(Tate) Golden Monroe
tryumfator 73. Głodowych Igrzysk — Dystrykt Siódmy — 30 lat
Ten bezimienny. Kiedy dwanaście lat temu jako jedyny chłopak wyszedł w Paradzie Trybutów ze złocistymi włosami upiętymi w luźny kucyk, niemal od razu zabrano mu wszystko to, na czym mogło mu zależeć — imię. Od wejścia okrzyknięty przydomkiem „Golden” nie mógł wyzbyć się wrażenia, jakoby jego wygląd wyprzedzał go o krok, pozostawiając czyny daleko w tyle, pod zasłoną przystojnej, neutralno-słonecznej aparycji. Z tygodnia na tydzień przestał łudzić się, że ktoś kiedyś powie mu po prostu „Tate”. I choć dziś kucyk zastąpił gęstą brodą, a sławę milczeniem, wciąż czuje się tak samo zdezorientowany jak w dniu dożynek.
Ten uwielbiany. Szczególnie z chwilą, gdy jego młodsza siostra i partnerka z Dystryktu straciła życie, pozostawiając go samego przy Rogu Obfitości. Lubiany za kolor włosów, przypominający bogactwa Kapitolu, i przenikliwość oczu, wykutych w graficie. Ze względu na bierne posłuszeństwo wobec sponsorów na arenie, wewnętrzny spokój, silne dłonie oraz charakterystyczny pastelowy głos przechodzący w szept — przez wszystkie te przymioty, które mimo jego osiemnastu lat uczyniły go niegdyś symbolem tajemnicy i męskości. Przynajmniej na czas zawodów. Po nich słuch o nim zaginął.
Ten zapomniany. Wykupiony chętnie z rąk majętnej mieszkanki Panem stanowił nadrzędny temat rozmów o pożądanych tryumfatorach-prostytutkach, by po szumnym rozgłosie ostatecznie zniknąć z radaru. Po 10 latach od ostatnich igrzysk jego zachowanie wciąż oscyluje pomiędzy chęcią odosobnienia, a przypływem niechęci wobec Kapitolu. Nic dziwnego. Jest skrzywdzony i do tego stopnia nieszczęśliwy, że pocieszenia szuka w czymś co zna, nawet jeśli to nic dobrego. A tak poza tym to trzyma siekierę na wyrąb i dyscyplinę w handlu. Bywa nieuchwytny i niedostępny, bo skoro ciała nie mógł, myśli chowa dla siebie. Pomimo tego, że ludzie zapomnieli, on pamięta. O każdej śmierci, którą zadał. O każdym łożu, w którym nigdy nie chciał tkwić.
[Tate miał naprawdę ciężkie życie, aż mu współczuje. Cressida pewnie trochę też, ale ona prędzej z chęcią zrobi o nim jakimś film dokumentalny c:
OdpowiedzUsuńCześć i czołem! Życzę miłej zabawy na blogu i zapraszam do siebie, wspólnie na pewno wymyślimy coś ciekawego.]
Cressida
(Wow, wow, wow i jeszcze raz - wow. I w sumie nawet nie wiem co jeszcze mogłabym powiedzieć, bo wow to jedyne co zapętla mi się w głowie. Nie będę chwalić ani zdjęć, ani kreacji postaci, bo obie dobrze wiemy, na jakim są poziomie, więc ograniczę się do moich administratorskich powinności.
OdpowiedzUsuńWątków, weny i autorów, bo bez autorów nie ma dwóch poprzednich.)
Administracja | Igrająca z Ogniem
[ Powiem Ci, że postać bardzo nam się spodobała. Fragment, w którym napisane jest, że został sprzedany bardzo przypomina nam historię Finnicka, a jednak się od niej różni. Przyjemnie się nam czytało tą kartę i mamy nadzieję, ze uda Ci się znaleźć swą Claire.
OdpowiedzUsuńOwocnych wątków życzymy! :) ]
Finnick
[Bardzo dziękuję za miłe słowa! Ogólnie rzecz biorąc Annie w książce dużo nie było, dlatego niewiele straciłaś, a ta filmowa... hm, zawiodła mnie aparycją oraz aktorstwem. Cieszę się więc, że miałam szansę stworzyć ją zgodnie z własnym pomysłem i mam ogromną nadzieję, że trochę się nią pobawię.
OdpowiedzUsuńTate jest niezwykle ciekawie skonstruowanym bohaterem. Widzę jego dylemat, chęć ucieczki od rzeczywistości i jednoczesną bierność, bo właściwie co miałby zrobić? Mam nadzieję, że jego życie nabierze odrobiny kolorów. Nasi bohaterowie na pewno się znają, oboje są zwycięzcami igrzysk, dlatego jeśli miałabyś ochotę na wątek i określenie relacji naszej dwójki zmagających się z przeszłością podopiecznych, to zapraszam.]
Annie
[Cressida bardzo nie lubi takich osób jak Claire, więc pewnie będzie chciała pokazać kim kobieta naprawdę jest i ją zniszczyć, co właśnie doprowadzi ją do Tate'a, którego będzie się starała przekonać do nakręcenia takiego filmu. Teraz pracuje nad innym projektem, ale to nie przeszkadza w tym, aby szukała kolejnego materiału i poszła porozmawiać z mężczyzną :)]
OdpowiedzUsuńCressida
[ Bardzo dziękuję za miłe słowa. Karta Shaylee była robiona na szybko i bałam się, że kiedy wstanę dzisiaj i zerknę na treść - okaże się, że wyszły z tego jakieś bzdury. Tym bardziej jestem zadowolona, że całość okazała się jednak interesująca. ;) Przejdźmy jednak do Tate'a, ponieważ pochlebstwa należą się również Tobie. Twój pan spodobał mi się już na samym początku i chociaż ja osobiście nie przepadam za blondynami, cieszę się, że tego osobnika mogę dodać do listy wyjątków. Jego historia jest... przytłaczająca (i mówię tu w imieniu Shay) - wiele przeszedł, jak zresztą wiele osób w tamtym czasie i radzi sobie z tym na swój własny sposób; nie można go absolutnie za to potępiać. Zresztą - Smoak nie na leży do osób, które dokładałyby mu piętna, sama wie co to oznacza i z czym to się wiąże.
OdpowiedzUsuńPrzechodząc do sedna, marzy mi się wątek z Goldenem! Będzie mógł się przekonać jak Shaylee może zaskoczyć w wątkach swoim podejściem i złożoną osobowością. Zapraszam! :)]
Shaylee, modląca się w duchu o zgodę na wątek.
[ Uff, czyli dobrze - wątek zaklepany, teraz możemy się na spokojnie pozastanawiać. Z banałami jest faktycznie taki problem, że najczęściej wątek kończy się przez nie dość szybko i mało oryginalnie. W dużej mierze zależy to jednak od autorów... (takie jest przynajmniej moje zdanie)
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o mnie, to już mi tam jakieś strzępki różnych pomysłów chodzą po głowie, ale najpierw miałabym kilka pytań. Po pierwsze - wolałabyś żeby poznali się tu, w Dwunastce, czy może nieco wcześniej? Po drugie - w jaki dokładniej sposób i kiedy Tate uwolnił się od życia męskiej dziwki w Kapitolu? ]
Shaylee
[ Właśnie to chciałam przeczytać... xD W głowie zaświtała mi taka myśl, że właśnie w dniu schwytania Snowa mogliby się poznać. Żołnierze Ruchu Oporu dostaliby rozkaz ewakuowania mieszkańców znajdujących się najbliżej siedziby prezydenckiej pod groźbą bombardowania i Shaylee - jako jedna z nich - wparowałaby do mieszkania, w którym Golden by się znajdował (być może nawet do tego, należącego do Claire). Wytargałaby go z łóżka, kazałaby mu się ubrać i uciekać jak najdalej. Taki odwrócony motyw wybawcy na białym koniu w postaci nastolatki w czarnym mundurze, co Ty na to? :D Twój pomysł na ponowne spotkanie też mi się podoba. Kazałaby komuś zamówić przy okazji drewno dla siebie i dostarczyć je do domu. Mogłaby akurat wracać wieczorem z baru i przez okno widziałaby jak zakapturzona postać kradnie jej drwa. Nie miałaby pojęcia, że to Tate i tak naprawdę dopiero co przynosi jej drewno... Chwyciłaby strzelbę, wyszła na zewnątrz i rąbnęłaby go kolbą w łeb. Mógłby stracić przytomność, więc Shay wciągnęłaby go do domu i dopiero wtedy zorientowałaby się kim jest intruz i co właśnie zrobiła. Co o tym sądzisz? xD ]
OdpowiedzUsuńShaylee
Wiedziała, że nie powinna była tego robić, ale wiedziona odruchem – nie potrafiła w porę powstrzymać rąk przed zamachnięciem się, a następnie przed grzmotnięciem kolbą strzelby w okapturzony łeb intruza. Powinna była coś powiedzieć; krzyknąć lub choćby po prostu wymierzyć w postać z broni (jak zrobiłby to każdy, normalny człowiek na jej miejscu), ale wiedziona instynktem, nie chciała zwracać na siebie przypadkiem uwagi sąsiadów. Nie wszczęła alarmu, ponieważ kiedy w mroku za oknem w salonie dostrzegła nieznajomego z twarzą ukrytą w połach materiału – wzięła go za zwykłego złodzieja. Jako, że kilkanaście lat temu sama skradała się pod osłoną wieczoru między domami w poszukiwaniu łupów, górę wzięło nad nią współczucie... Bo chociaż mijało już dziesięć lat od obalenia rządów Snowa i Dwunastka była w pełni rozkwitu, to wciąż nie wszyscy mogli pozwolić sobie na wystarczająco dostatnie życie. Zamiast więc z góry skazywać złodziejaszka na potępienie ze strony opinii publicznej i fałszywe oskarżenia, Shaylee postanowiła załatwić sprawę po swojemu.
OdpowiedzUsuńDopiero teraz, siedząc na kanapie obok nieprzytomnego mężczyzny i wpatrując się ze zmartwieniem w jego znajomą twarz – ganiła się w myślach za swoją bezmyślność. Naprawdę powinna była dłużej zastanowić się nad tym co planowała zrobić, ale przecież z odruchami wcale nie tak łatwo było walczyć. Teraz było już na to zdecydowanie za późno.
- Przepraszam - mruknęła ze skruchą do nieprzytomnego, ostrożnie przykładając lód zawinięty w kuchenną szmatkę do jego skaleczonej skroni.
Wolną dłonią sięgnęła do czoła blondyna i odgarnęła z niego niesforne kosmyki włosów w odcieniu płynnego złota. Włosów, które swojego czasu uwielbiał i niemal czcił cały Kapitol, a które ona teraz przebierała palcami z czułością i delikatnością, o którą sama wcześniej by się nawet nie posądziła. Wszystko to za sprawą poczucia winy, które właśnie powoli zżerało ją od środka.
Smoak zamarła na sekundę, kiedy mężczyzna nagle poruszył się niespokojnie i jęknął, by następnie uchylić wreszcie powieki, ostatecznie odzyskując przytomność, której ona tak brutalnie go pozbawiła. Shay - nagle spłoszona - sama zerwała się na równe nogi i z wahaniem nachyliła się ku blondynowi, by w razie potrzeby przytrzymać go albo po prostu posłużyć jakąkolwiek inną pomocą. Była mu to przecież winna.
Z jakiegoś absurdalnego powodu w jej głowie pojawiła się niejasna obawa, że jej gość wcale nie rozpozna w niej zbawczyni sprzed lat i pozostanie dla niego jedynie okrutną, bezmyślną istotą, która postanowiła bez powodu dybać na jego życie. Nie wiedzieć dlatego, ta perspektywa niezwykle ją zmartwiła.
- Wybacz – westchnęła na wstępie i cofnęła się o krok, by dać mężczyźnie odpowiednią przestrzeń, aby w każdej chwili mógł bez problemu usiąść prosto lub podnieść się i odejść. – Nie miałam pojęcia, że… - urwała nagle, odwracając wzrok od jego oskarżycielskiego spojrzenia. Szukała w głowie odpowiednich słów. – Wzięłam cię za złodzieja - wyjaśniła z zakłopotaniem, obracając w dłoniach mokrą szmatkę.
Nie miałam pojęcia, że Cię tu spotkam. Nie miałam pojęcia, że zajmujesz się drewnem w Dwunastce. Nikt mnie nie uprzedził, że przyjdziesz o tej porze. Niech cię szlag, Monroe.
Shaylee zmarszczyła brwi w przypływie nagłej irytacji i przeniosła swoje oczy w odcieniu burzliwego nieba na blondyna. Teraz zamiast skruchy, na jej twarzy malowało się wzburzenie. W ostatniej chwili zdołała ugryźć się jednak w język i zamiast wgarnąć mu, że nikt normalny o tej porze nie grasuje pod cudzym domem w kapturze, przykucnęła i wyciągnęła w jego kierunku materiał z lodem.
- Przyłóż, to nie będzie opuchlizny - oznajmiła, nie pozostawiając mężczyźnie żadnego miejsca na ewentualne dyskusje.
Shaylee
[ Cieszę się bardzo, że moja kreacja Peety okazała się jednak strzałem w dziesiątkę, bo miałam lekkie obawy przed opisaniem go w ten sposób. Zmian zaszło w nim całkiem sporo i chociaż na pierwszy rzut oka są one niepozorne, to w przyszłości mogą nieźle namieszać. ;) Mam nadzieję, że uda mi się z nim wytrwać. ]
OdpowiedzUsuńPeeta i Shaylee, z niecierpliwością czekająca na odpis
[Postać wyszła bardzo smutna, jednocześnie ciekawa. Interesuje mnie to co wykreowana przez Ciebie postać przeżywa ciągle pamiętając o każdej osobie, którą zabił oraz odczuwając tak wielkie nieszczęście]
OdpowiedzUsuńAlexandra