy się z nią spotkać, że gdy ją zobaczy, zachowa spokój i stwierdzi, że to, co niegdyś było między nimi, wygasło. Nie spodziewał się jednak, że gdy stanie z nią oko w oko, zabraknie mu tchu w piersi.
    Stał całkowicie sparaliżowany i niezdolny do ruchu. Wpatrywał się w twarz Katniss i chłonął każdy jej szczegół. Prawie w ogóle się nie zmieniła, odkąd widział ją wyprowadzaną z placu, po tym jak zastrzeliła prezydent Coin. Wciąż miała te same, jasne oczy, teraz wyrażające jedynie szok, wciąż te same, ciemne włosy plotła w warkocza, wciąż przy nim wydawała się niska, chociaż wcale nie należała do takich osób. Tak cudownie znajoma.
    Niemal natychmiast odsunęła się od niego, a Gale z trudem powstrzymał chęć przyciągnięcia jej do siebie i zamknięcia w uścisku. Kiedy opuszczał Blanche i Drugi Dystrykt, był pewny, że jego miłość do Kotny wygasła, a teraz zwaliła się na niego z całą swoją mocą. Tak jakby od ich ostatniego spotkania wcale nie minęło dziesięć lat a zaledwie dzień. Odetchnął głęboko, starając się uspokoić rozszalałe serce; z trudem rozluźnił mięśnie karku, które dotąd napinał do granic możliwości, powstrzymując samego siebie przed pokonaniem odległości, jaka dzieliła go od Kotny. I nagle napadły go wątpliwości, czy faktycznie słusznie postąpił, uciekając od niej i wracając jedynie pod wpływem impulsu? Już niczego nie był pewnym i bał się, że znów popełni błąd i zniknie z Dwunastki, by nie musieć na nią patrzeć.
    Katniss odezwała się jako pierwsza, przerywając pełną napięcia ciszę. Dotarło do niego, od jak dawna nie słyszał jej głosu… Nie powinien tak za nią tęsknić, dla własnego dobra. Wybrała Peetę i to z nim zamierzała spędzić resztę życia.
    Gale przywołał na usta blady uśmiech.
    — Hej, Kotna — przywitał ją dokładnie tak samo, jak robił to niemal codziennie, zanim zgłosiła się na 74. Głodowe Igrzyska. Tak jak powinien ją witać każdego dnia po wygraniu rebelii i obaleniu Snowa. Sam zdecydował, że będzie inaczej i trzymał się z daleka przez dziesięć lat. Jak to w ogóle wytrzymał? Był pewien, że gdyby znów przyszło mu uciec przed nią i przed tym zgubnym uczuciem, jeszcze ciężej byłoby mu się pozbierać. A przecież i tak nie udało mu się to przez ostatnie dziesięć lat, więc jak miał liczyć, że może teraz coś się zmieni?
    Dopiero kolejne pytanie Kotny wyrwało go z tego amoku, w który wpadł, gdy ją zobaczył, i przypomniało mu, dlaczego właściwie przyjechał do Dwunastego Dystryktu. Do rodziny. Miał odwiedzić matkę i rodzeństwo, już zbyt długo im to obiecywał. Chciał w końcu znów ich zobaczyć i choć trochę poudawać, że wcale nie zniknął z ich życia na dziesięć lat. Nie mógł zwlekać, jeśli chciał choć trochę odrobić ten czas.
    — Tak — potwierdził prosto, chwilowo niezdolny do wypowiedzenia czegoś więcej. Wciąż czuł się oszołomiony obecnością Katniss; od tak dawna nie przebywał w jej towarzystwie, że niemal zapomniał, jak silne emocje w nim wywoływała. Na Blanche nigdy tak nie reagował. — Już od dawna planowałem ich odwiedzić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie tak wyobrażał sobie to spotkanie. Powinien wytłumaczyć jej wszystko, przeprosić, ale nie potrafił się na to zdobyć. Bał się jej reakcji, tego, że mu nie wybaczy… po prostu się bał, że znów ją straci. Dawno nie czuł się aż tak niekomfortowo w czyimś towarzystwie, bo nie miał pojęcia, jak się zachować. Przecież przez dziesięć lat udawał, że jej nie znał. Jak przyjaciel tak robi?
      — Zresztą nie miałem wyjścia — dodał po chwili, nadając głosu swobodniejszy ton. Pragnął choć trochę rozładować atmosferę. — Posy znalazła sobie chłopaka, muszę go poznać.

      Gale, zbyt oszołomiony, by zachować choćby pozory normalności

      Usuń
  7. [Och, jaka fantastyczna Katniss! Pisałaś, że Twoje kanony zwykle nie trzymają się kanoniczności, ale tutaj kompletnie tego nie widzę, lub raczej, wszystko jest idealnie wyważone. Trochę mi szkoda, że sama Kat nie jest Team Peeta, ale kibicuję równie mocno jej związkowi z Galem, oby tam zaznała odrobiny szczęścia!
    Na chwilę obecną niekoniecznie mam pomysł na wątek, ale słowo honoru, że jeśli na coś wpadnę, od razu do Ciebie przyjdę.]

    Annie

    OdpowiedzUsuń
  8. [ Katnus, Katnus, Katnus.
    Wiedziałaś, że tu przyjdziemy. Przeszliśmy z Tobą nie jedno, a mimo to chcemy więcej. Nie mam konkretnego pomysłu, ale liczę na Ciebie. Zaszalejmy! ]

    Finnick

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [ Od razu powiem, że czytając zdanie "(...)bo Katniss pewnie cholernie ciąży ten cały teatrzyk", to już myśleliśmy o ciąży xD - no w końcu ma męża, to może ten teges...
      Ale za pomysłem jesteśmy bardzo za tylko, że Finuś woli łowić, bo w końcu jest z IV, wiec na początku nie szłoby mu najlepiej. A wolałby nie rzucać starym trójzębem, którym zabił tak wiele osób </3]

      Usuń
  9. [Czy ja Ci już mówiłam, jak ja lubię Twój styl? Mega jest *o* Piękna karta, cudna Katniss... Twórzmy coś, siostro! Masz jakiś pomysł? ;>]

    siostrzyczka

    OdpowiedzUsuń
  10. Czasami zastanawiało go, czy nie zachował się zbyt samolubnie, uciekając do Dwójki, ale wciąż pamiętał ból przeszywający serce, gdy zobaczył lekarzy wbiegających do pałacu z umierającą Prim na rękach. Pamiętał, że gdy Beetee oznajmił mu, jakich bomb użyto w ataku na dzieci i sanitariuszy z Trzynastki, zamarł z przerażenia i nie mógł wyksztusić słowa. Pamiętał też nieme oskarżenie w oczach Kotny, kiedy pytała o bomby, podczas gdy lekarze walczyli o życie Prim. Nie dziwił się jej reakcji, sam siebie obwiniał. Obiecał jej, że zaopiekuje się jej rodziną, a tymczasem sam prawie zabił jej siostrę. Ba!, ją też skrzywdził i mógł jedynie wyrzucać sobie głupotę i całkowite poświęcenie rebelii. Uciekł, wierząc, że Kotnie będzie lepiej bez niego, że kiedy nie będzie na niego patrzeć, łatwiej pogodzi się z tym, co się stało. I za każdym razem, gdy dzwonił do matki, oczekiwał najgorszego: że Prim umarła. A wtedy już nigdy nie potrafiłby spojrzeć Katniss w oczy.
    Rozumiał jej wściekłość. Zachował się tak, jak dawny Gale nigdy by się nie zachował; nawet by mu przez myśl nie przeszło, żeby porzucić przyjaciółkę, ale rebelia wszystko zmieniła. On się zmienił. Wolał udawać, że Kotna nie istniała, niż przyjechać do Dwunastki i się z nią zobaczyć, czego szczerze pragnął przez cały ten czas. Nie zdecydował się na powrót nawet wtedy, gdy Hazelle zadzwoniła do niego w środku nocy i z płaczem powiedziała, że Prim się obudziła po roku śpiączki. Mógł wrócić już wtedy, ale powtarzał sobie, że da Katniss czas. Nie dzwonił do niej, tak samo jak ona nie dzwoniła do niego. Za każdym razem, gdy słyszał z ust matki, że powinien porozmawiać z Kotną, odpowiadał: Tak jest lepiej. Nie wiedział, kogo bardziej pragnął okłamać: ją, czy samego siebie. I milczał, powtarzając sobie to kłamstwo tak często, aż sam w nie uwierzył. Bo przecież zawiódł Kotnę. Pozwolił, by skrzywdzili Prim, używając do tego najprawdopodobniej jego własnej broni. W takich chwilach żałował, że go nie zastrzeliła, gdy został pojmany przez Strażników Pokoju. Wtedy wszystko byłoby prostsze. Ona nie spędzałaby nocy w szpitalu, on nie musiałby uciekać uciekać.
    Dostrzegł, że wyciągnęła dłoń w jego stronę, ale cofnęła ją, jak tylko zorientowała się, co chciała zrobić. Zabolało. O wiele mocniej niż powinno. A przecież właśnie na to starał się przygotować. Na odrzucenie. Powtórzył sobie w myślach, że przecież sobie zasłużył, ale nie pomogło. Nie wiedząc, co zrobić z rękami, mocniej zacisnął dłoń na bagażu i po krótkim zastanowieniu drugą wsadził do kieszeni kurtki. Tak na wszelki wypadek, jakby nagle zapragnął jej dotknąć.
    Wiedział, że to spotkanie nie byłoby aż tak bolesne, gdyby dał Kotnie czas na oswojenie się z informacją, że wrócił. Hazelle na nawet nie miała okazji by kogokolwiek poinformować, bo sama dowiedziała się o tym w ostatniej chwili. Dlatego Gale zamierzał odkryć, gdzie mieszkała Kotna, dopilnować, by dowiedziała się o jego przybyciu i przez pierwsze dni omijać jej dom z daleka. Nie sądził, że wpadnie na nią tuż po opuszczeniu pociągu.
    Z trudem oderwał wzrok od Katniss i rozejrzał wokół. Chociaż budynki w niczym nie przypominały tych, które budowano w Dwunastce jeszcze przed bombardowaniem, drogi pozostały te same. Przystanął i bezwiednie przesunął spojrzeniem po tej, która niegdyś prowadziła do Złożyska, do jego domu. Wiedział, że gdyby ruszył teraz tą drogą, trafiłby na Łąkę, prosto do dziury w ogrodzeniu. Prosto do lasu, w który zapuszczał się zawsze w jej towarzystwie... Szybko jednak powrócił spojrzeniem do Kotny, gdy tylko przypomniał sobie o jej obecności. Nie chciał, by dostrzegła tęsknotę w jego spojrzeniu, tak jakby obawiał się, że wtedy domyśli się wszystkiego. A była jedyną osobą, z którą rozumiał się bez słów i która zawsze wiedziała, co go trapiło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Ile czasu zajęło odbudowanie tego wszystkiego? — spytał i ruszył dalej za Katniss. Chciał zająć czymś myśli i przerwać tę ciszę, która co chwila zapadała między nimi. Kiedyś potrafili milczeć w swoim towarzystwie godzinami i wcale mu to nie przeszkadzało, ale teraz miał wrażenie, że jeśli dalej będą iść bez słowa, to się udusi. Ciekawe, czy każde spotkanie będzie tak wyglądać, przemknęło mu przez myśl. Czy oboje będziemy tak milczeć i udawać, że wszystko jest w porządku.
      Naprawdę interesował go los Dwunastki. Hazelle zazwyczaj jedynie opowiadała, co się u nich działo, nigdy jednak nie wspominała, jak dokładnie wyglądała odbudowa dystryktu i czy widziała ruiny ich starego domu. Dla jej własnego dobra miał nadzieję, że nie. Nie wnikał więc w temat, ale kiedy zobaczył to miejsce znów wypełnione ludźmi, szczerze zapragnął się tego dowiedzieć. Ostatnim razem, kiedy widział Dwunastkę, w powietrzu wciąż dało się wyczuć swąd spalenizny, a na drogach leżały trupy. Musiał przyznać, że budowniczy dali z siebie wszystko: Dwunastka w niczym nie przypominała już tego biednego dystryktu, którym kiedyś była. Nawet w Dwójce budynki nie były aż tak piękne: te tutaj przypominały domy, które budowano w Wioskach Zwycięzców.
      — Chyba będę musiał się przyzwyczaić, że wszystko się zmieniło — powiedział cicho. Sam nie był pewien, czy podobały mu się te zmiany. Ale ludzie byli szczęśliwi.
      Nie wiedział, czemu w ogóle pomyślał o Blanche, ale cieszył się, że kiedy namawiał ją na przeprowadzkę do Dwunastki, nie zgodziła się. Nie potrafiły przejść się tymi ulicami w jej towarzystwie. Była obca. Nie pasowała tu. Nie potrafiłaby go zrozumieć. Po raz kolejny czuł ulgę, że raz na zawsze zakończył ten związek. Nie pasowali do siebie, pochodzili z dwóch różnych planet. Zastanawiał się tylko, jak to wszystko wytłumaczy matce, bo Kotna nieco zwolniła kroku, zbliżając się do jednego z domów. Kiedy poprzedniego wieczora zadzwonił do Hazelle z wiadomością, że wraca, nawet jej o tym nie wspomniał. A wiedział, że gdy tylko matka zobaczy go samego, zacznie zadawać pytania o Blanche. A on nie miał najmniejszej ochoty, by na nie odpowiadać.

      Gale, który naprawdę uważa, że Kotna byłaby szczęśliwsza bez niego

      Usuń
  11. [ No hej! ;) Nie, dwoma kobietkami raczej nie miałyśmy okazji zagrać, aczkolwiek był kiedyś taki zamiar... Nie mam nic przeciwko best friends, bo prawdopodobnie obie tego potrzebują. :D Masz jakiś konkretniejszy pomysł? ;> ]

    Shaylee

    OdpowiedzUsuń
  12. Doskonale zdawał sobie sprawę, jak jego ucieczka wpłynęła na młodsze rodzeństwo. Sam czuł się paskudnie, gdy pociąg mijał kolejne pola, coraz bardziej oddalając go od rodziny i od Kotny. Ale z nimi się pożegnał i obiecał, że będzie ich odwiedzać. Pierwsze miesiące rozłąki były najgorsze: pamiętał, że Hazelle błagała go, by wrócił, a on za każdym razem odmawiał. Pamiętał, że Posy z płaczem powtarzała, że chce, żeby znowu z nimi mieszkał i że już będzie grzeczna i już nigdy na niego nie wskoczy, tym samym budząc go ze snu. Pamiętał, że Rory i Vick prosili go, żeby wrócił i nauczył ich polować, tak jak to kiedyś obiecał... Złamał tę obietnicę, tak samo jak wiele innych. Nie odwiedzał ich, wbrew własnym zapewnieniom, że to zrobi. Pozostał niewzruszony na wszelkie błagania, chociaż czuł się z tym źle. Ranił własną rodzinę, która kiedyś była dla niego najważniejsza i o którą przez tyle lat samodzielnie się troszczył. Ranił samego siebie, bo nie mógł znieść myśli, że sprawił im ból. Ale nie wrócił. Spędzał całe dnie w pracy, byleby nie myśleć o wszystkich ludziach, których porzucił. Jeszcze bardziej angażował się w politykę, by pomóc utrzymać pokój w całym Panem i by ludzie mieli tak upragnioną wolność. Zamiast odwiedzić najbliższych, rozmawiał z nimi przez telefon, a przecież to nie mogło zastąpić fizycznego kontaktu. Udawał, że wszystko układało się po jego myśli, a przecież doskonale wiedział, że przez niego Posy przepłakała wiele nocy, zanim w końcu się pogodziła, że nie odzyska brata. Vick i Rory też się z tym pogodzili i nie wspominali już o nauce polowania. Czas zrobił swoje i sprawił, że wszyscy Hawthorne'owie oswoili się z myślą, że Gale już nie wróci. Przestali prosić, wiedząc, że choćby obiecywał, znów złamie tę obietnicę. Dali mu czas na uporanie się z własnymi uczuciami, chociaż powinni go znienawidzić. Nie chcieli wymuszać na nim powrotu, skoro widzieli, jak bardzo przytłoczyła go miłość do Katniss. Czy naprawdę stał się takim egoistą, że bardziej obchodziły go własne uczucia niż rodzina? W którym momencie uznał, że ucieczka jest lepsza od walki? Nie wiedział. Ale nie potrafił inaczej. Nikt nie nauczył go radzić sobie z bólem, więc robił wszystko, by zapomnieć. Miotał się z miejsca na miejsce, łapał kolejnych zadań i całą energię poświęcał pracy. Nie potrafił rozeznać się we własnych uczuciach: kierowała nim głównie wściekłość, żal, smutek, poczucie winy i obrzydzenie do samego siebie. Robił wszystko, by zagłuszyć wypełniające go poczucie porażki, ale jedynie coraz bardziej się pogrążał. Ranił wszystkich ludzi, na których kiedykolwiek mu zależało i chyba jedynie upór, by doprowadzić do końca wszelkie sprawy związane z rebelią i obaleniem rządów Snowa, trzymał go w Drugim Dystrykcie. Robił to, co do niego należało, zagłuszając wspomnienia. Każdego dnia powtarzał sobie, że przecież tak było lepiej; trzymał się tych słów, jak tonący brzytwy, byleby nie utonąć. Uciekał od przeszłości, bo tak było łatwiej.
    Gdy tylko poczuł opuszki palców Kotny muskające wierzch jego dłoni, spuścił wzrok, kompletnie zaskoczony tym gestem z jej strony. Niemal natychmiast pomyślał, że może nie wszystko stracone, może jeszcze nie znienawidziła go do końca... Zwłaszcza po tym, jak uśmiechnęła się do niego. Nie był to ten sam uśmiech, którym obdarzała go przed dziesięcioma laty, ale w końcu jej oczy przestały być tak przerażająco puste i dostrzegł w nich cień dawnego błysku. Gdy zobaczył jej minę, przeczuwał, że wspomni o lesie, bo sam też o nim pomyślał. To było jedyne miejsce w całym dystrykcie, gdzie nie musiał niczego przed nikim ukrywać. Gdzie mógł w pełni być sobą i mówić cokolwiek mu ślina na język przyniosła, nawet jeśli były to rzeczy niesłuszne i okrutne.
    Odwzajemnił uśmiech.
    Przyglądał się, jak nieco żwawszym krokiem podeszła do drzwi, zapukała i weszła do środka, nawet nie czekając na odpowiedź. Była przy tym niezwykle pewna siebie; od czasu 74. Głodowych Igrzysk nie miał wielu okazji, by ją taką widzieć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powoli wszedł za Kotną do domu i odstawił bagaż przy drzwiach. Gdy tylko uniósł głowę, zobaczył szare oczy wpatrujące się w niego intensywnie i chwilę później zachwiał się delikatnie, gdy Posy wskoczyła na niego z rozpędu. Przytrzymał ją mocno, by nie spadła i pozwolił, by oplotła go nogami w pasie. Kiedy była mała, często tak robili: niemal instynktownie wyczuwał, w którym momencie powinien ją złapać, by impet uderzenia nie zwalił go z nóg. Wciąż to pamiętała. Przytulił Posy mocno, czując napływające do oczu łzy. Cholera, jak mógł zniknąć z ich życia na całe dziesięć lat?
      — Już się bałam, że nie przyjedziesz — powiedziała Posy, wciąż go nie puszczając. Chciał się zaśmiać w odpowiedzi, ale głoś mu się załamał i z ust wydobyło jedynie przytłumione jęknięcie.
      — Też się tego bałem — przyznał szczerze. Jeszcze zanim wsiadł do pociągu napadły go wątpliwości, czy na pewno dobrze robił i czy nie będzie żałował powrotu. Teraz, kiedy trzymał w ramionach swoją małą siostrzyczkę, przeklinał się w myślach za to, że nie przyjechał wcześniej.
      Posy w końcu rozluźniła uścisk i stanęła przed nim. Po policzkach spływały łzy, a oczy błyszczały z radości. Chociaż w niczym nie przypominała już tamtej pięcioletniej dziewczynki, którą zostawił, wciąż była tak samo radosna. Dopiero patrząc na nią, na to, jak wyrosła, zrozumiał, jak wiele czasu zmarnował i że nigdy go nie odrobi. Vick również zmienił się nie do poznania i zdecydowanie nie był już małym chłopcem, który marzył o nauczeniu się łapania zwierząt i strzelania z łuku. Uścisk miał silny, silniejszy nawet od Rory'ego. Już nie byli dziećmi i nie potrzebowali jego opieki. Gale nie potrafił uwierzyć, że przez te dziesięć lat ani razu się z nimi nie widział i jedynie ograniczał do rozmów przez telefon. Idiota. Cholerny idiota.
      Kiedy stanęła przed nim Hazelle, znów poczuł się jak nastolatek, który wymknął się z domu na noc i został na tym przyłapany. Przez chwilę matka jedynie mu się przyglądała, jakby nie potrafiła uwierzyć, że faktycznie wrócił i przyciągnęła go do siebie.
      — Nigdy więcej mi tego nie rób — poprosiła drżącym głosem i pogłaskała po głowie. Jeszcze długo nie wypuszczała go ze swoich objęć, kiedy jednak rozluźniła uścisk, cofnęła się o krok i uśmiechnęła przez łzy.
      — Mój mały Gale — wyszeptała i otarła łzy z policzków. — Właśnie mieliśmy siadać do stołu. Na pewno jesteś głodny po podróży. Katniss, mam nadzieję, że do nas dołączysz?
      Dopiero gdy usłyszał imię Kotny, przypomniał sobie, że wciąż stała w korytarzu. Spojrzał na nią przelotnie, ale nie czekał na jej odpowiedź. Ruszył wraz z Posy do niewielkiej jadalni połączonej z kuchnią i po raz pierwszy od dziesięciu lat czuł się naprawdę szczęśliwy.

      Gale, który właśnie zdał sobie sprawę z własnej głupoty

      Usuń
  13. Przez jedną, krótką chwilę naprawdę czuł się tak, jakby cofnęli się w przeszłość. Znów nawiązała się między nimi nić porozumienia, niemalże namacalna w powietrzu. Jakby wydarzenia z ostatnich dziesięciu lat nie miały miejsca i jakby nigdy nie zniknął z życia Kotny. Przez moment czuł się tak swobodnie, jak kiedyś, podczas ich wypraw do lasu. Zapragnął dotknąć jej policzka, lecz zanim zdążył się poruszyć, Katniss odwróciła wzrok i nić pękła. Mimo wszystko ta krótka chwila wystarczyła, by jeszcze bardziej podniecić uczucia Gale'a. A przecież przez te dziesięć lat miał zapomnieć.
    Zdziwił się, gdy usłyszał Rory'ego zwracającego się do Katniss "Kotna". Gale nigdy wcześniej nie słyszał, by ktokolwiek poza nim używał tego przezwiska, zresztą wymyślonego przez niego. To była jedna z tych rzeczy, które łączyły Kotnę tylko z nim i na myśl, że został pozbawiony nawet takiej drobnostki, poczuł złość. Zaraz jednak skarcił sam siebie, bo przecież nie mógł nikomu zabronić nazywać jej w ten sposób, a już zwłaszcza po tym, jak uciekł.
    Mimowolnie obejrzał się przez ramię, gdy usłyszał krótki krzyk Katniss; sam nie potrafił się nie uśmiechnąć, gdy zobaczył Rory'ego taszczącego na ramieniu Everdeen, której mina doskonale wyrażała, co sądzi o takim zachowaniu. Nie mógł jednocześnie nic poradzić na to, że niemal natychmiast przemknęło mu przez myśl, czy gdyby został w Dwunastce, też by tak robił. Czy wciąż byliby z Kotną najlepszymi przyjaciółmi, i czy nie musiałby ani przez chwilę zastanawiać się, jak się zachować w jej towarzystwie. Sam zdecydował się porzucić to wszystko, bo był pewny, że z dala od niej nie będzie czuł bólu. Gdyby tylko wtedy wiedział, jak bardzo się mylił...
    Poczuł ulgę, gdy Rory posadził Katniss obok Posy. Nie był pewny, czy dałby radę siedzieć obok niej w trakcie całego posiłku, jednocześnie próbując zachowywać się normalnie. Nie był gotowy na spotkanie z nią, ale z drugiej strony czy kilka dodatkowych dni zmieniłoby cokolwiek? Skoro przez dziesięć lat próbował o niej zapomnieć — z marnym skutkiem — to nie miał co liczyć, że przez kolejny tydzień nagle by zobojętniał. Nigdy wcześniej ani później nie czuł do żadnej kobiety czegoś tak silnego: wystarczyła sama obecność Kotny, by wywołać uśmiech na jego twarzy. Nawet w najgorszych chwilach dawała mu siły, by walczyć i nigdy się nie poddawać. Nikt inny nie rozumiał go tak doskonale; nie potrzebowali słów, by wiedzieć, co takiego myśleli. Może dlatego za wszelką cenę starał się na nią nie patrzeć, w obawie, że gdy ich spojrzenia się spotkają, w jednej chwili zrozumie wszystko, co czuł, i tym samym jeszcze bardziej skomplikują już i tak trudną sytuację?
    Obecność siostry nie pozwoliła mu na rozmyślanie na temat Katniss i tego, czy faktycznie schudła. Posy zarażała wszystkich w pomieszczeniu swoim uśmiechem i radością.
    — Mam ci tyle rzeczy do pokazania! — powiedziała entuzjastycznie, łapiąc Gale'a za dłoń. Nawet nie spojrzała na ustawione na stole jedzenie; najwyraźniej w trakcie posiłku zamierzała opowiedzieć wszystko, co przytrafiło się w jej życiu, bo usta ani na chwilę się jej nie zamykały. — Obiecałam Devinowi, że go z tobą zapoznam. Na pewno się polubicie, sam zobaczysz!
    Gale obiecał sobie w duchu, że będzie miał oko na tego Devina. Chociaż sądząc po opisach, jakimi raczyła go rodzina podczas ostatnich ich rozmów, był to naprawdę sympatyczny i porządny chłopak, to Gale nie potrafił zaufać tym opiniom. Chciał na własnej skórze przekonać się, czy Devin zasługiwał na Posy, bo nie miał zamiaru pozwolić, by ktokolwiek skrzywdził jego siostrę. Nawet jeśli największa krzywda dotknęła ją z jego strony.
    — Poza tym Kotna nauczyła mnie robić taki piękny warkocz! Nie wyglądam w nim tak ślicznie, jak ona, ale i tak jest cudowny. — Posy odwróciła się do Katniss i posłała jej szeroki uśmiech.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pod tym względem nic się nie zmieniła: wciąż była równie miła w stosunku do ludzi co dziesięć lat wcześniej i wciąż nie szczędziła innym komplementów. Była tak pozytywną i sympatyczną osobą, że nie dało się jej nie kochać.
      — O tak, i stała się wyznacznikiem trendów w szkole. Połowa Dwunastki się tak czesze — zaśmiał się Vick, najwyraźniej nie mogąc się powstrzymać przed dorzuceniem swoich trzech groszy. — Gdyby przyszła na lekcje w worku po ziemniakach i z garnkiem na głowie, inni też zaczęliby tak chodzić.
      Posy skrzyżowała ręce na piersi, pełna oburzenia, i uniosła głowę nieco wyżej.
      — To nie moja wina, że wszyscy mnie lubią, a ciebie nikt — odparła niemal natychmiast obrażonym tonem i gdyby nie uśmiech, który chwilę później rozświetlił jej twarz, można by pomyśleć, że faktycznie poczuła się urażona stwierdzeniem Vicka i chciała mu dopiec.
      — No już nie bądź taka skromna — mruknął Gale i zaśmiał się cicho, gdy poczuł łokieć Posy wbijający się w żebra. To, że chwilę później wystawiła mu język, rozbawiło go jeszcze bardziej. Zachowywała się dokładnie tak samo, jak dziesięć lat wcześniej, gdy kłóciła się z którymś z braci.
      — Bardzo zabawne — powiedziała, jednak w tak entuzjastyczny sposób, że od razu widać było jej rozbawienie całą sytuacją. Zaraz jednak spojrzała na Gale'a wyczekująco. — Lepiej powiedz, kiedy przyjedzie Blanche? Bardzo chciałabym ją w końcu poznać, zwłaszcza, że wydaje się być taka miła.
      Ledwo usłyszał to pytanie, mimowolnie zerknął na Katniss. Nie wiedział, czego dokładnie szukał w jej twarzy: zaskoczenia, zazdrości? Przecież doskonale wiedział, że już nic między nimi nie istniało, a i tak, wbrew wszelkiej logice, szukał jakiegoś znaku, że Kotna cokolwiek poczuła.
      Szybko przeniósł spojrzenie z powrotem na Posy, mając nadzieję, że wszyscy obecni w jadalni zdążyli przeoczyć jego reakcję na pytanie. Wiedział, że prędzej czy później ono padnie, chociaż po cichu liczył, że rodzina choć na jeden dzień zapomni, że miał narzeczoną. Jego dobry humor niemal od razu wyparował. Naprawdę nie miał ochoty rozmawiać na temat Blanche, a już zwłaszcza w towarzystwie Katniss. Bał się, że gdyby oznajmił, że rozstał się z narzeczoną, Kotna od razu dodałaby dwa do dwóch i zrozumiała, dlaczego był tak spięty w jej towarzystwie. A przecież za nic w świecie nie mogła się dowiedzieć, że coś do niej czuł. Miał już jej nie kochać.
      Nie mógł wytrzymać intensywnego spojrzenia Posy, tego, jak analizowała każdy kawałek jego twarzy. Nagle stracił nadzieję, że nie dostrzegła spojrzenia rzuconego Katniss; z całego towarzystwa tylko ona przyglądała mu się z taką uwagą. W tym momencie wcale nie przypominała pięcioletniej dziewczynki, którą niegdyś była.
      Uśmiechnął się delikatnie, by zatuszować jakoś poprzednią wpadkę.
      — Ma dużo pracy w Dwójce — oznajmił wymijająco, siląc się na swobodny ton. Nie potrafił im powiedzieć prawdy. Jeszcze nie teraz.

      najukochańszy Gale

      Usuń
  14. Zapach był coraz silniejszy, aż po jakimś czasie stał się nieprzyjemny dla nosa. Wstał zza biurka, strącając przy tym kubek gorącej kawy
    - Cholera! - krzyknął, a już po chwili znalazła się przy nim jedna z kelnerek z pytaniem czy wszystko dobrze. Przeklinał się w duchu, ze jest tak nieostrożny. Teraz będzie musiał wrócić do domu by się przebrać i nie zdąży podejść pod bibliotekę. Tego dnia czekało jeszcze na niego spotkanie z dawną przyjaciółką, która ostatnio spędza dużo czasu z Hamesworthem. Ten pojawił się nagle znikąd, a Finnick miał ochotę dowiedzieć się dlaczego. Peeta był mu bliski, ale najważniejsze było szczęście igrającej z ogniem. On nie będzie się mieszał, ale ma nadzieje, że ona wie, ze może na nim polegać w każdej sytuacji. Jego życie nie jest szczególnie interesujące. Kierowanie restauracją nie należało do szczytów marzeń, ale pozwalało utrzymać jego małą rodzinę. Niezmiernie ucieszył się, gdy Katniss zaproponowała mu polowanie. Nie potrafił tak, jak on strzelać z łuku, ale nieźle sobie radził z trójzębem. Wyszedł już z wprawy po tych dziesięciu latach, ale nadal był w stanie trafić w biegnącego królika, a przynajmniej tak twierdził.
    W drodze powrotnej napotkał wzrok innych. Czyżby nigdy nie widzieli plamy po kawie? Może nie była ona korzystnie umiejscowiona, ale bez przesady. Finnick uwielbiał zwracać na siebie uwagę, niekoniecznie wtedy kiedy zostaje wystawiony na pośmiewisko. Ruszył szybszym krokiem, by jak najszybciej znaleźć się za drzwiami swego domu. Annie nadal była w bibliotece, a Finn nadal ubolewał nad brakiem czteronożnego przyjaciela. Zawsze chciał mieć psa, który merdałby ogonem na jego widok. Nie uśmiechało mu się jednak sprzątania po nim jego odchodów. Ubrał dosyć luźne ubrania, lecz mimo to widać było zarys jego mięśni brzucha. Zaparzył jeszcze jedną kawę, tym razem starając się, by jej nie wylać. Czarna z sześcioma łyżeczkami cukru – jego płynne szczęście.
    Dochodziła godzina spotkania, ale nie sprawiło to by przyśpieszył swoje ruchy. Ludzie zwykli na niego czekać, a Katniss znała go wystarczająco długo, by wiedzieć, że nie przychodzi na czas. Zaszedł do schowka, gdzie trzymał swoją dawną broń. Choć nie było na niej żadnych śladów krwi, był pewien, że ją widzi. Wspomnienia o zabitych zaczęły kumulować się w jego głowie. Każde życie oddane ku rozrywce innych. Śmierć Mags, która dała początek jego małżeństwu. Gdyby wtedy nie zgłosiła się za Annie... Przez jego plecy przeszedł lekki dreszcz. Wziął czystą szmatkę i przejechał nią po każdym z ostrzy. Przyłapał się na tym, że gdy to robił, drżała mu prawa dłoń. Rzucił trójzębem przed siebie. Planowo miał trafić w krzesło, lecz broń wbiła się kilka centymetrów dalej. Przeklął pod nosem. Spróbował jeszcze raz, tym razem trafił w cel. Ćwiczenie powtórzył kilka razy. Nie chciał się bowiem zbłaźnić przed przyjaciółką, która na pewno by to wykorzystała. Zdawał sobie sprawę z tego jaka jest, lecz każdego dnia zdaje się dowiadywać czegoś nowego. Wychodząc, zabrał jeszcze czerwone jabłko, które leżało na blacie w kuchni. Było kwaśne, a zarazem mało słodkie, co nie pasowało gustom Finnicka. Ten, najchętniej obsypałby cukrem cały świat. Ludzi szczególnie, bo niektórzy są naprawdę zgorzkniali. Gdyby uśmiechnęli się raz na jakiś czas, nie przedawkowaliby szczęścia. Dwunastce definitywnie brakowało jakiegoś rodzaju imprezy, która rozweseliłaby i rozruszała ich wszystkich. Nie byłoby pewnie jednak chętnych, którzy zaproponowaliby jakąkolwiek pomoc w organizacji, nie mówiąc już o samym udziale.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga przez las dłużyła się niezmiernie. Za każdym kolejnym drzewem rosło kolejne, a za nim jeszcze jedno. W dodatku każde z nich niczym nie różniło się od poprzedniego. Finnick wolał otarte przestrzenie, szczególnie takie, których nazwa zaczynała się na „o”, a kończyła na „cean”.
      Czego bowiem można się spodziewać po kimś wychowanym w Czwórce. Uczucie, które towarzyszy ci, gdy chodzisz boso po plaży... Nic nie może się z nim równać. Nic poza bliskością osoby, której kochasz. Znakomity słuch pomógł mu uniknąć strzały posłanej w jego kierunku.
      - Też cieszę się, że cię widzę – uśmiechnął się krzywo. - Następnym razem mnie ostrzec, jeśli będziesz chciała pobawić się w kupidyna. Twoje strzały na pewno przysłużą się komuś innemu.
      Liczył na to, ze zrozumie aluzję, ale też nie będzie drążyć tematu. Potrzebował chwili odetchnienia z dala od cywilizacji. Brakowało mu tej cząstki siebie, którą dawno utracił. Nie chciał jej odzyskać, a zastąpić ja czymś nowym. Przy okazji liczył też na jakieś pikantne szczegóły z życia Everdeen.

      Długo wyczekiwany przystojniak, którego i tak kochasz

      Usuń
  15. [ Oj, nie przesadzaj. xd Nie mam pojęcia od czego by tu zacząć. Ogólnie, do głowy wpadł mi pomysł (ale to motyw na dalszy wątek), że Peeta może mieć w domu pokój, do którego Katniss nie ma wstępu... Ona ucieka do lasu, a on się zamyka w pracowni i maluje. Trzymałby tam pełno obrazów. Z Igrzysk, z pobytu w Kapitolu, przedstawiających Katniss, to jak ją dusi, ją jako zmiecha, innych trybutów itd. Tą kartą mogłabym zagrać pod koniec ich małżeńskiej przygody. XD
    Jeśli chodzi o obecny wątek, to nie mam pojęcia od czego zacząć. ;_; ]

    kochający mąż

    OdpowiedzUsuń
  16. Sięgnął drżącą dłonią do klamki i z niejakim zaskoczeniem odkrył, że pokryta jest ona licznymi zadrapaniami i otarciami, które teraz - w świetle poranka, gdy błoto na jego ciele zdążyło już dawno zaschnąć - stawały się doskonale widoczne. Zmarszczył brwi w niemej konsternacji, a z pomiędzy jego zaciśniętych mocno warg wyrwał się cichy syk, gdy gwałtownym ruchem starał się zetrzeć krew i bród z rąk, pocierając nimi o materiał równie poniszczonej, niegdyś białej koszuli. Teraz zwisała luźno na jego ciele; cała podarta i specjalnie zabrudzona przez niego samego kilka godzin wcześniej. W całości trzymały ją jedynie dwa ostatnie guziki, których przypadkiem nie udało mu się zerwać, gdy w pośpiechu smarował swoje ciało gęstą, mokrą ziemią.
    Peeta skrzywił się na ten widok i ponownie sięgnął do drzwi na tyłach domu, by tym razem wreszcie je otworzyć, a następnie wślizgnąć się na korytarz z zachowaniem największej ostrożności na jaką tylko było go w tym momencie stać. Zamarł na kilka sekund (nasłuchując bardziej z przyzwyczajenia niż z obawy przed zdemaskowaniem), by chwilę później podjąć dalszą podróż wgłąb domu. Resztki jego ubrań wciąż były wilgotne po porannej kąpieli w jeziorze, gdy próbował desperacko zmyć z siebie wspomnienia minionej nocy - co było jedynie kolejną stratą czasu, ponieważ wczołgując się na zdradziecki brzeg nie tylko znów ugrzązł w błocie, ale też dodatkowo się pokaleczył - więc jego drogę do kuchni znaczyły mokre, brudne smugi. Stawiał chwiejnie krok za krokiem, a niektóre ze śladów jakie za sobą zostawiał były pokryte krwią z jego poranionych, bosych stóp... Zdawał się jednak nie zwracać na to najmniejszej uwagi.
    Mellark dotarł do zlewu i oparł obie dłonie o solidny blat pozwalając, by z jego gardła wydobył się głośny świst - coś na podobieństwo westchnienia ulgi. Dopiero teraz (stojąc w ciepłej, bezpiecznej kuchni) zdał sobie sprawę z tego, że całym jego ciałem wstrząsają drobne dreszcze wywołane najpewniej wyziębieniem po nocy spędzonej w zimnym, wilgotnym lesie. Zacisnął mocno powieki i przygarbił plecy, by schować głowę między ramionami, ale to nie pomogło zatrzymać w ustach przeciągłego jęku, który sekundę później jednak wydostał się z pomiędzy jego sinych, spierzchniętych warg.
    - Jestem Peeta Mellark. Jestem Peeta Mellark z Dystryktu Dwunastego. - wymamrotał pośpiesznie, starając się ze wszystkich sił opanować falę paniki, która niewątpliwie próbowała po raz kolejny przejąć nad nim kontrolę. - Jestem Peeta Mellark. Jestem Peeta Mellark z Dystryktu Dwunastego. Jestem właścicielem piekarni... - urwał na chwilę, by sięgnąć bladą dłonią do pozlepianych brudem włosów (w których nadal tkwiły kawałki liści), i boleśnie za nie szarpnąć, zaciskając nań wcześniej skostniałe palce. - ...Jestem Peeta Mellark i jestem bezpieczny. Jestem w domu - kontynuował, czując jak z każdym kolejnym słowem jego umysł wreszcie się rozjaśnia, a przerażające wspomnienia oraz głosy ostatecznie znikają.
    - Brawo, Peeta - pochwalił się szeptem i uwolnił zakleszczone w dłoni blond kosmyki, by następnie sięgnąć do kranu i odkręcić letnią wodę.
    Wziął kilka głębszych oddechów, chcąc ostatecznie ukoić zszargane nerwy, ale nie przyniosło to pożądanego przez niego efektu, więc nie czekając dłużej - wstrzymał oddech i wsunął głowę pod strumień wody, starając się jak najdokładniej opłukać twarz.

    Peeta

    OdpowiedzUsuń
  17. Miała stanowczo dość szpitali. Spędziła w nich wystarczająco dużo czasu po wypadku, by mieć choćby maleńką chęć pracowania w takowym. Mimo wszystko jednak to medycyna była jej najbliższa, to właśnie z nią chciała wiązać swoją przyszłość. I właśnie w taki sposób wylądowała w Szkole Medycznej. Zarządzanie całą placówką przychodziło jej bez większych problemów. Mimo że nie było to to, co planowała robić wcześniej, polubiła swoją pracę. Wykwalifikowane grono pedagogiczne, młodzi chcący zdobywać wiedzę, kolejne projekty poszerzające możliwości placówki. Prim była dumna z tego, co udało się kadrze wypracować. Wierzyła, że lekarze wychodzący spod ich skrzydeł będą potrafili pomagać. Największym minusem jednak było dużo papierkowej roboty. Często zostawała długo po godzinach, wypełniając irytujące rubryczki. Praca ogólnie pozwalała jej zająć myśli, nie pozwalała jej rozpamiętywać wydarzeń sprzed dekady. Wciąż nie mogła uwierzyć, że minęło już tyle czasu.
    Ciche skrzypnięcie drzwi wyrwało ją z zamyślenia. Podniosła głowę z zaskoczeniem, by zaraz zmarszczyć delikatnie brwi na widok siostry. Od dawna nie widziała jej w takim stanie. Z samej postawy Katniss mogła wywnioskować wiele, a kiedy ta w końcu podniosła na nią oczy, Prim aż coś zakuło w sercu. Widziała w nich wszystko, co siostra czuła. Uczucia kłębiące się w jej wzroku wydawały się być niezwykle przytłaczające. Słysząc ciche słowa wydobywające się z ust siostry, mimowolnie powoli wstała, by powolutku okrążyć biurko. Oparła się o nie plecami i dłuższą chwilę wpatrywała się z zastanowieniem w szare oczy. Nie mogła uwierzyć, że Gale jest w Dwunastce i nic jej o tym nie powiedział. Aż za dobrze wiedziała, że tylko on może tak wpłynąć na z pozoru silną kobietę, za jaką zawsze uchodziła Katniss. Zagryzła wargę i bez wahania ruszyła w jej stronę, kiedy ta usiadła na podłodze. Z cichym westchnieniem zajęła miejsce tuż obok niej, by delikatnie objąć ją ramionami. Przez wiele lat to starsza z nich była wsparciem, role jednak zdawały się odwracać.
    – Powiedział ci, dlaczego wrócił…? – szepnęła niepewnie, ostrożnie głaszcząc ciemnowłosą po ramieniu.
    Mogła się jedynie domyślać, jakim szokiem było dla siostry spotkanie po tylu latach z mężczyzną, który już jako chłopak znaczył dla Katniss więcej niż sama była gotowa przyznać. Prim od dziecka widziała, co się między nimi dzieje i dotąd po cichu im kibicowała. Pamiętała jednak wciąż, że jej siostra ma męża, że całe Panem jest pewne ich niezwykłej miłości, chociaż ona sama dobrze widziała, że nic nie jest tak kolorowe jak władza wszystkim wciska. Widziała aż za dobrze, jak Mellarkowie się ze sobą męczą, chociaż żadne z nich się do tego nie przyznawało. Miała również świadomość tego, że Gale będąc w Dwójce również cierpiał. Sytuacja, w jakiej znajdowała się ta trójka zdawała się zupełnie nie mieć wyjścia, ale jak dotąd była spokojna. Pojawienie się jednak Hawthorne’a w Dwunastce mogło zmienić wszystko. Ścisnęła mocniej siostrę w ramionach, by zaraz niepewnie ułożyć sobie jej głowę na kolanach. Jej palce już po chwili zaczęły zbierać poplątane ciemne kosmyki rozwiane podczas biegu i zaplatać je powoli w skomplikowany warkocz.
    – Spokojnie, Katniss – szepnęła uspokajającym tonem, przeczesując opuszkami jej włosy. – Jakoś… Jakoś to będzie.

    zupełnie niezadowolona z tego tu wyżej siostrzyczka ;c

    OdpowiedzUsuń
  18. Letnia, może jednak trochę zbyt chłodna woda przyniosła chwilowe ukojenie i pozwoliła mu ostatecznie się uspokoić, przynajmniej w sensie czysto psychicznym. Ponownie oparł obie dłonie na kamiennym blacie, ale nie podjął dalszej próby zmiany pozycji, wciąż chowając głowę pod przyjemnym strumieniem w zlewie. Szum wody skutecznie tłumił wszelkie dźwięki i sprawiał, że przynajmniej część jego zmysłów pozostała odcięta od świata podczas, gdy Katniss postanowiła zajrzeć do kuchni.
    Peeta nie usłyszał jej pierwszych słów ani kroków, gdy przekraczała próg pomieszczenia, ale jego instynkt od czasów Igrzysk wciąż wyłapywał sygnały z zewnątrz nawet, jeśli on sam się na nich nie skupiał... Tym sposobem wyczuł obecność intruza w pobliżu. W odruchu bezwarunkowym spiął w gotowości całe ciało i wyszarpnąwszy łeb spod kranu starał się podchwycić spojrzeniem jakiś przedmiot, który mógłby posłużyć mu za prowizoryczną broń. Sekundę później jego umysł zdążył już przetworzyć wszystkie informacje i Mellark rozpoznał właścicielkę głosu, tym samym w porę witając jej uścisk długim i ciężkim westchnieniem ulgi zamiast ciosem łokciem prosto w twarz ukochanej.
    Sapnął cicho, czując siłę chwytu, jakim uraczyła go na powitanie Everdeen, ale nie zaprotestował, pozwalając jej w dowolny sposób opleść się szczupłymi ramionami. To było coś znajomego i przyjemnego, a w ostatnim czasie tak rzadko u niej spotykanego, że mimowolnie uniósł kąciki ust w słabym uśmiechu, ciesząc się jej chwilową bliskością i ciepłem jej ciała. Nie przeszkadzały mu nawet zimne stróżki wody, które spływały z jego zmoczonych włosów na plecy.
    - Dzień dobry - wychrypiał, sięgając dłonią do kranu, by go wreszcie ostatecznie zakręcić. Resztę brudu będzie musiał z siebie zmyć już w wannie.
    Z pomiędzy warg Peety wyrwało się coś na podobieństwo pomruku aprobaty, kiedy jego żona sięgnęła dłońmi do jego mokrych kłaków, by przeczesać je dokładnie palcami. Z jakiegoś powodu uwielbiał, gdy to robiła, chociaż prawdopodobnie nigdy się jej jeszcze do tego nie przyznał. Zapewne sama zdążyła się już domyślić. Chwilę później, kiedy Katniss wiodła dłońmi po jego ramionach - wyprostował się, pozwalając kręgosłupowi odpocząć od niewygodnej, zgarbionej pozycji. Czuł też, jak pod czułym dotykiem ukochanej dreszcze powoli znikają, zastąpione przez przyjemne ciepło, które leniwie rozlewało się tuż pod skórą w miejscach, które wcześniej naznaczyła.
    Podobała mu się troska w jej głosie i gestach, dzięki której stawała się na powrót tą starą, dobrą Katniss, w której kilkanaście lat temu zakochał się bez pamięci. W takich chwilach pozwalał sobie myśleć, że znów jest przez nią kochany. Wystarczyło mu już samo słuchanie jej głosu, który - wbrew jej osobistej opinii - on bezsprzecznie uwielbiał.
    - Wiem - odpowiedział, umyślnie obniżając tembr głosu. Bał się, że mógłby zakłócić ten pozorny spokój, który go otoczył jakimś głośniejszym, gwałtowniejszym dźwiękiem. - Przepraszam...
    Niestety, nie udało mu się powstrzymać reakcji organizmu, kiedy szczękną przy okazji zębami, ulegając nawracającym dreszczom. Jego ubranie wciąż było jeszcze wilgotne i nie pozwalało mu się dostatecznie ogrzać nawet, jeśli w samym pomieszczeniu było dosyć ciepło. Mimo to, Mellark zacisnął usta w wąską linię i obrócił się powoli, twarzą do Everdeen, starając się to wszystko ukryć przed jej czujnym okiem. Zerknął na nią spod półprzymkniętych powiek i uniósł drżącą dłoń, by opuszkami zimnych palców dotknąć jej bladej twarzy. Chciał... Musiał to zrobić, by przekonać się, że jest prawdziwa nawet, jeśli jeszcze chwilę temu sama go obejmowała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Przepraszam - powtórzył, zerkając ponad jej ramieniem na podłogę, gdzie na panelach widniały krwawe ślady jego stóp. - Posprzątam, tylko muszę... - urwał, by zaczerpnąć gwałtownie powietrza i na powrót uspokoić oddech. - ...muszę się najpierw wykąpać - dokończył i przełknął głośno ślinę, odnajdując spojrzeniem szare tęczówki żony.
      Sekundę później już pochylał się, by złożyć na jej czole zimny pocałunek. To było jedyne, na co mógł sobie w tej chwili pozwolić, nie chciał jej przypadkiem ubrudzić. Poza tym, był tak wymęczony, że istniało spore ryzyko, że gdyby ją teraz objął - najzwyczajniej w świecie by odpłynął.
      Zamierzał najpierw wziąć kąpiel, podczas której prawdopodobnie i tak zaśnie. Było to spore ryzyko, ale zamierzał je podjąć. O niczym tak teraz nie marzył jak o ciepłej wodzie. No, może o Katniss, ale do tego póki co nie zamierzał się przyznawać.

      Peeta

      Usuń
  19. Nawet nie zakładał, że Kotna na niego spojrzy, a jednak ich spojrzenia skrzyżowały się. Widział doskonale w jej oczach całą niechęć, którą najwidoczniej czuła względem Blanche. Nie potrzebował słów, by wiedzieć, że nie chciała, by jego była narzeczona kiedykolwiek pojawiła się w Dwunastce. To był ich dom, nie jej i jakkolwiek Blanche by się nie starała, zawsze byłaby obca. Gale odwrócił wzrok, nie chcąc, by Kotna dostrzegła w nim wszystko to, co czuł względem byłej narzeczonej. Przerwał to, lecz wciąż czuł na sobie spojrzenie Everdeen.
    Mimowolnie się napiął, gdy usłyszał jej pytanie. Poczuł irytację, bo doskonale wiedział, co sugerowała Kotna: że dla Blanche bardziej liczyła się praca, niż narzeczony, że wolała siedzieć w Dwójce niż przyjechać wraz z nim do jego rodziny. W jakiś pokrętny sposób go to uraziło, lecz nie dał po sobie tego poznać; spojrzał na byłą przyjaciółkę i uśmiechnął się chłodno.
    — Z pracy nie da się zrezygnować tak z dnia na dzień, Katniss. Ale wprost nie mogę się doczekać, jej przyjazdu, kiedy pokażę jej całą Dwunastkę i okolice.
    Nie wiedział, czemu dał się sprowokować; już i tak wszystkich okłamywał, nie przyznając, że zerwał z Blanche, ale zachowanie spokoju w towarzystwie Kotny nagle wydało mu się niemożliwe do wykonania. Specjalnie wspomniał o okolicach Dwunastki, doskonale wiedząc, że w jakiś sposób ją to dotknie; to, że zamierzał pokazać komuś obcemu miejsca, w które kiedyś zapuszczali się tylko we dwójkę. Mimo to cieszyło go, że Hazelle postanowiła zmienić temat, najwyraźniej doskonale przeczuwając, że ta wymiana zdań mogłaby się skończyć nieprzyjemnie. Zapewne miała rację: Gale nigdy nie należał do spokojnych osób i dość łatwo wpadał w gniew. Kto jak kto, ale Kotna wiedziała o tym najlepiej ze wszystkich.
    Na wzmiankę o niedźwiedziach nieco się uspokoił i spojrzał zaciekawiony na matkę. Nie spodziewał się jednak, że rozmowa przyjmie taki obrót i że Hazelle odważy się zasugerować, że znów będzie jak dawniej.
    Odepchnęła go. Tak po prostu, jakby to była najłatwiejsza rzecz na świecie, Katniss odepchnęła go i oświadczyła, że nie ma zamiaru z nim polować i zrobi wszystko, by nie doprowadzić do ich spotkania w lesie. Jeśli jeszcze wtedy głupio wierzył, że może choć trochę zdoła naprawić ich relacje, wszelkie nadzieje wyparowały. Postanowił zrobić jedyną rzecz, która w tej chwili wydawała mu się sensowna: udawać, że ani trochę go to nie dotknęło i że wszystko jest w porządku, chociaż nie było.
    — Świetnie — powiedział, tym samym przerywając niezręczną ciszę, która zapadła w pomieszczeniu. Wszyscy wpatrywali się w Kotnę, całkowicie nieprzygotowani na jej oświadczenie. — Też przyzwyczaiłem się do samotnych polowań, tak będzie najlepiej.
    Na zewnątrz wyglądał na równie spokojnego, co Katniss, chociaż w środku cały krzyczał. To nie tak miało wyglądać... Nawet w najgorszych momentach swojego życia Kotna nie odepchnęła go w ten sposób. To, że razem polowali, było jasne jak słońce, bo przecież ze wszystkich ludzi tylko on mógł pilnować jej pleców. Ufali sobie i nawet jeśli się w czymś nie zgadzali, w lesie przestawało mieć to znaczenie. Stawali się jednością. A on to przekreślił. Na zawsze.
    Uśmiechnął się wymuszenie, postanawiając, że nie pozwoli, by ktokolwiek dowiedział się, co dokładnie czuł. Do końca posiłku miał zamiar udawać, że rozmowa z Kotną ani trochę na niego nie wpłynęła. W duchu powtarzał sobie, że przecież gorzej już nie będzie, ale prawdziwa bomba miała dopiero nadejść.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli Hazelle liczyła, że załagodzi sytuację, nigdy jeszcze nie myliła się tak bardzo. Gale wpatrywał się w swój talerz, postanawiając skupić się na jedzeniu i odezwać tylko w razie konieczności. To miał być przyjemny poranek, spędzony w towarzystwie rodziny, której od tak dawna nie widział. Mieli rozmawiać na niezobowiązujące tematy, ale nie przewidział, że tuż po wyjściu z pociągu natknie się na Kotnę. Żałował, że musiał rozmawiać z nią w towarzystwie rodziny, bo o wiele pewniej by się czuł, gdyby byli sami. Wtedy Posy nie rzucałaby mu zaniepokojonych spojrzeń, a Hazelle nie starała się co chwila zmieniać tematu, byleby nie doprowadzić do sprzeczki. Ustaliliby parę najważniejszych kwestii i się rozeszli. A tak musiał w dalszym ciągu słuchać słów matki, która nawet nie była świadoma, w jakim stanie się znajdowali wraz z Kotną.
      — To oczywiste, kochanie, do czasu, aż pojawi się dziecko.
      To jedno, proste zdanie sprawiło, że wszelkie wcześniejsze postanowienia Gale i nałożone na twarz maski zniknęły. Uniósł wzrok znad talerza i spojrzał na Hazelle, nawet nie starając się ukryć malującego się w oczach przerażenia. Fala bólu, która zalała go w jednej chwili, była tak gwałtowna i niespodziewana, że nawet gdyby chciał, nie potrafiłby wydusić z siebie głosu. Siedział, całkowicie sparaliżowany i niezdolny do ruchu. To było dla niego za wiele. Nawet do głowy by mu nie przyszło, że Katniss mogłaby planować zajść w ciążę. Przecież zawsze twierdziła, że nie chciała dzieci! Chociaż nie powinien, założył, że słowa, które usłyszał od niej prawie dwanaście lat temu, w dniu, w którym zabrali ją do Kapitolu, wciąż były prawdziwe, a przecież wszystko mogło się zmienić w tym czasie. Kotna miała Peetę — męża, którego kochała — i nie musiała się już bać, że jej dzieci któregoś dnia trafią na arenę bądź nie będą miały co jeść. Nie była już nastolatką, a dorosłą kobietą, więc dlaczego nie miałaby myśleć o dzieciach?
      Gdyby ktokolwiek spojrzał na niego w tamtej chwili, zdobyłby pewność, że uczucia Gale'a względem Kotny nie zmieniły się ani trochę; na szczęście wszyscy byli zbyt zaabsorbowani zachowaniem Everdeen, by w ogóle zwrócić na niego uwagę. On sam spojrzał na nią dopiero, gdy usłyszał brzdęk tłuczonego szkła. Z szeroko otwartymi oczami patrzył na pozostałości po szklance i krople krwi pojawiające się na dłoni Kotny. Całkowicie wytrącona z równowagi, wyszła z ich domu, odprowadzana pięcioma spojrzeniami wyrażającymi w głównej mierze szok.
      Zanim ktokolwiek z rodziny zdążył się otrząsnąć po wyjściu Katniss, Gale zerwał się ze swojego miejsca, może nieco zbyt gwałtownie i rozprostował pałce, które dotychczas z całej siły zaciskał na sztućcach.
      — Posprzątam to — zaoferował cicho i odwrócił plecami do stołu, by nikt nawet przez przypadek nie dostrzegł emocji malujących się na jego twarzy. To nie tak miało wyglądać!, krzyczał w środku i z trudem powstrzymywał pchające się na usta przekleństwa. Sięgnął po leżącą na zlewie ścierkę i odetchnął głęboko. Przecież nic się nie stało, powtórzył sobie kilka razy, nieudolnie starając przekonać samego siebie, i dopiero wtedy odwrócił w stronę rodziny. Miał szczerą nadzieję, że na jego twarzy nie było widać niczego więcej poza spokojem, gdy ścierał ze stołu resztki szkła i soku.

      Gale, który naprawdę nie wie, co myśleć

      Usuń
  20. Zamierzał ją zranić. Specjalnie tak dobrał słowa, by ją dotknęły, zasugerował, że potrafiłby naruszyć przestrzeń niegdyś należącą tylko do nich, i udało mu się. Widział to w jej spojrzeniu, zanim nie odwróciła wzroku, cały jej ból i zawód. Tylko że coś poszło nie tak i zamiast poczuć satysfakcji, odczuł jedynie dotkliwe ukłucie w klatce piersiowej. Najwidoczniej tylko to potrafił robić: ranić ich oboje. Nie miało znaczenia, że jego słowa całkowicie mijały się z prawdą i nigdy nie byłby zdolny zabrać Blanche ze sobą, do lasu. On to wiedział, Kotna niekoniecznie. A mimo to nie potrafił powiedzieć nic, zaprzeczyć temu, co przed chwilą wyszło z jego ust, jakoś tego odkręcić...
    Nie pobiegł za nią, gdy wyszła z domu, a może właśnie to powinien zrobić. Dogonić ją i wziąć w ramiona, przeprosić za wszystko: za to, że uciekł, nawet się nie żegnając, że unikał kontaktu z nią przez całe dziesięć lat i za to, co od niego usłyszała, bo przecież nigdy nie byłby zdolny, by zabrać kogoś do ich lasu. A jednak nic nie zrobił i pozwolił jej odejść, bo przecież tak było lepiej.
    ***
    Nie mógł spać w nocy, ciągle rozpamiętując rozmowę z Katniss i za każdym razem dochodził do tych samych wniosków: sugerując, że zabrałby Blanche do lasu, pogrążył się jeszcze bardziej w oczach byłej przyjaciółki, choć wcześniej wydawało mu się to niemożliwe. Co chwila pytał samego siebie, co wyprawiał ze swoim życiem; nawet Posy dała mu wyraźnie do zrozumienia, że przesadził i nie spodziewała się po nim takiego zachowania. Też się nie spodziewał. Może dlatego, gdy dostał od Kotnej wiadomość, że ma do dyspozycji na polowania cały tydzień, nawet się nie zdziwił. Zastanawiało go tylko, czy potrzebowała odpoczynku po ich rozmowie, czy też ze względu na ciążę, o której mówili wszyscy dookoła.
    Nie chciał o tym myśleć. Nie mógł być zazdrosny, przecież już nic ich nie łączyło...
    Postanowił wyruszyć do lasu z samego rana; chciał znów zobaczyć te miejsca, które niegdyś były jego drugim domem. Zdawało mu się, że po spotkaniu Kotny był gotowy zmierzyć się z pozostałymi wspomnieniami, a i tak, gdy stanął przy skalnej półce, dawnemu miejscu spotkań myśliwskich jego i Katniss, poczuł gulę zbierającą się w gardle. I wtedy zaczął krzyczeć. Wyrzucał z siebie kolejne słowa z prędkością karabinu maszynowego, wyrzucał z siebie wszystko to, co ukrywał przez całe dziesięć lat. Dawał upust wszelkim negatywnym emocjom, z dala od ludzi, tam, gdzie nikt nie mógł go usłyszeć...
    Powinien być tu teraz z nią. Powinien pilnować jej pleców, tak jak niegdyś to robił. Powinien śmiać się razem z nią i korzystać z każdej sekundy spędzonej w jej towarzystwie. Powinien był wrócić tuż po tym, jak uciekł i błagać, by mu wybaczyła wszystko, co zrobił podczas rebelii. Powinien... a jednak jak na złość robił wszystko, by już nigdy jej nie odzyskać.
    To nie był dobry dzień. Tak samo jak każdy kolejny. Posy co chwila przypominała mu, że powinien przeprosić Kotnę, tak jakby sam tego doskonale nie wiedział! A mimo to nie potrafił się odważyć i zrobić tego pierwszego ruchu.
    Tchórz. Tchórz i skończony egoista.
    Zamiast tego znikał rankami w lesie i gdy wracał, starał się nadrobić stracony czas i spędzał do z rodziną. Postanowił też, że będzie z nimi szczery w pewnych kwestiach i po wielu rozmowach na temat Blanche w końcu przyznał się, że zerwał z nią jeszcze przed przyjazdem do Dwunastki i że nie zamierza się żenić w najbliższym czasie. Hazelle nie potrafiła ukryć swojego zawodu, ale postanowiła się za bardzo nie wtrącać i pozwolić synowi na zrobienie tego, co uważał za słuszne. Po cichu liczyła, że Gale i Blanche jeszcze się zejdą i odnowią zaręczyny, ale on nie zamierzał do niczego wracać, co dobitnie oświadczył przy jednej z kolacji. Nie potrafiłby okłamywać dziewczyny i dawać jej złudnej nadziei, skoro prędzej czy później znów by się rozstali.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po tygodniu, spędzonym na rozmyślaniu o Blanche, rozwiązywaniu niezamkniętych spraw z Dwójki i wysłuchiwaniu pytań Posy na temat jego relacji z byłą przyjaciółką, dostał kolejną wiadomość od Kotny. Chciała się z nim spotkać i porozmawiać. W końcu miał idealną okazję, by ją przeprosić. Zgodził się bez wahania, nie potrafiłby odmówić. Chciał znów usłyszeć jej głos i zobaczyć jej twarz. Miał jej tyle do powiedzenia.
      Tęsknił za nią. Tęsknił za tą nieskomplikowaną przyjaźnią, która niegdyś ich łączyła i za wspólnymi wyprawami do lasu. Chciał znów oglądać jej uśmiech i przesiadywać z nią na ich głazie, zajadając się przy tym jeżynami. Pragnął być przy niej, nawet jeśli już nigdy nie miała być jego i chyba to najbardziej go przerażało. Bo nie powinien jej kochać, skoro wybrała kogoś innego, ale nie potrafił zapomnieć. Pocieszał się, że może jeszcze nie wszystko stracone, może jeszcze kiedyś usłyszy jej śmiech i zobaczy uśmiech skierowany wyłącznie w jego stronę...
      Kładł się z twardym postanowieniem, że jeszcze zdoła to wszystko odkręcić.
      ***
      Kiedy wychodził z domu, wszyscy jeszcze spali. On nie potrafił zmrużyć oka i co chwila planował, co dokładnie powie Kotnie, gdy się z nią zobaczy. Chciał, nie!, musiał ją przeprosić. Pragnął wyrzucić z siebie wszystko, co ignorował przez ostatnie dziesięć lat i pozbyć się tych okropnych wyrzutów sumienia. Nawet jeśli Kotna miała mu nie wybaczyć, chciał żyć z przeświadczeniem, że przynajmniej próbował. Nie mógł tak po prostu zapomnieć o całej sprawie, żaden przyjaciel by tak nie zrobił. On od dawna nie zasługiwał na to miano, ale choćby ze względu na stare, dobre czasy musiał poprosić ją o wybaczenie. Zobaczyć na własne oczy, czy faktycznie zaprzepaścił wszystko, co niegdyś z trudem wypracowali. Miał nadzieję, że gdy przed nią stanie, słowa nagle nie wyparują z jego głowy i powie to jedno, proste zdanie, które powinien był powiedzieć już dziesięć lat temu.
      Gdy tylko dostrzegł między drzewami niewielką chatkę, poczuł się znów tak, jak wtedy, gdy miał dziewiętnaście lat i zmierzał na rozmowę z Kotną. Wtedy całą okolicę pokrywał śnieg, a on sam trzymał w dłoniach rękawice Cinny, które zostawiła mu przyjaciółka. To właśnie tego dnia Katniss zaproponowała, że uciekną, a on odrzucił tę propozycję. Wybrał rebelię i chociaż był pewien, że postąpił słusznie, nie potrafił nie wracać do tamtej chwili i zastanawiać się, jak wyglądałoby jego życie, gdyby się zgodził.
      Odetchnął głęboko i przekroczył próg chatki; tak jak się spodziewał, Kotna już na niego czekała. Siedziała na starym, rozpadającym się już łóżku i mięśnie miała napięte, gotowe do walki w razie ataku. Przez chwilę Gale po prostu na nią patrzył, po raz kolejny analizując każdy szczegół jej twarzy i dopiero po upływie kilkunastu sekund zdecydował się zamknąć za sobą drzwi i postąpić kolejny krok do przodu.
      — Hej, Kotna — przywitał ją cicho. Rozejrzał się po pomieszczeniu i podszedł do kominka; przykucnął i niemal machinalnie poprawiając ułożone drwa. Dopiero po chwili przeniósł spojrzenie z powrotem na Katniss i powiedział możliwie jak najspokojniejszym tonem — Chciałaś porozmawiać.

      Gale

      Usuń
  21. To nie tak miało wyglądać!
    Naprawdę nie sądził, że tak szybko zawali sprawę. Ledwo otworzył usta, a sytuacja wymknęła mu się spod kontroli. Nie chciał, by Kotna odebrała jego słowa w taki sposób, po prostu musiał coś powiedzieć. Cokolwiek, byleby przerwać ciszę, która zapadła po jego wejściu. Najwyraźniej wybrał najgorsze możliwe słowa, bo Everdeen wstała z łóżka i ruszyła do drzwi, z zamiarem wyjścia.
    — Cholera, nie to miałem... — Obrócił się nieco i wyciągnął rękę, gotów zatrzymać Katniss. Był pewien, że wyjdzie i już nigdy nie da mu okazji do wyjaśnienia wszystkiego, co się wydarzyło przez te dziesięć lat. Zamiast tego, urwał w pół słowa i patrzył, jak przekręca klucz w zamku, kompletnie nie rozumiejąc, po co to zrobiła. Jeśli bała się, że ucieknie, to całkowicie niepotrzebnie: Gale miał już dość uciekania. Przyjechał, by zmierzyć się z rzeczywistością i naprawić to, co niegdyś zaprzepaścił na własne życzenie. Przemknęło mu przez myśl, że skoro Kotna zabezpieczyła się w taki sposób, rozmowa na pewno nie będzie przyjemna ani miła. Ale przecież tego się spodziewał. Że po dziesięciu latach unikania jej, znienawidzi go i wykrzyczy mu to prosto w twarz. Teraz pozostało mu jedynie czekać na cios. Z pozornym spokojem wpatrywał się w nią, gdy chowała klucz w dekolcie i postanowił, że wysłucha wszystkiego, co miała mu do powiedzenia, bez względu na to, jak bolesne miały być to słowa.
    Tego, co wydarzyło się później, kompletnie się nie spodziewał. Kotna, która ruszyła w jego stronę, nie zachowywała się jak jego przyjaciółka. Szła pewnym krokiem, poruszając przy tym biodrami, i nie odrywała od niego wzroku. W niczym nie przypominała łowczyni i nawet myśliwska kurtka jej ojca nie zaburzała obrazu kusicielki. Dopiero teraz Gale zwrócił uwagę na jej ubranie: obcisłe, skórzane spodnie sprawiły, że jej nogi wydawały się o wiele dłuższe niż kiedykolwiek wcześniej. Jeszcze nigdy nie wyglądała tak pociągająco...
    Ona ma męża.
    Ta jedna myśl otrzeźwiła Gale'a na tyle, by mógł znów spojrzeć w oczy Kotny bez obawy, że dostrzeże, co czuł w tej chwili. Jeszcze nigdy ukrywanie uczuć nie przyszło mu z takim trudem. Przyglądał się jej, gdy kucała tuż obok niego, nawet nie zerknąwszy w płomienie. Nagle znalazła się tak blisko, że czuł jej oddech na swojej skórze... Napiął wszystkie mięśnie, powstrzymując się przed zrobieniem czegokolwiek, czego potem mógłby żałować. Nie cofnął się, ani nie odwrócił głowy, nie chciał zrobić niczego, co by wskazywało, że wciąż była jego słabością, że wciąż ją kochał. Bo przecież to była tylko gra... prawda?
    Nigdy wcześniej mu się tak nie przyglądała, nawet wtedy, kiedy myślał, że go kochała. Niemalże czuł na sobie jej wzrok, jakby było to coś namacalnego; starał się panować nad oddechem i zachować spokój, ale od tak dawna nie był przy niej, że całkowicie zapomniał, jak obezwładniające uczucia wywoływała w nim jej bliskość. Był pewny, że doskonale słyszała, jak mocno waliło mu serce, a przecież tylko na niego patrzyła!
    Musnęła palcami jego szyję, gdy odchylała kołnierzyk, by spojrzeń na ranę, którą niegdyś sama zaszyła, jedną z jego niewielu pamiątek z czasów rebelii. Chwilę później poczuł jej usta muskające bliznę i był pewien, że grunt usuwa mu się spod nóg.
    Ona ma męża!
    Rozpaczliwie uczepił się tej myśli, byleby nie zatracić się w jej bliskości. Kochała Peetę i to z nim pragnęła spędzić resztę życia. Po rebelii postanowiła związać swoje życie z synem piekarza, bo już nie potrzebowała starego przyjaciela. Już nikt nie musiał kryć jej pleców i bronić jej przed wrogami. Wybrała Peetę i planowała urodzić mu dzieci. Była z nim szczęśliwa... Tylko w takim razie czemu Gale czuł na swojej skórze jej oddech, a jej palce muskały go po twarzy, skutecznie uniemożliwiając skupienie się na czymkolwiek innym?
    To już dawno przestało przypominać grę, a zamiast tego upodobniło się do pięknego snu. Bo przecież to nie mogło być prawdziwe, przecież Kotna nigdy nie znalazłaby się tak blisko niego...
    I wtedy nastąpiło przebudzenie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jej szept rozległ się tuż przy jego uchu. To jedno zdanie wystarczyło, by sprowadzić Gale'a brutalnie na ziemię. Z trudem przełknął ślinę, słysząc te słowa, które powinien usłyszeć już dawno temu. Nawet nie zareagował, gdy Katniss zepchnęła go na podłogę i przytrzymała za ramiona, w razie gdyby chciał wstać. Mógłby to zrobić bez problemu, ale nawet nie drgnął, tylko wpatrywał się w oczy Kotny i szukał słów, które sprawiłyby, że by mu wybaczyła. Że nie patrzyłaby na niego z taką wściekłością.
      I wtedy, zupełnie niespodziewanie, usłyszał coś, co pragnął usłyszeć od tak dawna: nie winiła go za to, co spotkało Prim. Przez dziesięć lat żył w przekonaniu, że już nigdy mu nie wybaczy tego, że skonstruował tamte bomby, tego, że tak bardzo skrzywdził jej siostrę, chociaż przecież jedynie pragnął ją chronić. Gdy uciekał, wciąż miał przed oczami twarz Kotny, nieme oskarżenie w jej oczach... Zawiódł ją. Kiedy do niej wtedy przyszedł, zanim zabiła Coin, tak bardzo pragnął usłyszeć, że to nie jego wina, że to nie przez niego Prim trafiła do szpitala i nie było wiadome, czy przeżyje. Chciał, by przyjaciółka go wsparła, uświadomiła mu, że to nie za jego sprawą zginęło tyle dzieci i sanitariuszy. Potrzebował jej, potrzebował jej jak nigdy wcześniej, ale nie usłyszał nic. I chyba wtedy własne uczucia go przerosły. Uciekł, byleby już nigdy nie ujrzeć tego oskarżenia w jej oczach i nagle, po dziesięciu latach, dowiedział się, że go nie obwiniała.
      I chociaż Kotna nie przestawała mówić i wyrzucała mu wszystkie kolejne błędy, Gale po raz pierwszy poczuł, że ciężar, który nosił w sobie przez dekadę, odrobinę zelżał.
      Wolałby, gdyby krzyczała. Wolałby, gdyby wyrzucała z siebie słowa, nie hamując przy tym emocji, bo ten chłodny spokój był jeszcze gorszy od krzyku. Nawet gdyby chciał, nie potrafiłby się obronić przed jej oskarżeniami. Nie zamierzał niczemu zaprzeczać, bo naprawdę pragnął, by poznała prawdę. Chociaż ten jeden raz chciał być z nią szczery.
      Ledwo skończyła mówić, złapał ją za rękę, którą przytrzymywała mu bark, i odsunął od siebie. Podniósł się z podłogi tak, że ich twarze dzieliły centymetry i powiedział cicho:
      — Nie musisz mnie przepraszać.
      Wpatrywał się w jej szare oczy, doskonale wiedząc, że druga taka okazja, by wszystko wytłumaczyć, już się nie nadarzy. Wziął głęboki wdech.
      — Chciałbym, żeby tamta rozmowa nigdy się nie odbyła. Nie powinienem był... — przerwał na chwilę, szukając odpowiednich słów, by opisać to, co wydarzyło się podczas ich ostatniej rozmowy. Oderwał dłoń Kotny od swojego policzka. — Zachowałem się głupio i dałem ponieść emocjom. Chyba próbowałem przekonać samego siebie, że to wszystko nie miało znaczenia, że ty nie masz dla mnie żadnego znaczenia... Cholera, gdybym mógł się cofnąć w czasie, nigdy bym nie uciekł!
      Opuścił wzrok i uśmiechnął się gorzko. Zamierzał być z nią szczery, nawet jeśli prawda była bolesna.
      — Wiem, co zrobiłem, Kotna. I to chyba jest najbardziej przerażające, wiesz? Że byłem świadomy, co takiego robiłem i jak wszystkich raniłem, i nawet nie starałem się tego zmienić. Każdego dnia myślałem o powrocie, ale za każdym razem powtarzałem sobie, że tak jest lepiej. Przez dziesięć lat krzywdziłem wszystkich, na których mi kiedykolwiek zależało. — Patrzył twardo w jej oczy. — Błagali mnie, bym wrócił i wiesz co zrobiłem? Nic. Słuchałem płaczu Posy i pozwalałem, by cierpiała dalej. Łamałem wszystkie obietnice, które kiedykolwiek złożyłem Rory'emu i Vickowi. Ignorowałem mamę, ilekroć wspominała o tym, że tęskni. Trzymałem ich na dystans, bo tak było łatwiej nie myśleć o rebelii, o tobie, o tym, że przeze mnie Prim już do końca życia będzie miała koszmary...
      Wstał z podłogi. Nie patrzył na nią, bo obawiał się, że zobaczy w jej oczach to, co czuł do samego siebie: obrzydzenie. Spojrzał w płomienie.
      — Przepraszam. Przepraszam za wszystko, ale obawiam się, że niepotrzebnie się wysilasz. Wichury już nie ma.

      Gale

      Usuń
  22. [ Dziękuję bardzo za powitanie! <3 Dzięki tej karcie chyba wreszcie polubię Katniss. :D Nigdy za nią nie przepadałam, jakoś mnie odpychała. Nie potrafiłam się w nią wczuć, tak myślę...
    Orlaith raczej nie jest jedną z tych osób, które obwiniałyby o to Kotnę. Po pierwsze — wie, że ona poświęciła naprawdę wiele, by wyrwać Panem spod reżimu Snowa, a po drugie — Everdeen nigdy nie chciała tego zrównania Dwunastki z ziemią. :D O wiele bardziej pasuje mi pomysł z koleżeństwem. Masz jakiś konkretny pomysł na wątek? :)
    + mam nadzieję, że z moją kartą już wszystko okej. :D ]

    Orlaith

    OdpowiedzUsuń
  23. Te cztery słowa sprawiły, że się Kotna wystraszyła, był tego pewny. Nieco zdziwiła go jej reakcja, bo przecież przed chwilą sama potwierdziła, że się zmienił. Może przesadził, mówiąc, że Wichury już nie ma, ale chciał jej dać do zrozumienia, że już nigdy nie będzie taki, jak kiedyś. Rebelia go zmieniła, ostatnie dziesięć lat życia w Dwójce go zmieniło. Poznał cenę swoich decyzji, wagę wszystkich błędów, które popełnił... Już nie byli dziećmi, które jedynie pragnęły utrzymać swoje rodziny przy życiu.
    Próbowała go bronić. Mimo tego wszystkiego, co zrobił, mimo tego, że ją skrzywdził, wciąż go broniła i wierzyła, że gdzieś tam kryje się jej przyjaciel, jej Gale, nawet jeśli on sam nie potrafił go dostrzec. Kotna miała rację, pogubił się i nawet nie wiedział, co powinien zrobić, by się odnaleźć. Przez dziesięć lat próbował zapomnieć o swojej miłości do Kotny i był pewien, że mu się udało, a wystarczył sam jej widok, by uczucia uderzyły w niego jeszcze silniejsze niż wcześniej. Nie wiedział, jak powinien się zachować, co powinien mówić, bo przecież odrzuciła go te dziesięć lat temu i na pewno liczyła, że znajdzie szczęście u boku kogoś innego. Przez chwilę sam był pewny, że tak się stanie: tylko że Blanche nie była Kotną i przez to nie potrafił jej pokochać.
    Czuł się dziwnie, gdy Katniss próbowała go pocieszyć. Uważał, że to on powinien pocieszać ją, nie na odwrót, bo przecież to ona więcej wycierpiała podczas rebelii. Poświęciła tak wiele tylko po to, by ludziom w Panem żyło się lepiej, a on jedynie jej towarzyszył. Bezustannie jej towarzyszył, bez względu jak wiele energii i wysiłku to od niego wymagało, i starał się ją wspierać przez cały czas. I w najważniejszym momencie, zamiast zostać i trwać u jej boku do czasu, aż Prim wybudzi się ze śpiączki, uciekł, bo nie potrafił poradzić sobie z własnymi uczuciami.
    Skoro nie mógł mieć jej miłości, powinien był kochać ją jak przyjaciółkę i wspierać.
    Parsknął cicho i pokręcił głową, słysząc słowa Kotny. Może w jakimś stopniu miała rację i bez niego ona i Prim byłby równie mocno wyniszczone, ale nie potrafił pozbyć się wrażenia, że Prymulka najbardziej przeżywała właśnie wybuch.
    — Często o tym myślałem — zaczął, znów przyglądając się płomieniom. — Czy gdybym nie zaprojektował tych bomb, to czy wszystko nie potoczyłoby się inaczej... Czy nie wróciłbym do Dwunastki po tym wszystkim. Powinienem był cię posłuchać, wtedy nie zginęłoby aż tyle osób.
    Chociaż nikt nigdy nie potwierdził, że to Coin zrzuciła bomby na dzieci z Kapitolu i sanitariuszy, on był tego pewny. Dlaczego Snow miałby zabijać własnych poddanych w pełni lojalnych jego rozkazom? Taki ruch nie miałby najmniejszego sensu i im więcej czasu mijało od rebelii, tym zyskiwał większą pewność, że to jego wynalazek trwale okaleczył i uśmiercił tyle osób.
    Kolejne wyznanie Kotny całkowicie zaskoczyło Gale'a. Nie spodziewał się, że usłyszy kiedyś takie słowa z jej ust. Poderwał głowę gwałtownie i spojrzał na Katniss z uwagą. Nawet nie przypuszczał, że żałowała tej jednej decyzji: że sięgnęła po jagody. Już wtedy, gdy oglądał ją na ekranie i w duchu błagał, by ten koszmar wreszcie się skończył, widział determinację w jej oczach. Zrozumiał, że nie potrafiłaby zabić Peety, nawet zmuszona do tego przez Kapitol. Prędzej sama dałaby się zabić i zapewne to miała na myśli, mówiąc, że tak byłoby lepiej. Tak, jakby uważała, że doprowadzenie do rebelii i obalenia prezydenta Snowa było błędem. Tyle że nie miała racji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Nigdy tak nie mów — powiedział Gale twardo. — Dałaś ludziom szansę na wywalczenie wolności i oni postanowili z niej skorzystać. Gdybyś zginęła na arenie... — Głos zadrżał mu lekko, gdy wyobraził sobie, że Kotna mogłaby już nie wrócić i już nigdy nie miałby jej zobaczyć ani usłyszeć jej głosu. Sama ta wizja przyprawiła go o niemiłe dreszcze. — Ludzie wciąż ginęliby z rąk Strażników Pokoju za każde, najmniejsze przewinienie i co roku musielibyśmy oglądać Głodowe Igrzyska. Wcale nie byłoby lepiej.
      Wierzył, że ludziom faktycznie żyło się teraz lepiej. Musiał w to wierzyć, bo inaczej nigdy nie pozbierałby się po rebelii. Chociaż ani razu nie przyznał tego na głos, Katniss miała rację: zabijanie zawsze było osobiste. Sam zorientował się o tym dopiero, gdy cały gniew napędzany dodatkowo przez rebelię opadł i pozostały po nim jedynie wspomnienia. Gale nie żałował, że sprzeciwił się Kapitolowi, bo był pewny, że przyczynił się tym samym do stworzenia lepszego świata: świata, w którym żaden rodzic nie bał się, że jego dziecko trafi na arenę i najprawdopodobniej zginie ku uciesze widzów, świecie, w którym ludzie nie mieli chodzić z pustymi żołądkami, ponieważ ich pensja nie starczała nawet na wyżywienie rodziny. Gdyby żył w przekonaniu, że sytuacja w Panem wcale nie zmieniła się na lepsze, chyba nie potrafiłby spać po nocach na myśl o wszystkich niewinnych osobach, które zginęły z jego rąk i od jego wynalazków.
      Spojrzał na rękę Kotny, która zakleszczyła się na jego ramieniu z zadziwiającą siłą. Widząc, że Everdeen zachwiała się, przytrzymał ją delikatnie.
      — Wszystko w porządku? — spytał, nawet nie kryjąc troski w głosie. Przyglądał się twarzy Kotny ze zmarszczonymi brwiami, zastanawiając się, jaki mógł być powód jej stanu. Zaprowadził ją do łóżka stojącego kilka metrów dalej. — Powinnaś usiąść.
      Przez chwilę po prostu na nią patrzył, rozmyślając, czy to nie ich rozmowa tak ją osłabiła. Coś w głosie Kotny podpowiedziało mu, że nigdy wcześniej nikomu nie zdradziła, że zastanawiała się, czy nie byłoby lepiej, gdyby zabiła Peetę jeszcze na arenie lub sama wtedy zginęła. Na pewno nie było jej lekko o tym rozmawiać, w końcu mowa o mężczyźnie, którego kochała, który był jej mężem i z którym planowała dzieci.
      I właśnie w tej chwili Gale'owi przyszła do głowy myśl, która przerażała jego samego: że Kotna była w ciąży. To by tłumaczyło jej nagłe zawroty głowy i wcześniejszą potrzebę odpoczynku po ich pierwszym spotkaniu. Mimo to wciąż pamiętał, jak gwałtownie zareagowała, gdy Hazelle wspomniała o planowanym potomstwie i sam nie był pewien, czy powinien uwierzyć plotkom. W końcu mowa o Kotnie, jego Kotnie, która nigdy nie chciała mieć dzieci. Tylko czy jej ucieczka sprzed tygodnia faktycznie potwierdzała, że nic się nie zmieniło? Równie dobrze Katniss mogła porozmawiać z Peetą i wraz z nim postarać się, by cała sprawa nie zyskała większego rozgłosu, bo przecież nie lubiła być w centrum zainteresowania tak wielu osób. Przez te dziesięć lat wiele mogło się zmienić w jej sposobie postrzegania świata, więc czemu nie miałaby pragnąć zostać matką?
      Odsunął od siebie te myśli i zamiast tego uśmiechnął do Kotny.
      — Jeśli chcesz czegoś do picia, to obawiam się, że mamy jedynie wodę z jeziora — zaśmiał się cicho.

      Gale

      Usuń
  24. Nie nienawidził Katniss Everdeen. Mellark. Jakkolwiek się teraz nazywała, nie obchodziło go to za bardzo. Nienawidził tego, co się przez nią wydarzyło, rewolucję, która pochłonęła tak wiele ludzkich żyć, czasami nocami, tymi bezsennymi, zazwyczaj, gdy wracał spod domu JEJ, jego Gwiazdy Północnej, patrząc w okna, w których gasło światło, gdzie nie był już mile widziany, rozmyślał nad tym wszystkim, układał mowę do ich Kosogłosa, którego tak wielbił, gdy był dziesięć lat młodszy, gdy jego włosów nie zdobiła przedwczesna siwizna na skroniach, ledwie widoczna, ale istniejąca tam, jako pokłosie stresu i bezsennych nocy, powolnego uzależniania się od leków nasennych, które zabierały go od koszmarów, od samotności gorszej niż jego nocne mary i okrutne wizje, jakie przywracał do jego snów zdradziecki umysł.
    Odkąd listy rozpowszechniły się tak bardzo, że właściwie każdy wiedział o nich coś, nie mógł spojrzeć jej w oczy. Wiedział, że to nastąpi, kiedy po raz pierwszy zobaczył je na półce sklepowej, w ładnej okładce, z notką od kobiety, która zdecydowała się na ich wydanie. Że sięgnie po nie. Widział to w jej oczach, gdy tamtego dnia przyszedł na kolację, jak zwykle z sałatką zrobioną trochę nieumiejętnie, nic dziwnego, spotykali się raz w miesiącu. Tylko, że przywitało go mrożące krew w żyłach spojrzenie jej męża i książeczka leżąca na stoliku w korytarzu. Nic do siebie nie powiedzieli.
    Rebelia zabrała mu ją, bo obiecał sobie, że powie jej wszystko. I tedy Ona spotkała Jego, na froncie. I Artemis przestał mieć znaczenie. Czasem marzył, że zginął tam, na froncie, z okrzykiem, że jeśli chcą nas podpalić, to spłoną razem z nami. Czasem marzył, że nigdy się nie narodził.
    Wracał z pracy. Z głową zwieszoną w dół, rękoma wetkniętymi w kieszenie. Wilgoć letniego miesiąca dawała się we znaki jego bliznom, które zbielały na jego ciele przez te dziesięć lat, ale i tak go szpecił, zarówno zewnętrznie jak i wewnętrznie. Przechodził obok lasu i wtedy ją zobaczył. Miał wrażenie, że czas się cofnął. Znów wyglądała jak wtedy, na arenie. Jak wtedy, gdy zgłosiła się na ochotnika zamiast swojej siostry. Też tam był, też podnosił dłoń w geście lojalności i wsparcia. Gdyby to było rok wcześniej, pewnie pomyślałby (zrobił to, innej dziewczynie, wylosowanej na trybuta), że to dobrze, że to nie Ona.
    Wyszedł naprzeciw Kosogłosa, która chyba wracała z niezbyt owocnego polowania.
    — Około dwóch tysięcy pięciuset — powiedział do niej na dzień dobry, czy raczej zamiast tego, unosząc na nią zmęczone spojrzenie, puste spojrzenie kogoś, kto zrobił za dużo. Ona może walczyła na Arenie, ale podczas rebelii strzeżono jej jak oczka w głowie. Chyba dlatego wielu rebeliantów za nią nie przepadało. Pamiętał ekscytację, gdy wyrwała się z kaltki trzynastki, by stanąć pośród nich, zmęczonych. Taka czysta, wymuskana, pomiędzy ludźmi bez marzeń, bez snów, z krwią niewinną na rękach. Jak tamta dziewczyna.
    — Tyle razy zorganizowałabyś igrzyska z martwych.
    Jego twarz nie wyrażała jednak negacji, nienawiści. Raczej zrezygnowanie. Był przyduszony przez poczucie winy, które tkwiło na jego barkach, sprawiając, że zginał kark i ramiona, wyglądając w swojej posturze na dużo niższego, dużo starszego. Jemu pokój nie zesłał spokoju. Pogrzebał wszystkich, których kochał, a ci, którzy pozostali, zniknęli z jego życia, choć tak bardzo ich potrzebował.

    Artemis, który nie umie początków

    OdpowiedzUsuń
  25. Nie zdziwiło go, że odparła, że dobrze się czuła, chociaż bladość jej twarzy mówiła co innego. Już wcześniej zdarzało jej się grać twardszą, niż była w rzeczywistości i udawać, że wszystko było w porządku, nawet jeśli faktycznie coś jej doskwierało. Cieszyło go, że nie odepchnęła go, gdy jego dłonie znalazły się na jej talii, ani nie zaprotestowała, gdy zaprowadził ją do łóżka i usadził. Sam zajął miejsce obok niej, nawet się nie zastanawiając, czy taki ruch z jego strony był mądrym posunięciem; sam wystawiał się na jej bliskość i miał nadzieję, że był wystarczająco silny, by powstrzymać się przed przyciągnięciem jej do siebie i ukryciem twarzy w jej włosach. Chociaż wciąż nie zabrał ręki z jej pleców, nie odsunęła się, a zamiast tego zamknęła oczy; poczuł, jak jej mięśnie się rozluźniły.
    Wciąż ufała mu i nie uważała go za zagrożenie. Nie sądził, że to tak bardzo podniesie go na duchu.
    Dopiero kiedy postanowił się odezwać, oderwał dłoń od jej pleców. Kotna spojrzała na niego zaraz po tym, jak się zaśmiał. Dostrzegł zaskoczenie w jej oczach i doskonale ją rozumiał: od dziesięciu lat nie słyszała jego śmiechu ani nie widziała tego uśmiechu, który miał zarezerwowany wyłącznie dla niej. Przy Blanche — ba!, nawet przy rodzinie — nigdy nie śmiał się w ten sposób i nie sądził, by było to możliwe. Niegdyś Kotna jako jedyna potrafiła wywołać uśmiech na jego ustach, tuż po śmierci ich ojców, i sama też uśmiechała się niemal wyłącznie w jego towarzystwie, w trakcie ich leśnych wypraw. Teraz też się uśmiechnęła i chociaż nie zrobiła tego z taką energią, jak niegdyś, cała jej twarz rozpromieniła się. Na jedną, krótką chwilę serce Gale'a zabiło mocniej; pragnął oglądać ten uśmiech codziennie i mieć świadomość, że to jego słowa go wywołały.
    Ich zachowanie znów przypominało to sprzed Głodowych Igrzysk, kiedy Gale nie musiał się przejmować, że Katniss odbierze jego dotyk w sposób inny niż przyjacielski. Wtedy jej bliskość nie działała na niego tak silnie i nawet w chwilach, gdy znajdowali się tak blisko, że czuł gorący oddech Kotny na swojej skórze, jego serce nie przyspieszało. To było naturalne; w lesie stawali się jednością i doskonale przewidywali swoje ruchy. Nie wiedział, w którym dokładnie momencie jego uczucia względem przyjaciółki się zmieniły, ale starał się to ukrywać, by nie popsuć ich relacji. Ten gest — krótkie muśnięcie w policzek — też należał do przyjacielskich: kiedyś robili tak bezustannie, nawet kiedy w ich relacji nie było śladu romantyzmu. Zapewne dla osób postronnych zachowywali się jak para zakochanych i znaczna część ludzi, która widywała ich razem, zakładała, że pewnego dnia staną na ślubnym kobiercu, ale potem pojawił się Peeta i stało się jasne, że Gale'a Hawthorne'a i Katniss Everdeen łączyła jedynie przyjaźń.
    Zdziwił się, kiedy Kotna obróciła się i sięgnęła po plecak; po wejściu do chatki Gale nawet go nie dostrzegł, zbyt zajęty wpatrywaniem się w przyjaciółkę i zaaferowany jej obecnością. Najwyraźniej była pewna, że spędzą ze sobą o wiele więcej czasu, niż on sam zakładał, gdy rano wyruszył w drogę do jeziora i przygotowała się na to. Czasami Gale zapominał, jak dobrze znała jego zwyczaje; nie przypuszczał, że po tylu latach wciąż będzie pamiętała, że nigdy nie jadał przed wyjściem na polowanie.
    — Jak zwykle pomyślałaś o wszystkim — powiedział. Sięgnął po termos z herbatą i rozlał napój do kubków, jeden wyciągając w stronę Kotny. Gdyby Hazelle wiedziała o jego wyprawie, zapewne sama przygotowałaby mu coś, by nie pojawił się w chatce z pustymi rękami, ale jemu nawet to nie przeszło przez myśl. Jakoś nie potrafił myśleć o jedzeniu, gdy miał przyjaciółkę do odzyskania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Następnym razem też coś przyniosę — zapewnił pogodnie, nawet nie zastanawiając się, czy następny raz w ogóle miał nastąpić. — Kiedy ostatnio tu siedzieliśmy, też wszystko przygotowałaś.
      Nie zdążył ugryźć się w język. Nie wiedział, czemu w ogóle wspominał o ostatnim razie, ale miał pewność, że Kotna zrozumie, co miał na myśli. Kiedy ponad dziesięć lat temu siedzieli razem w tej chatce, Katniss wyjawiała mu swój plan ucieczki z Dwunastki. Doskonale pamiętał swoją radość na myśl, że mogliby uciec razem i już nigdy nie wrócić, tak jak kiedyś jej proponował. To wtedy wyznał, że ją kochał, chociaż przypuszczał, że reakcja na to oświadczenie może go nie zadowolić i także wtedy zadecydował, że nigdzie nie ucieknie, gdy tylko dowiedział się o walkach w Ósemce. Przypominanie o wydarzeniach z tamtego dnia, tak odległych dla Gale'a, że równie dobrze mogłyby wydarzyć się w innym życiu, nie było mądrym posunięciem z jego strony. Ale czy przez ostatni tydzień zrobił cokolwiek, co uznałby za mądre?

      Gale

      Usuń
  26. Był wdzięczny Katniss, że nie skomentowała jego wypowiedzi. Ostatnim, czego potrzebowali, był powrót do tych niezbyt przyjemnych chwil, gdy wszystko zaczęło się walić, a ich własne szczęście przestało stać na pierwszym miejscu. Kotna miała rebelię do przeprowadzenia, a on zdecydował się jej w tym pomóc i tym samym wyzwolić ludzi spod jarzma władzy prezydenta Snowa. Postanowili użyć w tym celu całkowicie różnych metod, co ostatecznie okazało się przeszkodą nie do pokonania. Oddalili się, bo chociaż Gale robił wszystko dla Kotny i wiernie trwał przy jej boku, w tej wojnie zawsze chodziło o Peetę. Utracił miłość i przyjaźń jedynej osoby, dla której poświęcił tak wiele, bo chodziło o Peetę. I uciekł, bo chociaż życzył Katniss jak najlepiej, nie potrafił być tego częścią i przyglądać się wszystkiemu z boku. Wtedy nie potrafił. Od czasu 74 Głodowych Igrzysk świat zdecydował się ich rozdzielić i na dziesięć długich lat faktycznie to się udało. Ten czas wystarczył jednak, by Gale zorientował się, że miał już dość rozłąki. Brakowało mu Kotny za każdym razem, gdy udawał się do lasów w Dwójce, w niczym nie przypominających tych rozciągających się wokół Dwunastki. Brakowało mu osoby, do której mógłby się odezwać, której obecność odczuwałby przez całe polowanie, na której wsparcie mógłby liczyć i którą sam by wspierał. Potrzebował swojej drugiej połówki, osoby, która rozumiałaby go bez słów — potrzebował Katniss Everdeen i wbrew wszelkiej logice wierzył, że ona potrzebowała jego.
    Teraz, gdy w końcu miał okazję ją odzyskać — może nie jako ukochaną, lecz najlepszą przyjaciółkę, którą zawsze dla niego była — postępował bezmyślnie i dawał się ponieść negatywnym emocjom. Zamiast wykorzystać każdą okazję, by pokazać, że żałuje swojego zachowania i tak nagłego zniknięcia, powodował ból im obojgu. Z największym spokojem mówił rzeczy, które kiedyś nawet nie przeszłyby mu przez głowę i które miały za zadanie zranić Katniss. Sam tego nie rozumiał, bo nigdy nie planował mścić się na niej za to, jak go traktowała w czasie rebelii, a zachował się tak, jakby dawna uraza popchnęła go do wypowiedzenia tych paru bolesnych słów.
    Pragnął naprawić swoje relacje z Katniss, a nie miał pojęcia, jak się do tego zabrać, bo ilekroć się odezwał, ranił ją i siebie. Z powodu natłoku sprzecznych emocji nawet się nie zastanawiał, jak się zachować i na dodatek nie potrafił określić, na jak wiele mógł sobie pozwolić w towarzystwie Kotny. Minęła cała dekada i nie miał pojęcia, ile dokładnie przetrwało z jej dawnych uczuć do niego.
    W zeszłym tygodniu był niemal pewny, że swoim zachowaniem utracił ją na zawsze, a jednak Kotna postanowiła dać mu kolejną szansę. I cała dzisiejsza rozmowa wskazywała, że wciąż jej na nim zależało, nawet jeśli nie tak mocno, jak niegdyś.
    Szczerze pragnął spotkać się z Kotną jeszcze kiedyś w lesie, chociaż tydzień temu dała mu do zrozumienia, że sama sobie tego nie życzyła. Tylko wśród drzew, z dala od Dwunastego Dystryktu i jego mieszkańców, czuli się w pełni sobą i niczego nie ukrywali — pod tym względem niczym się nie różnili. Gale był pewien, że pomimo dziesięciu lat rozłąki, wciąż dogadywaliby się na polowaniach tak samo dobrze, jak w czasach sprzed rebelii. Może wtedy łącząca ich niegdyś więź odrodziłaby się... Wierzył, że jego uczucie do Kotny nie przeszkodziłoby mu w odzyskaniu przyjaciółki; przecież kiedyś już przed nią ukrywał swoje zauroczenie i Everdeen niczego nie podejrzewała. Chociaż nie był pewien, jak sobie poradzi, oglądając ją i Peetę na co dzień, trzymanie się z daleka było jeszcze trudniejsze.
    Nie potrafił ukryć swojego zdziwienia, gdy Katniss sięgnęła po jego rękę i przełożyła ją przez ramiona. Pozwolił jej na to, wpatrując się w nią w poszukiwaniu jakichś wskazówek, lecz szybko ukryła przed nim twarz, gdy wtuliła się w jego bok.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gale nie potrafił nie zauważyć, o ile bardziej pasowała tam niż Blanche i o ile przyjemniej się czuł w jej towarzystwie. Odkąd tylko zobaczył ją na ulicy przy Wielkim Rynku, zapragnął ją przytulić i znowu poczuć ciepło jej skóry. Jej, nie Blanche. Była jego Kotną, nie przypadkową dziewczyną, którą poznał w barze.
      Doskonale słyszał jej szept, chociaż Kotna wciąż pochylała głowę i na niego nie patrzyła. On jednak nie odrywał od niej wzroku, wciąż powtarzając w głowie jej słowa. Tęskniła za nim, pomimo wszystkiego, co wydarzyło się między nimi. Jeszcze niedawno nie wierzył, że w ogóle o nim myślała po jego ucieczce, a okazało się, że pragnęła jego towarzystwa. Nie potrafił powstrzymać szerokiego uśmiechu.
      — Chyba będziesz musiała ustawić się w kolejce, Posy cię wyprzedziła — powiedział, odnosząc się do jej pierwszej wypowiedzi. Był pewien, że gdyby znowu uciekł, Kotna faktycznie skopałaby mu tyłek, bo zawsze należała do osób, które nie rzucały słów na wiatr. Nim jednak dostąpiłby tego zaszczytu, musiałby uporać się ze wściekłością siostry, bo chociaż Posy była drobna i sympatyczna, lepiej nie narażać się na jej gniew.
      Gale przyciągnął Kotnę jeszcze bliżej i objął drugim ramieniem; pozycja nie należała do najwygodniejszych, ale nie zwracał na to uwagi. Oparł czoło o czubek głowy Katniss, odetchnął głęboko i wyszeptał w jej włosy z uśmiechem:
      — Też tęskniłem, Kotna. Nawet nie wiesz, jak bardzo...
      Byli dwiema połowami tej samej istoty. Jakże mógłby za nią nie tęsknić?

      Gale, który bardzo się starał, by nie było zbyt uroczo, ale mu nie wyszło

      Usuń
  27. Gdyby Gale kiedykolwiek się dowiedział, że Kotna przyjechała do Dwójki, by go odwiedzić i odnowić ich przyjaźń, a powstrzymała ją przed tym obecność Blanche, nigdy nie wybaczyłby sobie związku z byłą narzeczoną. Nie byłoby to uczciwe z jego strony, bo Blanche wprowadziła wiele kolorów do jego życia i sprawiła, że przez chwilę czuł się szczęśliwy. Wspierała go i dbała o niego, pokochała go, a on nie potrafił odwdzięczyć się tym samym. Gdy byli razem, uważał za głupie jej wszystkie uwagi na temat Katniss i nie potrafił zrozumieć jej zazdrości, ale kiedy po raz kolejny ujrzał Kotnę, zorientował się, że Blanche poznała go na tyle dobrze, by dostrzec uczucia, które ukrywał przed samym sobą. Wiedziała, że kochał Everdeen, nawet jeśli sam co chwila temu zaprzeczał. Miała pełne prawo mu o tym przypominać, więc przestał się dziwić, że to robiła. Zastanawiało go tylko, dlaczego zgodziła się z nim żyć, skoro wiedziała, że jej nie kochał. Gdyby rozstali się rok wcześniej lub gdyby nigdy nie zaproponował jej wspólnego mieszkania, mógłby już od dawna siedzieć w Dwunastym Dystrykcie i cieszyć się obecnością najlepszej przyjaciółki. Przez te wszystkie lata Gale był pewien, że Katniss nie chciała go więcej w swoim życiu i trzymał się na dystans. Może chwilami próbował usprawiedliwiać samego siebie, gdy myślał, że robił to dla niej, że uciekł po to, by już nigdy nie musiała na niego patrzeć i wspominać tych wszystkich złych rzeczy, do których doprowadził podczas rebelii, ale nie potrafił przyznać na głos, że to odrzucenie tak go zraniło i uciekał, by zapomnieć. Jednego był pewien: gdyby dostał od niej jakiś znak, coś, co udowodniłoby mu, że Katniss wcale go nie nienawidziła, wróciłby. Dorósł na tyle, by w pewnym stopniu pogodzić się z jej wyborem i móc trwać u jej boku tylko jako przyjaciel. Oboje jednak zdecydowali się milczeć, bojąc się zrobić pierwszy krok i bezustannie się mijali.
    I pomyśleć, że spotkali się tylko i wyłącznie dzięki Blanche i jej zazdrości! Gdyby nie ta jedna kłótnia, Gale wciąż siedziałby w Dwójce w towarzystwie narzeczonej, nawet nie zdając sobie sprawy, że Katniss wciąż na nim zależało.
    Zamarł na chwilę, gdy usłyszał śmiech Kotny; nawet nie pamiętał, kiedy ostatnim razem słyszał ją śmiejącą się, ale był pewien, że miało to miejsce przed Ćwierćwieczem Poskromienia, może jeszcze wcześniej. Gdyby potrafił być w stosunku do niej obiektywny, na pewno uznałby ten dźwięk za nieprzyjemny i twardy, a już na pewno nie dorównujący śmiechowi Blanche, pełnemu wdzięku i delikatności, jednak Kotna tak rzadko się śmiała, że każda taka chwila była niezwykle cenna dla Gale’a.
    — Czterech na jednego? — spytał ze śmiechem, starając się odnaleźć jej oczy, ale Kotna nie odrywała wzroku od ich butów. — Od kiedy grasz tak niesprawiedliwie? Ale Vick i Rory na pewno się zgodzą, gdy im to zaproponujesz. Będą zachwyceni, mogąc skopać mi tyłek, od dawna o tym marzyli.
    Co do tego, że jego bracia przyłączyliby się do Kotny i Posy, miał całkowitą pewność. Odkąd tylko wyrośli z zabawek, starali się go w czymś pokonać, bo dla młodszego rodzeństwa zawsze największą satysfakcją było pokonanie tego najstarszego z rodziny. Był dla nich wzorem, zastępcą ojca, kimś, kogo podziwiali i do kogo starali się upodobnić we wszystkim. Dziesięć lat temu bawiło to Gale’a, jednak teraz, gdyby faktycznie któryś z braci postanowił z nim walczyć, przestałby być młodszym braciszkiem potrzebującym ochrony, a stałby się godnym przeciwnikiem. Vick i Rory już od dawna nie byli dziećmi, mimo to Gale nie potrafił mówić o ich gniewie na poważnie, głównie ze względu na to, że zasłużył. Tydzień temu mógłby zastanawiać się nad kolejną ucieczką, jednak teraz, kiedy obejmował Kotnę i czuł jej ramiona oplatające go w pasie, ostatnim, czego pragnął, było ją opuścić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedy Kotna w końcu uniosła głowę i na niego spojrzała, serce Gale’a zabiło o wiele zbyt szybko. Gdyby choć trochę ufał swoim osądom, pomyślałby, że Kotna czuła do niego coś więcej, niż tylko przyjacielską sympatię, ale nawet nie odważył się rozważyć tej opcji. Nie mógł potraktować jej słów jak wyrażających coś więcej, bo koniec końców jedynie sprawiłby sobie niepotrzebny ból. Mimo wszystko jej wzrok jasno mówił, że nie chciała, by po raz kolejny ją zostawił. I wtedy Gale zdał sobie sprawę, że nie potrafiłby jej stracić po raz kolejny. Nie mógł zmarnować szansy na naprawienie relacji z Everdeen, zwłaszcza że teraz miał pewność, że oboje tego pragnęli. Nie potrafił jednak nic poradzić na to, że gdzieś tam głęboko w jego sercu tliła się iskierka nadziei, że kiedyś połączy ich coś więcej niż tylko przyjaźń, iskierka, która płonęła od tego pamiętnego popołudnia na Ćwieku, kiedy Gale zorientował się, że zakochał się w swojej najlepszej przyjaciółce. Kiedy Kotna po raz kolejny musnęła go w policzek, wywołała tym falę gwałtownych uczuć: jej dotyk znowu palił, a spojrzenie stało się zbyt intymne, zbyt znaczące, by mógł długo to znieść. Ponownie jedynie myśl o Peecie, jej mężu, powstrzymała go przed zrobieniem czegoś głupiego.
      Uśmiechnął się delikatnie, starając się ukryć wszystko, co czuł, za rozbawionym spojrzeniem.
      — Obawiam się, że będziecie musieli jeszcze się ze mną pomęczyć — odparł. — Nie zamierzam się stąd ruszać.
      Kiedyś jej dotyk nie rozpraszałby go tak bardzo, teraz miał problem ze skupieniem się na czymkolwiek innym. Mimo to nie chciał przerywać tej chwili, więc kiedy Kotna wyplątała się z jego objęć, poczuł ukłucie zawodu. Nie miał zamiaru jej wypuszczać. Gdyby tylko mógł, zatrzymałby ten moment, by móc wiecznie cieszyć się jej obecnością i bliskością.
      Uśmiech znów rozświetlił jej twarz. W takich chwilach Gale dziwił się wszystkim ludziom, którzy kiedykolwiek nazwali Katniss brzydką bądź przeciętną; chociaż Everdeen nigdy nie należała do piękności, kiedy się uśmiechała, nie dało się oderwać od niej wzroku. Sam Gale nawet nie spojrzał na kanapki, tylko powiedział:
      — Dobrze wiesz, że nie raz nie jedliśmy nic przez cały dzień i dawaliśmy radę. Nic by mi się nie stało.
      Gale nie był na tyle uparty, by odmówić posiłku — lata głodówki oduczyły go takiego marnotrawstwa — więc sięgnął po kanapki z szynką. Co chwila zerkał przy tym na Kotnę. Miał tyle pytań, które chciałby jej zadać, ale nawet nie wiedział, od czego zacząć. Pragnął dowiedzieć się, jak wyglądało jej życie przez te wszystkie lata, czy przez cały ten czas utrzymywała kontakt z Finnickiem i Annie, czy miała jakieś wiadomości o Johannie i czy naprawdę była w ciąży. Niemal od razu odrzucił to ostatnie; po chwili zastanowienia postanowił zacząć na neutralnym gruncie i spytał:
      — Haymitch wciąż jest twoim sąsiadem?

      Gale, który musiał wspomnieć o najcudowniejszym Haymitchu

      Usuń
  28. Natan postrzegał siebie samego jako osobę o mocnych nerwach, ale wielu słabościach. Czasami potrzebował czasu tylko dla samego siebie. Czasu, który pomógłby mu uporać się ze swoimi zjawami. Czasu, którego zazwyczaj nie miał. Dlatego tak bardzo doceniał każdy dzień, który spędzał poza szpitalem. Tak, był osobą o wielu sprzecznościach. Nie potrafił odmówić pomocy i chętnie zostawał po godzinach, a ze szpitala trzeba było go wyrzucać kopniakami. Zmuszać do odpoczynku, a jednak tak bardzo cenił te dni, kiedy mógł się wyciszyć i odpocząć.
    Podczas jednego z nich zapuścił się trochę dalej niż chciał wraz ze swą gitarą. Przysiadł pod jednym z drzew, słuchając szumiącego strumienia, a jego palce same rozpoczęły błądzić po strunach wygrywając dobrze mu znaną melodię.
    - We rest as one soul, just one last night here,
    Remembering what we gave up... we were destined undone... - urwał słysząc trzask niewielkiej gałązki. Jego prawa dłoń niemal od razu wsunęła się do kieszeni, zaciskając się na sztylecie, a on sam nie mogąc pozbyć się ów instynktu przylgnął mocniej do drzewa i zaatakował, gdy tylko usłyszał napastnika.
    W porę jednak zarejestrował z kim ma do czynienia i zatrzymał sztylet na kilka centymetrów przed Kosogłosem oddychając ciężko. Przytrzymał się drzewa, opierając się o nie dość ciężko.
    - Nie skradaj się tak więcej, kobieto - jęknął nie wiedząc jeszcze czy bardziej złości się na nią, czy na samego siebie, że znów poddał się tym cholernym instynktom, które nie chciały go opuścić. Zacisnął mocniej wargi. Wątpił, by kiedykolwiek go opuściły. Instynkt przetrwania był w nim zbyt silny. Zagryzł mocniej wargi, przegryzając swą dolną, by doprowadzić swe szalejące serce do porządku. Oddech szybko wrócił na swoje miejsce, a on schował wreszcie sztylet do kieszeni, teraz spoglądając na Katnis pogodniej.
    - Wybacz - zreflektował się. - Jak polowanie? - wskazał dłonią na jej łuk, który ta dzierżyła teraz w dłoniach, z pewnością równie przerażona co on sam.

    Natan, który ma zawsze problemy z początkami.

    OdpowiedzUsuń
  29. Jedynym powodem, dla którego Gale nawet słowem nie wspomniał o zerwaniu zaręczyn z Blanche był fakt, że nic by to nie zmieniło. Kotna wciąż miałaby męża i wciąż żyłaby w szczęśliwym związku, a on nie chciał tego psuć i dawać jej powodów do zmartwień. Wcześniej nawet nie przypuszczał, że mogłaby się jeszcze nim przejmować, ale teraz, kiedy widział, że zależało jej na ich dawnej relacji równie mocno jak jemu, chciał jak najdłużej utrzymać tę iluzję poukładanego i radosnego życia, udawać, że jemu też się udało i znalazł osobę, u boku której chciał spędzić resztę swoich dni. Nie był tylko do końca pewny, czy faktycznie robił to ze względu na Kotnę, czy po to, by samemu czuć się lepiej i mieć więcej powodów, by nie zbliżyć się do niej zbyt mocno.
    Westchnął cicho, bo doskonale rozumiał, co Kotna miała na myśli. Nie zachował się sprawiedliwie, kiedy nagle zniknął z jej życia, licząc, że uda mu się zapomnieć o wszystkim, co się wydarzyło. Żałował i gdyby mógł cofnąć się w przeszłość, nie wyjechałby. Przez ostatnie dziesięć lat zmienił się na tyle, by dostrzec, że uciekając od Kotny i niechcianego uczucia zachował się dziecinnie, ale wtedy wydawało mu się to dobrą decyzją. Był skrzywdzony, obwiniał się o to, co spotkało Prim, o śmierć setek niewinnych dzieci, które nigdy nie powinny cierpieć z powodu czegoś, na co nie miały wpływu, a przede wszystkim czuł się wykorzystany. Poświęcił całą swoją energię rebelii i Kotnie, a kiedy wszystko się skończyło, jedynym, co otrzymał w zamian, było jej spojrzenie pełne oskarżenia i nienawiści. A przecież trwał przy boku swojej najlepszej przyjaciółki i robił wszystko, byleby jakoś przywrócić ją z powrotem do życia i pomóc się pozbierać po stracie Peety. Jako pierwszy ruszył, by uratować Mellarka, gdy tylko do wszystkich dotarło, że Katniss nie zacznie normalnie żyć, dopóki go nie odzyska. Robił to wszystko dla niej, chociaż były takie momenty, że miał ochotę wydzierać się na całe gardło i dać sobie spokój. Mimo to siedział cicho, bo wciąż głupio łudził się, że coś dla niej znaczył i że Kotna nie zbliżyła się do niego tylko dlatego, że Peetę uwięzili w Kapitolu i najprawdopodobniej już nigdy nie miał wrócić, a on był najbliżej i mógł go w niewielkim stopniu zastąpić. Ale Gale nie chciał o tym wspominać, tym bardziej przy Kotnie. Zamiast tego starał się ją zrozumieć; wypominanie jej starych błędów jedynie by ich oddaliło od siebie, a to ostatnie, czego pragnął.
    — Zachowałem się głupio. I dziecinnie — przyznał cicho i przyciągnął Kotnę jeszcze bliżej. Z uśmiechem na ustach wdychał znajomy zapach jej skóry, który na myśl przywodził te wszystkie długie dni, które spędzali razem na polowaniach, z dala od innych ludzi i dystryktu. — Ale Posy będzie zachwycona, gdy się dowie, że ma wsparcie. Chociaż dzięki tym lekcjom samoobrony już niedługo nie będzie potrzebowała niczyjej pomocy, żeby skopać mi tyłek.
    Posy Hawthorne zdecydowanie nie była już małą dziewczynką. Już na pierwszy rzut oka widać było, że Katniss stała się jej wzorem i tak jak ona, Posy pragnęła nauczyć się bronić i walczyć. Chciała być postrzegana jako silną osobę, zwłaszcza przez braci, a nie jedynie niewinną pannę o pięknej buzi i uroczym uśmiechu. Chociaż na lekcje samoobrony chodziła stosunkowo od niedawna, Gale był pewien, że gdyby chciała, potrafiłaby go powalić za pomocą jakiegoś chwytu. A nawet jeśli nie potrafiła tego teraz, było to jedynie kwestią czasu, bo uczyła się nadzwyczajnie szybko. Z jednej strony Gale cieszył się, że jego siostrzyczka już niedługo będzie w stanie pokonać połowę mieszkańców Dwunastki, a z drugiej czuł, jak wiele stracił, bo Posy już go nie potrzebowała. Dokładnie tak samo, jak Kotna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzymanie jej w ramionach po tych wszystkich latach rozłąki sprawiło, że czuł się lekki jak nigdy wcześniej i nie miał zamiaru jej puszczać. Najchętniej zatrzymałby czas w miejscu, by móc bez przerwy przyglądać się uśmiechowi Kotny przeznaczonemu tylko dla jego oczu i czuć jej ramiona wokół siebie, ciepło bijące od jej ciała. Wiedział, że to niemożliwie; musiał udawać, że traktował ją jedynie jak przyjaciółkę i nieustannie pilnować się, by nie zrobić czegoś głupiego. Czegoś, czego później oboje by żałowali. Dlatego jadł powoli kanapkę, ciesząc się jej bliskością i jednocześnie nie zapominając, że Kotna miała męża, z którym była szczęśliwa, a on nie mógł tego zepsuć.
      Na wzmiankę o Blanche jego uśmiech nieco przygasł i Gale mógł się jedynie cieszyć, że Kotna akurat na niego nie patrzyła. Odpowiedział nieco zbyt szybko:
      — Nie była najlepszą kucharką, szczerze mówiąc. — Prychnął cicho z rozbawieniem, wspominając kulinarne umiejętności Blanche. Ponieważ jego była narzeczona wychowywała się w Kapitolu, była przyzwyczajona, że to jej przygotowywano posiłki i Gale sporo się namęczył, by nauczyć ją gotować najprostsze potrawy. — Ale nie, nie zagłodziła mnie. Nie pozwoliłaby mi opuścić żadnego posiłku.
      Dopiero po chwili dotarło do niego, że wypowiadając się na temat Blanche, użył czasu przeszłego i po raz kolejny miał nadzieję, że Kotna nie zwróci uwagi na ten drobiazg.
      Zaśmiał się wraz z nią, gdy tylko wspomniała o płoszeniu zwierzyny, jeszcze bardziej zadowolony dlatego, że Katniss wspomniała o nich. Dokładnie tak samo, jak dziesięć lat temu, kiedy byli drużyną, dwiema połowami jednej istoty i nie odstępowali się niemal na krok.
      — Może masz rację — przyznał, ani na chwilę nie przestając się uśmiechać — ale założę się, że i tak wytrzymałbym dłużej od ciebie.
      Chociaż mówił pewnie, nie miał pojęcia, czy faktycznie zdołałby wytrzymać bez jedzenia dłużej od Kotny. Chciał ją jedynie nieco sprowokować, by znów zobaczyć ten płomień w jej oczach, który kiedyś — w innym życiu — widywał niemal codziennie. Był pewien, że pod tą maską obojętności wciąż kryła się jego przyjaciółka, ta sama, która z szerokim uśmiechem na ustach wspinała się na najwyższe gałęzie drzew, by mu udowodnić, że da radę i która groziła, że kiedyś do postrzeli za każdym razem, gdy śmiał się, że traci formę.
      — Effie Trinket? Z Haymitchem? — Nie potrafił ukryć swojego zdziwienia. Doskonale pamiętał swoje ostatnie dożynki — ten dzień wciąż nawiedzał go po nocach, bezustannie przypominając o przeszłości, od której tak rozpaczliwie starał się odciąć — podczas których pijany Abernathy próbował przytulić Effie. Jej mina wyrażała najwyższą niechęć. — Nie sądziłem, że to w ogóle możliwe. Ale cieszę się, że są z tobą.
      Gale nigdy nie przepadał za Haymitchem, którego zdążył poznać wystarczająco dobrze podczas odwiedzin Ćwieka. Zwycięzca Igrzysk odwiedzał jedynie stanowisko starej Ripper, która sprzedawała bimber własnej roboty i niemal przez cały czas był pijany, więc nie sprawiał dobrego wrażenia na nikim, a już zwłaszcza na dzieciakach, które mogły trafić na arenę. To, że Kotna jakimś cudem odnalazła z nim wspólny język, początkowo nieco dziwiło Gale'a, ale potem dostrzegł, że Katniss i Haymitch mieli wiele wspólnego, nawet jeśli przyznawał to z niechęcią. Przeszli przez podobne piekło i oboje byli gotowi łamać zasady, byle wyjść na swoje. Haymitch rozumiał Kotnę i w jakiś pokrętny sposób zależało mu na niej, dlatego Gale nie wtrącał się w tę znajomość. Teraz mógł jedynie cieszyć się, że kiedy on uciekł, Everdeen wciąż miała wokół siebie ludzi, którzy ją wspierali i byli gotowi pomóc.

      największa miłość Twojego życia

      Usuń
  30. Wciąż nie mógł się nadziwić, że po tym wszystkim Katniss sama go broniła. Kiedyś słysząc takie wyzanie, skwitowałaby je ciszą, równoznaczną przyznaniu mu racji, teraz jednak odpowiadała. Gale'a zastanawiało, czy stało się tak za sprawą Peety, który zawsze odnajdował odpowiednie słowa i potrafił przekonać ludzi do swoich racji. On sam też na chwilę uwierzył Kotnie i gdyby nie świadomość, że z powodu tej jednej, nierozsądnej decyzji stracił całe dziesięć lat, które mógłby spędzić z przyjaciółką, naprawdę by sobie wybaczył. Jej już dawno wybaczył to, jak go potraktowała. Mógł się złościć na Everdeen i nie zgadzać z nią, ale choćby chciał, nie potrafił jej znienawidzić. Znał ją lepiej niż wszyscy i od początku powinien sobie zdawać sprawę, że mając na głowie rebelię, nie będzie spędzała czasu, zastanawiając się, którego z chłopców tak naprawdę kochała. Powinien dostrzec, że nigdy nie byłby w stanie jej pomóc, ponieważ nie przeszedł przez to samo piekło, co ona, i że nawet jeśli go potrzebowała, to jako przyjaciela, nie ukochanego. Chyba oboje nawalili w tych kwestiach.
    Zastanawiało go, czy Kotna kiedykolwiek byłaby w stanie przyprowadzić do tej chatki Peetę. Pamiętał doskonale, jak postanowiła go tu przyprowadzić, co zapewne kosztowało ją o wiele więcej niż byłaby skłonna przyznać. Rozumiał ją doskonale: sam starannie pielęgnował wszelkie wspomnienia o ojcu, jakie mu pozostały i to w tamtym momencie, gdy dowiedział się, co znaczyła dla niej ta chatka, zrozumiał, że ich więź nie była zwykłą przyjaźnią tylko czymś o wiele silniejszym. Skoro zdecydowała się przyprowadzić tu jego, czy zrobiłaby to samo dla Peety? Gdy poczułaby się wystarczająco silna, by po raz kolejny naruszyć wspomnienia? W końcu go kochała i była jego żoną od niemal dziesięciu lat.
    A jednak, kiedy położyła głowę na jego ramieniu, dokładnie tak samo jak za starych czasów, nie potrafił się oprzeć wrażeniu, że ich więź wciąż była czymś więcej niż tylko przyjaźnią. To on siedział z nią w chatce jej ojca i obejmował, nie Peeta. To jego przyprowadziła do tak ważnego dla niej miejsca, nie Peetę. Miała całe dziesięć lat, by to zrobić, ale nigdy się na to nie zdecydowała. To wciąż był ich las i to wciąż była jego Kotna, nawet jeśli o wiele spokojniejsza i rozważniejsza.
    Nieco się zawiódł, że słysząc wyzwanie nie ożywiła się, ale szybko o tym zapomniał. Nie widzieli się przez dziesięć lat, żadne z nich niezdolne do odnowienia kontaktu, więc nie powinien oczekiwać, że Katniss zachowa się z równą swobodnością, co kiedyś. Jej delikatny uśmiech i sam fakt, że jeszcze od niego nie uciekła, dawał mu jednak nadzieję, że któregoś dnia będzie jak dawniej i dawne żale zostaną wybaczone i zapomniane.
    Nie zamierzał w żaden sposób jej urazić, gdy wspomniał o absurdalności relacji między Effie i Haymitchem. Zapamiętał tę dwójkę jako wybitnie niedogadujących się ludzi i nawet sobie nie wyobrażał, że ich kontakty mogły się ocieplić.
    Mówiła o pokonaniu Snowa z dawnymi iskrami w oczach i mocą, za którą tęsknił przez ostatnie dziesięć lat. Wygrali. Tylko to się liczyło. Tylko ile musieli poświęcić w zamian za to zwycięstwo? Nie spytał jednak o to, doskonale znając sobie sprawę z odpowiedzi. Niemal każdego dnia odczuwał skutki decyzji podjętych podczas rebelii, wiedział, że Katniss ma ten sam problem.
    - Wiem, Kotna, ludzie się zmieniają. Po prostu ciężko mi sobie wyobrazić Effie z kimś takim, jak Haymitch. Gdy ostatnim razem ją widziałem, losowała twoje imię na Ćwierćwiecze Poskromienia.
    Obserwował ją, gdy przechadzała się po chatce, intensywnie nad czymś myśląc. Po raz kolejny tego dnia zwrócił uwagę na ubrania, które wybrała i przeklął w myślach samego siebie, z trudem odrywając od niej wzrok. Zastanawiało go, co kierowało nią rano, gdy wybierała garderobę na ich spotkanie; jeśli chciała w jakiś sposób się na nim zemścić, udawało jej się to idelanie. Jakby sam fakt, że stała tu z nim, a jednak pozostawała poza jego zasięgiem, nie był wystarczającą karą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skłamałby, gdyby powiedział, że nie zaciekawiło go, co takiego chciała mu pokazać. Bez wahania ruszył za nią wgłąb lasu, do części, której nigdy wcześniej żadne z nich nie odwiedzało.
      - Rozumiem, że pytanie, gdzie mnie prowadzisz, nie ma sensu? - spytał, tylko po to, by znów usłyszeć jej głos, tak jakby potrzebował ciągłego zapewnienia, że to spotkanie naprawdę miało miejsce. Chciał się nacieszyć tym dniem i po części odzyskaną relacją; kiedy przebywał w Dwójce, z dala od Kotny, nawet nie zdawał sobie sprawy, że tak bardzo jej potrzebował, by odzyskać spokój ducha. W jej towarzystwie nawet oddychanie stawało się prostsze, a las jeszcze nigdy nie sprawiał wrażenia tak pięknego i ważnego. Kiedy kroczył między drzewami, podążając za Kotną, czuł, że żył. A zdawało mu się, że zdążył zapomnieć, jakie to uczucie i że już nigdy nie pozna jego smaku.

      Gale

      Usuń
  31. Byłby głupcem i niewdzięcznikiem, gdyby nie ufał Kotnie po tym wszystkim, co razem przeszli. Może nie zawsze było między nimi kolorowo, ale szli przez piekło ramię w ramię, udzielając sobie potrzebnego wsparcia. Byli gotowi zrobić dla siebie niemal wszystko... niemal, bo chociaż Katniss obiecała, że go zastrzeli, jeśli zostanie złapany przez Strażników Pokoju, nie zrobiła tego. Ciężko mu jednak było ją za to winić, skoro sam nie był pewny, czy potrafiłby ją zabić, nawet mając świadomość, że w ten sposób oszczędziłby jej straszliwego cierpienia. Nieufanie jej nie leżało w naturze Gale'a. Nawet gdyby prowadziła go w pułapkę, chcąc się zemścić za wszystko, przez co musiała przechodzić wraz z Prim, nie podejrzewałby tego. Kotna wciąż pozostawała jego największą słabością.
    Gdy minęła godzina marszu, Gale mógł jedynie cieszyć się, że Katniss przyniosła śniadanie dla nich obojga, bo gdyby tego nie zrobiła, teraz umierałby z głodu. Tak przynajmniej nie musiał odliczać kolejnych minut dzielących go od posiłku i mógł skupić się na otoczeniu, zapamiętując nawet najdrobniejsze szczegóły, by w razie czego wrócić do tego miejsca bez pomocy Kotny, dokądkolwiek go nie prowadziła. Wiedział jednak, że nie decydowałaby się na tak daleką podróż bez powodu, więc cierpliwie czekał, aż dotrą na miejsce.
    Uśmiechnął się pod nosem, gdy usłyszał komentarz Katniss. Nieco przyspieszył, by jeszcze bardziej się do niej zbliżyć i nachylił w jej stronę.
    - Wymiękać? Przy takim spacerku? - spytał. - Nie doceniasz mnie, Kotna.
    Wiedział, że Katniss miała po części rację. Jego kondycja nie była aż tak dobra, jak za czasów ich wspólnych polowań, ale wciąż nie miał na co narzekać. Dziesięć lat współpracy z rządem i nieustannego siedzenia na tyłku, nie licząc tych wolnych chwil, które spędzał w lesie, sprawiły, że nie był aż tak wytrzymały jak kiedyś. Wciąż jednak należał do osób sprawnych fizycznie i silnych. Mimo że marsz był dość męczący, Gale'owi daleko było do wymiękania i wiedział, że Katniss zdawała sobie z tego sprawę. Tak samo jak z tego, że prędzej umarłby z wycieńczenia, niż przyznał się do zmęczenia. Duma by mu na to nie pozwoliła.
    Kiedy dotarli na miejsce, Gale mógł jedynie zamrzeć w miejscu, pochłaniając wzrokiem widok, jaki się przed nim rozciągał. Nigdy wcześniej nie widział czegoś tak pięknego i magicznego. Woda z gorących źródeł parowała w zimnym powietrzu, ukrywając wszystko pod zasłoną z mlecznobiałej mgły.
    Gale odwrócił się do przyjaciółki i spytał:
    - Jak znalazłaś to miejsce, Kotna?
    Chociaż jego twarz była poważna, głos zdradzał poruszenie. Nagle zaczął żałować, że nigdy wcześniej nie mieli okazji zapuszczać się tak głęboko w las i wspólnie znaleźć tego miejsca. Doskonale pamiętał wszystkie zimy, które razem spędzili: wypatrywali zwierzyny, mocno się obejmując, by zachować jak najwięcej ciepła i nie zamarznąć. Ile razy marzyli w takich chwilach o miejscu, w którym mogliby się ogrzać, jednocześnie nie płosząc zwierząt. Gdyby tylko...
    Ale Gale miał już dość gdybania. Z błyszczącymi z ekscytacji oczami rozpoczął marsz w dół, do doliny. Ani na chwilę nie przestawał się rozglądać po okolicy, zapamiętując wszelkie szczegóły tej obcej części lasu. Nigdy, nawet w najśmielszych snach nie przypuszczał, że w jego głębi mogło kryć się tak piękne miejsce. Pomimo niesprzyjającej pogody dolina tętniła życiem; ptaki co chwila dawały znać o swojej obecności, nawet królik opuścił swoją kryjówkę i nie przejmował się intruzami.
    Gale zatrzymał się dopiero przy źródłach. Kucnął, pochłaniając ciepło wydzielane przez wodę, i zapytał:
    - Myślisz, że są głębokie?
    Nie musiał się obracać, by wiedzieć, że Kotna podążyła za nim. Lata spędzone na polowaniach sprawiły, że doskonale rozpoznawał jej kroki. Chociaż Everdeen poruszała się niemal bezszelestnie, jego nie dałaby rady zajść od tyłu. Zbyt często słyszał ją w swoich snach, by nie potrafić wychwycić tego delikatnego szelestu, który rozbrzmiewał za każdym razem, gdy stawiała kolejny krok.

    zachwycony Gale

    OdpowiedzUsuń
  32. Kiedy odpowiadała, Gale niemal intuicyjnie obrócił głowę, by na nią spojrzeć; zamarł w połowie ruchu, słysząc za plecami dźwięk ciężkiej skóry upadającej na trawę. Jego mięśnie niemal niezauważalnie się napięły, gdy kolejna część garderoby wylądowała na ziemi. Nie spodziewał się tego. Po raz kolejny tego dnia dał się zaskoczyć i kompletnie nie wiedział, jak się zachować. Bo ta Katniss, którą znał lepiej niż samego siebie, nigdy nie wystawiałaby go na próbę w ten sposób, nie bawiłaby się tak jego uczuciami, nie ryzykowała nagłej utraty kontroli dla niewielkiej satysfakcji, jaką daje zemsta.
    Wbił wzrok w taflę wody, starając się ignorować wszelkie szelesty dochodzące zza jego pleców i chęć spojrzenia na Kotnę. Za wszelką cenę musiał zdusić w sobie wszelkie emocje, bo nie chciał zrobić czegoś, czego by potem oboje żałowali. Nie mógł więcej narażać ich kruchej więzi na zerwanie, nie teraz, kiedy w końcu mieli szansę powrócić do kiedyś, do tego cudownego stanu, kiedy ich rzeczywistość ograniczała się do wspólnych polowań i walki o każdy kolejny dzień. A przynajmniej kiedy mogli udawać, że powrót do tamtych czasów był możliwy, chociaż jego serce boleśnie przypominało, że już nigdy nie będzie tak samo. Nie mógł jednak powstrzymać tego pożądania i wręcz desperackiej potrzeby bycia blisko niej, kiedy Kotna nachyliła się do jego ucha i śpiewając, zaczęła rozpinać jego kurtkę.
    Pragnął jej. Cholera, pragnął jej tak bardzo, że kiedy zobaczył jej smukłą sylwetkę zanurzającą się powoli w wodzie, wszelki rozsądek został odepchnięty na dalszy plan.
    Nie odrywając wzroku od pleców Katniss, Gale zrzucił i tak rozpiętą już kurtkę i sięgnął do butów. To nie była pierwsza taka sytuacja, gdy rozbierali się w swoim towarzystwie, ale nigdy wcześniej w powietrzu nie dało się wyczuć tego napięcia, które towarzyszyło im teraz. Tej atmosfery czegoś nowego, zakazanego i jednocześnie tak właściwego. Gale doskonale pamiętał ich spotkania nad jeziorem i ukradkowe, tęskne spojrzenia, które rzucał Kotnie. Już wtedy, kiedy byli jeszcze dziećmi, dla niego była idealna. Chociaż wyglądem nigdy nie mogła się równać z dziewczynami, z którymi się spotykał, to na widok własnie jej w głowie pojawiały się niechciane myśli, a dłoń sama wyrywała się, by dotknąć jej nagiej skóry. Jak bardzo nienawidził samego siebie w tamtych chwilach! Tak strasznie pragnął być idealnym przyjacielem, a nie potrafił patrzeć na nią bez tego zachwytu i pragnienia, które tak skrzętnie przed nią ukrywał. I ta nienawiść pozostała, bo Gale był aż boleśnie świadomy, jak blisko znajduje się Kotna i jednocześnie jak bardzo jest nieosiągalna. A mimo to, wbrew wszelkiemu rozsądkowi nakazującemu mu odwrócić się i odejść, gdy dostał zaproszenie, nawet się nie wahał.
    Chyba oszalał.
    Jeśli cała ta sytuacja miała na celu go sprawdzić, to przegrał. Ale Gale przyzwyczaił się już do myśli, że przegrał tego samego dnia, w którym zakochał się w Kotnie, bo nigdy nie stanął nawet w wyścigu o jej serce.
    Gdy wchodził do gorącej wody, w samych bokserkach, wiedział, że przekroczył granicę, której nie powinien był przekraczać, bo powrót może okazać się boleśnie trudny, o ile w ogóle możliwy.
    A jednak, kiedy powoli zbliżał się do Kotny, nie czuł się winny, chociaż powinien. Zamiast zignorować to wręcz jawnie rzucone mu wyzwanie i wycofać się w honorem, jeszcze głębiej brnął w tę całą poplątaną sytuację, wystawiając samego siebie na pokusę. Bo przecież wystarczyłby jeszcze jeden krok, by Kotna znalazła się w jego ramionach, z dala od kogokolwiek, kto mógłby im przeszkodzić... I jakaś jego cząstka, ta mniej racjonalna, podpowiadała, że gdyby doszli do tego momentu, żadne z nich by nie przerwało, bez względu na to, jak później mieliby tego żałować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta myśl wcale nie pomagała. Ale czy właśnie nie po to wszedł do tej wody? By choć na chwilę Katniss stała się jego?
      — Nie pamiętam, kiedy ostatni raz słyszałem cię śpiewającą — powiedział cicho, głosem o wiele głębszym niż wcześniej, i odgarnął jej za ucho kosmyk ciemnych włosów. Chyba tylko głupiec nie dostrzegłby, jak bardzo ze sobą walczył, by nie dotknąć jej po raz kolejny i nie zrobić żadnego pochopnego ruchu. Jednak gdzieś w trakcie całego tego przedstawienia, jakie urządziła mu Kotna, Gale poprzysiągł sobie, że zaczną grać na jego zasadach.
      — Nie przypominam też sobie, kiedy ostatni raz braliśmy razem kąpiel — dodał po chwili, uśmiechając się przy tym znacząco. Miał nadzieję, że choć trochę wytrąci ją tym z równowagi i nieco naruszy tę jej pewność siebie. Jeśli dotychczas jego intencje nie były jasne, teraz uwadze Katniss na pewno nie umknęło, co zapoczątkowała. Bo Gale ani myślał się wycofywać, nawet jeśli miał żałować tego do końca życia.

      Gale, który nie potrafi trzymać się z daleka

      Usuń
  33. Była jego upadkiem. Istotą zesłaną mu z niebios, by go dręczyć w ramach pokuty za wyrządzone podczas wojny krzywdy. Jakżeby inaczej wytłumaczyć fakt, że jeden jej krok wywołał tak wiele skrajnych emocji jednocześnie? Sprawił, że zapragnął ją pocałować i znienawidził za wyrachowanie, z jakim go traktowała? Że jej dłonie, wplecione w jego włosy, zdawały się płonąć, a oddech wyczuwalny na nagiej skórze palił? Jak jedna tak niepozorna istota mogła sprawić, że pragnął zburzyć świat i odbudować go na nowo, dla niej?
    Ale jednocześnie była jego ratunkiem. Przypomnieniem, że żył. Ból, zazdrość, irytacja - każdego dnia mówiły mu, że jeszcze nie umarł. Jej dotyk był gorący, jej obecność - prawdziwa, jej słowa - szczere. Wszystko w niej było wspomnieniem minionych lat (tylko dzięki nim jeszcze nie oszalał) i przypomnieniem, jak wiele jeszcze musiał zadośćuczynić. Że dziesięć lat spędoznych w Dwójce i pomocy przy odbudowie to wciąż było za mało, by wymazać jego czyny.
    Była jego końcem i początkiem.
    Chciał przyciągnąć ją do siebie i wyszeptać do ucha: Las bez ciebie nie istnieje, ale nie dała mu na to szansy. Jakby chcąc odwrócić jego uwagę od myśli, do czego prowadziło ich zachwanie, odsunęła się. Dłonie położyła na jego barkach (jak to możliwe, że tak niewinny dotyk sprawiał, że pragnął jej jeszcze bardziej?), a w jej oczach dało się dostrzec coś znajomego i dodającego otuchy.
    Dom. Gdyby tylko wiedziała, że to ona była jego domem, a bez niej nawet najbardziej przyjazne miejsca stawały się obce. Że te, które niegdyś z nią dzielił, nawiedzały wspomnienia i widma ich samych: kolejne przypomnienie o tym, co już minęło i miało więcej nie wrócić. Bo Kotny i Wichury już nie było, zostały jedynie cienie.
    Gdy usłyszał ciepły ton Katniss, nie mógł się nie uśmiechnąć. Bo przecież na to czekał od dnia, w którym tu przyjechał - potwierdzenie, że pomimo swoich zbrodni wciąż był tu mile widziany. Że ona wciąż pragnęła go widywać.
    Położył dłonie na jej biodrach, nie chcąc, by odsunęła się jeszcze bardziej; stali tak blisko siebie, że wystarczyłby niewielki ruch, by ich ciała się spotkały. Czuł ciepło bijące od jej skóry i był pewny, że gdyby przymknął na chwilę powieki i wsłuchał uważnie, usłyszałby bicie ich serc. Jej bliskość mąciła mu w głowie i skutecznie odsuwała od głosu rozsądek, który krzyczał, by zakończyć to jak najszybciej. Tylko że Kotna była jego, tak samo jak on jej, dlaczego miałby go posłuchać? Już wtedy, kiedy po raz pierwszy natknęli się na siebie w lesie, należeli do siebie. I tutaj, w środku głuszy i otoczeniu białej pary, ta myśl wydała się najbardziej naturalną na świecie. Prawdziwą. Przeznaczenie połączyło ich piętnaście lat temu, a dzisiajsza wyprawa była jedynie potwierdzeniem tego.
    Przez cały czas patrzył Kotnie prosto w oczy, jedynie raz spoglądając na jej usta - nie chciał przeoczyć żadnej emocji, które można było w nich dostrzec.
    Dla niego zawsze pozostawała otwartą księgą.
    - Nie mógłbym wymarzyć sobie lepszego powitania - powiedział, nieco zbliżając swoją twarz do jej. Jej spojrzenie hipnotyzowało i był pewien - po raz pierwszy w życiu - że ona też go pragnęła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oboje przepadli już dawno temu.
      Jego mięśnie napięły się automatycznie, gdy słuch wychwycił nowe dźwięki. Cała uwaga, dotychczas dostrzegająca jedynie Kotnę, skupiła się na otoczeniu i nawyki nabrane przez lata polowań wzięły górę. Przez otaczajacą ich ze wszystkich stron parę ciężko było dostrzec, co działo się na polanie, jednak Gale był pewien, że usłyszał odgłos łap stykających się z ziemią. A to nie wróżyło im nic dobrego.
      Przez chwilę stał nieruchomo - jego dłonie wciąż spoczywające na biodrach Kotny - gdy usłyszał to po raz kolejny; niemal niemożliwy do wychwycenia szelest podłoża. Cokolwiek się do nich zbliżało, nie chciało zwrócić na siebie uwagi, najprawdopodobniej w pełni świadome ich obecności. I zamierzające tę świadomość jakoś wykorzystać.
      - Kotna - zaczął Gale powoli, spoglądając w miejsce, gdzie zostawili wszystkie rzeczy - nie wzięłaś ze sobą żadnej broni?
      Wychodzenie z chatki bez niczego, czym można się obronić, było głupotą i skrajną nieodpowiedzialnością. Za późno jednak na takie przemyślenia - musieli wydostać się z polany jak najszybciej i dotrzeć w najbliższe bezpieczne miejsce.
      W oddali zamajaczyła sylwetka zwierzęcia - wilki.
      - Wyjdź z wody i biegnij do najbliższego drzewa - powiedział, odsuwając się od Katniss i wzrokiem przeszukując teren w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby posłużyć im za broń. Jak mogli zapomnieć o niebezpieczeństwie czyhającym w lesie?
      Tak, zdecydowanie oszaleli.

      Gale, którego napadła ochota na DIY xD

      Usuń

The Hunger Games Mockingjay Pin