Pokazywanie postów oznaczonych etykietą KP. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą KP. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 4 września 2016

[KP] When it gets hard, I get a little bit braver...

28 lat | Lekarz (chirurg) | z zacięciem do muzyki

NATAN HOON


~ 20 lat temu - DYSTRYKT 10 ~
Niewielki, bo jedynie dwu-pokojowy domek, w którym mieściła się 5-cio osobowa rodzina, tonie pod strugami deszczu. Mała, oliwna lampka kołysze się niebezpiecznie nad głowami domowników, a złowieszcze trzaski zapowiadają nadchodzące nieszczęście. Ciemnowłosa kobieta z niepokojem spogląda raz za razem na ledwie trzymające się na zawiasach wyczekując powrotu swojego męża, który już dawno powinien wrócić. Nerwowo obraca w dłoniach starą, rozpadającą się już książkę pełną baśni. Przysiada raz jeszcze przy łóżku swego najmłodszego syna i uśmiecha się do niego słabo.
- Nie bój się, Natan. Tata zaraz wróci - zapewnia go, chcąc tym samym przekonać o tym samą siebie. Dopiero po tych słowach otwiera książkę i rozpoczyna czytać. Już nie pamięta czy robi to dla swoich dzieci, czy tylko po to by uspokoić swoje sumienie... ale ojciec nie wraca. Już nigdy ma nie wrócić.

~ 17 lat temu - DYSTRYKT 10 ~

Ciemnowłosa kobieta z przerażeniem w oczach obserwuje losująca kobietę. Pod nosem modli się do nieistniejącego boga, by tylko oszczędził jej trójkę dzieci. W końcu ten zabrał jej już męża, a dzieciaki szybko musiały dorosnąć. Modli się przełykając jednocześnie gorzkie łzy, ale nie jest w tym osamotniona. Setki matek robi dokładnie to samo.
- Lilly Hoon - pada imię jej piętnastoletniej córki. Kobieta osuwa się bezwładnie na kolana, przeklinając tego przeklętego boga. Łzy rzewnie spadają na ziemię, ale deszcz pozwala jej to zatuszować, więc gdy tylko córka do niej podchodzi, przytula ją mocno do siebie, głaszcząc uspokajająco po plecach. Wciąż ma nadzieję, że ta do niej wróci. Zwycięży i wróci. Na pewno... ale Lilly już nie wraca. Pada ofiarą jako jedna z pierwszych.

~ 15 lat temu - DYSTRYKT 10 ~

Pusta butelka po trunku, który Mary ukradła strażnikom stoi na drewnianym stole. Kobieta buja się na krześle to w przód, to w tył. Nie może poradzić sobie ze swoim życiem. Wie, że musi się trzymać dla dwojga ocalałych dzieci, ale kolejne Igrzyska zbliżają się wielkimi krokami, a ona już nie potrafi tego znieść, więc gdy tylko ma na to okazję, wychodzi z domu pod osłoną nocy i już do niego nie wraca. Pozostawia swoje dzieci na pastwę losu, by zginąć z rąk strażników, kilka godzin po jej śmiałej ucieczce. Ucieczce od życia. Ginie z uśmiechem na twarzy.

~ 11 lat temu - DYSTRYKT 10 ~ 

Wychodząc z domu, Natan obiecał sobie i swej siostrze, że tym razem nie będzie się rzucał w oczy. Zbyt dobrze pamiętał swoje ostatnie spotkanie z pręgierzem, by teraz znów się na to pisać. Założył więc kaptur na głowę i przemknął między ulicami, starannie omijając najbardziej niebezpieczne miejsca. Nie chciał nabawić się kłopotów, zwłaszcza gdy jego siostra potrzebowała pomocy. Musiał zdobyć jakieś leki, by złagodzić jej ból. Jednakże krzyki dochodzące z głównego placu zatrzymały go w miejscu. Zacisnął mocniej pięści przekonując siebie samego, że to nie jego sprawa, ale nogi już niosły go w tamtą stronę. Obiecał sobie, że tylko sprawdzi co się stało, ale obrazek jaki tam zastał nie pozwolił mu stać spokojnie. Zanim się obejrzał, nokautował strażnika i nachylał się nad młodą, ciężarną kobietą.
- Wszystko w porządku? - zapytał, choć widział że tak nie jest. Dziewczyna oddychała szybko, a jej zroszone potem czoło zasygnalizowało mu najgorsze. Rozejrzał się niespokojnie dookoła, szukając wzrokiem pomocy, ale ludzie wiedzieli lepiej jak trzymać się z dala kłopotów. Nikt nie zamierzał mieszać się w nie swoje sprawy. Ta znieczulica po raz kolejny uderzyła go w twarz, a zaraz poczuł na swych plecak metal. Odetchnął głęboko. 
- Ona potrzebuje pomocy - twardo spojrzał na swego napastnika, starając się nadać swemu głosu spokojny ton. Ten jednak wzruszył ramionami, mamrocząc coś na kształt "masz kwadrans" i oddalając się na parę kroków. Najwyraźniej nie chciał patrzyć. Natan zacisnął pięści bezradnie spoglądając na leżącą kobietę. Nigdy jeszcze nie odbierał porodu. Ba, on nawet wtedy jeszcze nie myślał o karierze lekarskiej. Życie jednak postawiło go w takiej, a nie innej sytuacji. Musiał sobie poradzić... i poradził, a potem słono za to zapłacił.


~ 9 lat temu - DYSTRYKT 12~

- Doszły nas słuchy, że potrzebujecie pomocy przy odbudowie - Natan puścił oczko do ówczesnej nadzorczyni ów dystryktu. Przyprowadził ze sobą grono ocalałych i chętnych do pomocy ludzi z dystryktu 10. Ufali mu, choć on sam tego nie rozumiał. Nie był przecież nikim nadzwyczajnym. Ot kilka razy pomógł chorym i uratował kilka istot przed śmiercią stosując się do wyczytanych z podręczników instrukcji. Nic wielkiego. Nie był nawet bohaterem, a jednak uznawano go za przywódcę (choć może to zbyt wielkie słowo dla niepozornego 19-latka). On sam wzbraniał się przed tym rękoma i nogami. To dlatego właśnie postanowił odejść ze swojego dystryktu. Niestety niewielka grupka postanowiła mu towarzyszyć.

~.~

Gdybyś dziesięć lat temu zapytał Natana co chce robić w przyszłości, odpowiedziałby że zrobi to na co pozwoli mu los. Nigdy nie wróżył sobie kariery lekarskiej. Nawet nie przeszło mu to przez myśl, dopóki nie uratował kilka istnień i nie otrzymał podziękowań od osób im bliskich. Zawsze był osobą, która lekkomyślnie wskakiwała w każdy ogień, byle tylko pomóc. Szkoda, że najbliższa mu osoba tego nie doceniała. Z siostrą nie ma kontaktu już od dobrych kilkunastu lat. Od kiedy wyrzuciła go z domu po incydencie z ciężarną kobietą. 
Gdybyś zapytał go o siostrę, Natan pewnie roześmiałby się w głos i wzruszył ramionami. No bo co innego miałby zrobić? Wciąż ją kocha i od czasu do czasu sprawdza co u niej słychać, choć nie jest mile widziany w jej domu. Nie ma do niej żalu... no może trochę, gdzieś tam głęboko w sercu, bo przecież była jego jedyną rodziną... i nadal nią jest.


Wojna odbiła się na jego osobowości. Jest nieco postrzelony, ale kto by nie był? Widział wiele trupów jak każdy młody człowiek, ale to nie one mu się śnią. W swych snach widzi ludzi, których nie udało mu się uratować. Czasem widzi ich również na jawie, ale w życiu by się do tego nie przyznał. Jeszcze straciłby pracę i nie mógł się rozwijać.

W swym mieszkaniu jest bardzo rzadko, często żartując że jego domem stał się szpital. Jest pierwszą osobą chętną do wejścia na salę operacyjną i ostatnią upominającą się o dzień wolny. Pacjentów nie dzieli na tych zamożnych i biednych. Oni wszyscy są dla niego tacy sami. Na każdym z nich jest w stanie wypróbować nową metodę leczenia, nawet jeśli miałaby to być porażka. Czasem przyprawia o palpitację serca swego przełożonego decydując się na drastyczne kroki podczas operacji. Wszystko by uratować komuś życie, bo to liczy się najbardziej.
W wolnych chwilach... śpi lub gra na gitarze dzieciakom z oddziału dziecięcego. A tak, bo kocha dzieci!

[Okay tyle. Mam nadzieję, że nie poszło aż tak źle. 
Twarzy użyczył Lee Jong Suk, a w tytule: New Empire - A litte bit braver.
Na wszystkie wątki chętna :) ]

środa, 10 sierpnia 2016

[KP] i once kneeled in shaking thrill

27 lat — baristka w kawiarni — hemofobia
Orlaith Evans
Kiedyś nie bała się widoku krwi. Kiedyś nie budziła się w środku nocy z głośnym wrzaskiem. Kiedyś nie płakała jak przestraszone, małe dziecko, chociaż wisiało nad nią niebezpieczeństwo związane z Głodowymi Igrzyskami. Kiedyś nie czuła się winna.
Orlaith doskonale pamięta dzień, w którym zbombardowano Dwunastkę. Była wtedy otępiała, otumaniona... przerażona. Chciała krzyczeć, wrzeszczeć, ale nie mogła; gęsty dym dostawał się do jej ust i nosa, praktycznie uniemożliwiał oddychanie. Wszędzie szalał ogień; trawił jej dom, cały dystrykt, wszystko, co znała. Nie oszczędzał niczego i nikogo. Nigdzie nie mogła znaleźć swojego rodzeństwa, rodziców, przyjaciół. Chciała ich szukać, zapewnić w jakiś sposób bezpieczeństwo — chociaż nie miała bladego pojęcia, jak mogła ochronić ich przed spadającymi z nieba bombami — ale ktoś, Orlaith do dzisiaj nie wie, kto to był, chwycił ją za rękę i zaczął ciągnąć w przeciwnym kierunku. Początkowo się wyrywała, lecz później po prostu się poddała... I płakała. Szlochała jeszcze długo. Nawet wtedy, kiedy Gale Hawthorne wyprowadził wszystkich ocalałych z miejsca, które kiedyś było jej domem. Bo okazało się, że nigdzie nie ma jej rodziny. Wszyscy zginęli, pogrzebani pod spalonymi belkami.
Poczucie winy ją miażdżyło. Obwiniała się za śmierć swoich bliskich, za to, że poddała się w dalszych próbach poszukiwań. Za każdym razem, gdy zamykała oczy, widziała twarze rodziny. Wyrzuty sumienia nie pozwalały jej normalnie żyć. W końcu jednak zabrakło jej łez i sił do ich wykrzesywania. Pomyślała, że skoro przeżyła, to powinna przynajmniej nadać swojemu życiu jakiś sens. Zaczęła sobie powtarzać, że musi być coś, czym mogłaby się przysłużyć. Już wkrótce dołączyła do Ruchu Oporu jako sanitariuszka, chcąc pomóc lekarzom w ich zadaniu.
Żadne szkolenie nie przygotowało jej jednak na to, co czekało na nią na polu walki. Rannych ludzi przybywało, a lekarzy i sanitariuszy nie było wielu. Ręce jej drżały, kiedy zaszywała kolejne rany, powtarzając przy tym jakieś idiotyczne słowa, głupie frazesy, jak będzie dobrze. Miała wrażenie, że zwymiotuje od ciężkiego, metalicznego zapachu krwi. Palce ratowanych ludzi zaciskały się na jej fartuchu, zupełnie tak, jakby była ich jedyną deską ratunku. Oni nie chcieli umierać tutaj, w lazarecie. Zespół medyczny robił wszystko, by do tego nie dopuścić. Często jednak ludzie umierali na stole, ich szeroko otwarte oczy nic już nie widziały, a Orlaith zaciskała zęby i modliła się do Boga, w którego istnienie dawno już zwątpiła, żeby to wszystko się już skończyło. Żeby nie musiała słuchać już tych wrzasków, brudzić się krwią i dawać fałszywej nadziei tym, dla których śmieć była jedynym możliwym wyjściem.
Po zakończeniu Drugiej Rebelii, Orlaith wróciła do Dystryktu Dwunastego. Zaproponowano jej pracę w szpitalu, ale ona stanowczo odmówiła. Brzydził ją już zapach krwi. Robiło się jej słabo od jej widoku. Chciała uciekać, gdy tylko zobaczyła jedną kroplę czerwonej cieczy. W życiu nie chciała wracać do ratowania ludzkich żyć, bo bała się tego, że znowu mogłoby się jej nie udać. Czuła się zbyt słaba na ponowne przeżywanie tego wszystkiego choćby w najmniejszej części, a przede wszystkim — była na to za słaba. I dalej jest.
Obecnie pracuje w klimatycznej kawiarni, podając ludziom pyszne ciasta i ciepłą kawę. Chodzi na spacery po wracającym do życia dystrykcie i częściej się uśmiecha. Mało się odzywa, a jeśli już, to zazwyczaj po cichu. Ciężko wyciągnąć z niej informacje o jej życiu sprzed dziesięciu lat — Orlaith pragnie się od tego odciąć. Stara się żyć normalnie i rozkoszować zwycięstwem nad Kapitolem, które oznaczało koniec dyktatury Snowa oraz Głodowych Igrzysk. Kiedy jednak zaczyna się zagłębiać w te myśli, od razu dociera do niej cena tej wolności.
 POWIĄZANIA
_______________________________________
Twarzy użycza śliczna Katie McGrath, a w tytule Better Love Hoziera. Orlaith to trochę smutna i przestraszona postać, ale dobra z niej dziewczyna. :) Zapraszam do wątków!


poniedziałek, 1 sierpnia 2016

[KP] I’m not most people. Never have been

 
      Nie pamiętasz kiedy ostatni raz spałaś spokojnie. Nie pamiętasz już dotyku wypełnionego ciepłem i miłością. Wszystko skończyło się wraz z nadejściem "wolności". Znosiłaś ciężkie warunki za czasów panowania Snowa, podołałaś walce, przyjęłaś mnóstwo ciosów, sprzedałaś godność i ciało aby zapewnić siostrze bezpieczeństwo i jedzenie, o które było trudne w trakcie rebelii. Sprzedałabyś własną duszę żeby dzielić DZIŚ z kimś bliskim. Nie pozostał nikt. Jesteś sama, no może nie zupełnie. Ojciec od dziesięciu lat zajmuję łóżko w szpitalu, patrzy pustym wzrokiem w sufit. Nie wydaję żadnego dźwięku. Panuję między wami cisza i ból, gdy siedzisz obok. 
       Ludzie podziwiają cię za wytrwałość. Tymczasem ty liczysz blizny na ciele, na pewno nie łzy. Codziennie rano dokonujesz czegoś w rodzaju rytuału. Leżysz w wannie i zanurzasz głowę. Czekasz. Ale instynkt czy jak to inaczej nazwać każe ci zaczerpnąć powietrza. Zatem udajesz się do miejsca pracy, wyłączasz emocje, oddajesz się obowiązkom pozbawionym sensu. Zaczynasz wątpić w słuszność niegdysiejszych decyzji zapoczątkowanych przez dwójkę ludzi. Duża część poszła za nimi. W tym starsza siostra. I młodsza. "Pieprze taką wolność" - krzyczysz w klitce zwanym domem. Popijasz smutki alkoholem, zagłuszając cierpienie. Wciąż obecne cierpienie.

MISHA DONAGHY

26 lat ▪ Strażnik pokoju ▪ Obie siostry uznane za zaginione ▪  Gniew ▪ U mnie czy u ciebie? Bez obaw, nie przywiązuję się do ludzi. To tylko seks. Więc przestań mówić o potrzebie bliskości i zdejmij ze mnie ubranie ▪ O krok od śmierci ▪ Chcesz mnie zranić? Proszę bardzo, cierpienie stało się równie przyjemne, co oddychanie ▪ Wolność? Jaka wolność?
---------------------------------------------------------------------------------------------------------
FC - Lyndsy Fonseca. Piosenka w wykonaniu  cudownej Emily Browning. Szukamy romansu, który będzie miał szansę przerodzić się w coś więcej, o ile Misha wcześniej nie udusi wybranka ;-) Potrzebujemy też ramienia "starszego brata" i wielu innych. Z Misha na dobre i na złe. 

Przykryłam 
     

[KP] We both know we ain't kids no more


Co chwila sprawdza, czy w wazonach jest świeża woda i czy jej róże prezentują się wystarczająco dobrze. Ma ich tysiące: czerwone, różowe, niebieskie, nawet czarne. Na płatkach niektórych natura stworzyła fantazyjne wzory, inne zachwycają swoją gładkością. Wszystkie pachną słodko i kuszą bywalców Wielkiego Rynku swym pięknem. Nikt w Dwunastce nie ma tak niesamowitych kwiatów i nikt nie dba o nie równie mocno, jak Valerie. Niewielu jednak rozumie, czemu zawsze wczepia sobie jedną białą różę we włosy, ani czemu traktuje je z taką miłością, może dlatego, że nie przypomina już tej małej dziewczynki, którą widywano w towarzystwie prezydenta Snowa. Nikt nie zwraca też uwagi na kilka zwiędłych kwiatów wrzuconych pod ladę. Martwych. Tak jak wszyscy, których kiedykolwiek kochała.
DWADZIEŚCIA DWA LATA — WŁAŚCICIELKA STOISKA Z RÓŻAMI — ZAPOMNIANA PRZEZ ŚWIAT WNUCZKA PREZYDENTA SNOWA — BYŁA MIESZKANKA KAPITOLU — NIEDOSZŁA TRYBUTKA 76. GŁODOWYCH IGRZYSK — CICHA PRZECIWNICZKA OBECNYCH RZĄDÓW — JEDYNA OSOBA, KTÓRA SZCZERZE KOCHAŁA CORIOLANUSA SNOWA
R E L A C J E

——————————————— od autorki ———————————————
Patologia, patologia i jeszcze więcej patologii. Polecam najechać na zdjęcie i kliknąć imię i nazwisko. Tak dla sprostowania: nikt w Dwunastce nie zna tożsamości Val i nie wiąże jej z prezydentem Snowem, dla wszystkich jest jedynie obłąkaną dziewczynką z bzikiem na punkcie róż. Na zdjęciu Alexia Giordano, w tytule Adele.
Pierwsza postać: Gale.

niedziela, 31 lipca 2016

[KP] Fists beneath pillows

Diabeł wyszeptał: Nie pokonasz burzy.
Strach. Ból. Nieustanna walka. Nadzieja. Spoglądali w niebo, wypatrując wrogich samolotów, ale również poszukując siły, by dać sobie wolność. Wyrwać ją ze szponów tych z Kapitolu, żyjących w luksusie i oglądający, niczym dobrą zabawę, jak ludzie wybijają się wzajemnie. W swoich kulach miał cały gniew, jaki drzemał w nich, za każdy dodatkowy los w puli, za każde imię wywołane na dożynkach. Śmiał się z kompanami, podziwiał Katniss i wyciągał cztery palce w górę, oddając hołd swoim poległym. Ustawiał się w jakimś budynku, wysoko, niczym orzeł w swoim gnieździe, osłaniając celnymi strzałami swoich kompanów, przyjaciół, braci z jedenastki, piątki, trójki, z każdego dystryktu. Chronił swoje siostry z czwórki, dziesiątki, ósemki przed gradem pocisków, eliminując zagrożenie, a później pił z nimi, tańczył to muzyki, pomagał nosić rannych i oglądał spoty. Spracowane dłonie, trzymjące kilof, zmienił na pachnące prochem ręce snajpera. Był dumny, malując twarz na ciemno, aby nie błyszczała się w oknach, czuł się ważny, gdy jego oddział wykonał misję. Zapach smaru, broni, pyłu i płomienia stał się synonimem wolności, tak samo jak dziewczyna igrająca z ogniem i kosogłos. Nie był nikim ważnym, nie brał udziału w spotkaniach, ale zawsze głośno mówił, że walczy za swoich braci zewsząd, bo nie chciał już więcej dystryktów i podziałów. Zabijał na rozkaz, torturował na rozkaz, a później żartował z kolegami, popijając skradziony skądś alkohol. Z jednego z dystryktów zabrał wisiorek ze szklaną różyczką dla siostry, która była w innym oddziale, w  innym miejscu, nie mając wyrzutów sumienia, że zabiera go z domu jednego ze Strażników Pokoju. W końcu to były tylko bestie, prawie maszyny. I uśmiechał się, bo wszystko to robił dla lepszego jutra.
you are at war...■ górnik ■ dystrykt dwunasty ■ snajper ■ siostra ■ celne oko ■ rebeliant ■ walczący o sprawiedliwość ■ ukochany brat ■ marzenie o wolności ■ dwadzieścia lat ■ gaduła, jakich mało ■  strach o życie    ■    śpi gdy tylko może   ■  samotny   ■   ...even in you dreams
rest, warrior, rest... ■ mechanik samochodowy ■ dystrykt dwunasty ■ nikt ważny ■ bez rodziny ■ drżące dłonie ■ syndrom stresu pourazowego ■ walczący o spokojny sen ■ sierota ■ koszmary o rebelii    ■   trzydzieści lat    ■    milczący gbur    ■    nieudana próba samobójcza 
■     łóżko nadal jest za miękkie     ■      boi się z kimś związać      ■       ...the world will wait
Nie pamięta twarzy tych, których zabił, bronią wydartą stratowanemu przez tłum Strażnikowi Pokoju, nie licząc tych dwóch. Pierwszej ofiary, żołnierza stojącego po prostu po drugiej strony barykady, tak samo niewinnego i winnego jak sam Artemis. Drugą twarzą nie była wcale ostatnia, po później w imię wolności zabił jeszcze więcej, ale utkwiła mu w pamięci chyba najbardziej. Doskonale pamiętał fioletowe, wygolone po bokach włosy, skórę pokrytą tatuażami i różowe, doklejone rzęsy i strach w oczach. Mogła mieć piętnaście lat i całe życie przed sobą, ale kazali im strzelać, więc strzelił. Ciągle widział jej twarz w snach, zastawiając się nad słusznością rebelii. Pijąc kubek kawy, zastanawiał się nad słusznością przebiegu rebelii, wkładając ją do zlewu, rozmyślał nad polityką trzynastki i ich mocą pokonania całego systemu, odrąbując tylko głowę smokowi, nie niszcząc całego ciała, zarówno bestii jak i wojownika. Idąc drogą do pracy, głowił się nad innymi sposobami, w jakie dało się zmienić los mieszkańców dystryktów. Mijając Łąkę, klękał i modlił się do wszechobecnego Boga bez imienia, przepraszając za dusze, które do niego wysłał, błagając za tych, których imion nie wyryto na żadnym głazie upamiętniającym, choć byli takimi samymi ofiarami, jak oni. Kapitolczycy zamordowani za to, że urodzili się w takim, nie innym miejscu. Dzieci, które nigdy nie pocałowały po raz pierwszy, nie kochały po raz ostatni, nie miały już przyszłości. Modlił się za swoją siostrę, która nie przetrwała rebelii. Nie modlił się już za siebie, nie było sensu. Gdy szedł dalej, myślał, jakie duchy zamieszkują budynki zupełnie niepodobne do tych z jego dzieciństwa. Wchodząc do warsztatu samochodowego, zastanawia się, czy to nadal jest ta sama dwunastka i to jedyna odpowiedź, na którą odpowiedź jest prosta - nie. Ludzie są inni. Inne twarze, inne słowa i gesty. Nie mówi, że ta dwunastka jest gorsza, po prostu jest inna. Nie może jej już nazwać domem, bo jego dom zniszczyły bomby i kule, które wystrzelił z karabinu.





To teraz wyjaśniam kp, jakby ktoś się nie zczaił, o co tutaj chodzi. Nad imieniem i nazwiskiem jest przeszłość Artemisa, pod to co teraz, nie licząc obrazki. Wymienianka nad i pod odpowiada sobie, czyli 1a to 1b, 2a to 2b i tak dalej. Mam nadzieję, że to zrozumiałe :) Plus kursywa a początku łączy się z kursywą na końcu. Skomplikowane to trochę. Ale za to obrazki są po prostu ładne.
Wizerunek pan Seb Stan plus jakieś zdjątka z tumblra, imię i nazwisko zalinkowane, tak samo jak cytat o diable i wojowniku.
A jakby ktoś miał wątpliwości co do odmiany imienia: 
M. Artemis
D. Artemisa
C. Artemisowi
B. Artemisa
N. Artemisem
Ms. Artemisie
W. Artemisie

Hello!

[KP]



 
PEETA MELLARK
WŁAŚCICIEL PIEKARNI
Kiedy świat po raz pierwszy zetknął się z Katniss Everdeen, nikomu nawet przez myśl nie przeszło, że ta siedemnastolatka o uroku zdechłej dżdżownicy może zostać przyszłym Kosogłosem - głosem rebelii i symbolem całkowitego zjednoczenia się Panem. Dla mieszkańców Kapitolu była tylko kolejną, niewartą uwagi uczestniczką Głodowych Igrzysk; drobną i wychudzoną mieszkanką równie mało ciekawego dystryktu, bez najmniejszych szans na zwycięstwo. To właśnie on - Peeta Mellark sprawił, że ich oczy zwróciły się z zainteresowaniem w jej kierunku. To on sprawił, że widzowie i sponsorzy ją pokochali; to on sprawił, że w nią uwierzyli... Wystarczyło jedynie pokazać, że nawet ktoś tak nijaki i nieważny zasługuje na swoją szansę. I chociaż już wtedy doskonale wiedział, że w ten sposób wydaje na siebie wyrok, nie wahał się ani przez chwilę, ponieważ od momentu, kiedy wylosowano jego imię z puli, Peeta miał tylko jeden cel: utrzymać Katniss Everdeen przy życiu. Za wszelką cenę. Był w stanie poświęcić dla niej samego siebie; był w stanie stać się marionetką w rękach Kapitolu, a nawet samego prezydenta Snow'a, ponieważ od dnia, w którym ta szarooka dziewczynka zaśpiewała w klasie piosenkę i wszystkie inne głosy dla niego umilkły, nie był niczym więcej. Na koniec był gotów umrzeć, byle tylko jej szare oczy choć raz spojrzały na niego w ten sam sposób, w jaki on spoglądał na nią: z taką samą czułością i oddaniem. Z tego właśnie powodu wyznał publicznie swoją miłość, zwodził innych trybutów i zgłosił się na ochotnika do 75. Głodowych Igrzysk, a wcześniej spalił w rodzinnej piekarni chleb... Dzięki temu czuł, że naprawdę żyje. Dzięki niej. Przez chwilę nawet wierzył, że naprawdę na to wszystko zasługuje, że życie u boku Katniss jest możliwe, i że wreszcie udało mu się zdobyć jej serce. Jednak gdy wsuwał obrączkę na jej serdeczny palec i obserwował, jak po jej bladych policzkach spływają łzy wiedział, że tak naprawdę przegrał ten pojedynek, bo chociaż wszyscy inni widzieli łzy szczęścia, on potrafił dostrzec jedynie tęsknotę malującą się na jej twarzy. Od tamtej pory nie było dnia, w którym Peeta Mellark by kogoś nie okłamywał. Próbował nabrać Katniss, kiedy udawał, że nie dostrzega jej narastającej rozpaczy i ignorował jej (coraz częstsze) ucieczki na polowania. Próbował nabrać siebie, kiedy wmawiał sobie, że być może oboje potrzebują jedynie więcej czasu. Próbował nabrać resztę Panem, kiedy pod czujnym okiem gapiów grał idealnego, naiwnego męża. Z biegiem lat, kiedy demony przeszłości mnożyły się i coraz trudniej było utrzymać je na smyczy, doszedł do wniosku, że w ten sposób los po prostu mści się na nim za wszystkie te złe uczynki, jakich się dopuścił. To była jego kara za próbę zatrzymania Katniss Everdeen wyłącznie dla siebie, bo chociaż jego miłość do niej była jak najbardziej prawdziwa i szczera, to żył zaledwie dzięki niej... Już nie dla niej. Była wszystkim, co mu pozostało. Z tego powodu za wszystkie ich problemy potrafił winić wyłącznie siebie, a jego frustracja z dnia na dzień wciąż rosła, w końcu przeradzając się w wyniszczającą furię, która trawiła go powoli od środka. Coraz trudniej było mu znieść absurdalność ich sytuacji, bo chociaż dotykał swojej żony, chociaż ją całował, obejmował i zasypiał u jej boku - nie należała do niego. To nie jego imię szeptała przez sen. Nigdy tak nie było i nigdy nie będzie. Czyżby Snow aż tak namieszał mu w głowie? Może wciąż grał rolę tykającej bomby... Być może przez moment łączyło ich silne uczucie, ale połączyła ich walka, strach i przelana wspólnie krew, a nie dozgonna miłość. Jeszcze kilka lat temu był w stanie całkowicie poświęcić się dla Katniss, ale teraz, gdy nie było już takiej potrzeby (kiedy go już nie potrzebowała) coraz częściej dochodził do wniosku, że to nie wystarczy. Sama jej obecność nie była w stanie go naprawić, nie sprawiała już niestety, że żył, a jedynie, że stawał się martwy w środku. Potrzebował miłości. Mimo nieodwzajemnionego uczucia wciąż podejmuje kolejne żałosne próby, aby utrzymać ich oboje na powierzchni. Z tego samego powodu, z którego obwinia za wszystko siebie uważa też, że to on powinien pozwolić Katniss odejść, a nie wie jeszcze czy jest na to gotowy. Potrzebuje jakiegoś znaku, który uwolniłby go od wyrzutów sumienia. Potrzebuje zapewnienia, że on też zasługuje na swoją szansę na szczęście.



Każdego kolejnego dnia powoli umieram, rozumiesz? 
Spoglądam w te cholerne, szare oczy i staję się coraz bardziej martwy.
Gdzieś w połowie drogi zorientowałem się, że zabłądziłem, że nie wiem już czego chcę, że...
Być może to nie jej miłości szukałem
Mam wrażenie, że spieprzyłem życie nam obojgu i nie potrafię tego znieść.
co jeszcze mógłbym zrobić, poza próbą ratowaniem nas od nowa każdego dnia?  
kochałem ją całym sercem, a ona do tej pory nie jest w stanie tego odwzajemnić.
prawdopodobnie nigdy nie była, tyle wiem.  
byłem niczym. jestem niczym. zostałem z niczym - proste.
 


 

niedziela, 24 lipca 2016

It's better if you stay inside.

William E. Reynolds
40 lat | Strażnik Pokoju | Samotnik | Bękart Kapitolu
Poprzedni system płynął przecież w twoich żyłach. Rodzina od wielu, wielu lat pracowała nad statusem wśród wszelkiej maści idei urzędu Snowa - dziad dziada był katem, wuj Doradcą, ojciec Strażnikiem. Matka trzepotała długimi na kilometry, błękitnymi rzęsami wśród mizdrzących się żon sponsorów, serwując lazanię popołudniami w kompleksie Błękitnych Domów, a nocami upijała się, rozpamiętując dawne morale łzami ignorantki. Tobie też się przecież przypominały. Ojciec chwalił się swoją kolekcją Awoks jak nielegalni myśliwi głowami jeleni, a ty, nastolatek rzucony w trybiki systemu, którego nie rozumiał, a akceptować musiał, targany byłeś uczuciami, które powoli wypierano bezwzględną ideologią. Zaprzeczałeś. Obojętniałeś. Przejąłeś. Przesiąkłeś praniem mózgu jak gąbka. I to wyjątkowo chłonna - o ile za dziecka charakter miałeś iście mizerny, o tyle służba zrobiła z ciebie maszynę i uczyniła marionetkę. Zablokowałeś wszelkie przypływy tradycyjnej moralności. Syn Kapitolu. Jeden z wielu zresztą. A potem pojawiła się Katniss Everdeen.
Przeszkolono cię raz jeszcze. Wyuczyłeś się na pamięć wszystkich nowych paragrafów. Przebudowałeś cały swój system obrony przed wyrzutami sumienia. Wiele czytasz. Wiele spacerujesz. Za to mówisz mało, bo i komu miałbyś zaufać? O czym rozmawiać? Niewiele w życiu przeżyłeś. Wszystko, co znasz, to schematy i uproszczenia. Uciekłeś, gdzie pieprz rośnie od dawnej wylęgarni morderców z czystą kartoteką. Przeniosłeś się do Dwunastki. Zdecydowałeś się zacząć od nowa. Zostałeś sam jak palec. Nie umiesz grać w życie - nie na takich zasadach. Bo któż miał cię tego nauczyć? Któż mógłby dzisiaj? Świecisz smutnymi oczami, klniesz na małolaty po ciszy nocnej - bo i co innego pozostaje strażnikowi w dzisiejszych czasach? - a potem zdejmujesz mundur, wędrujesz za siatkę i strzelasz swoim prywatnym, zachowanym w tajemnicy AK do butelek. A, bo i pijesz. Wspaniale. Żyć, nie umierać. Ale tym razem decydujesz o swoim życiu, nie - cudzym. To jak? 

POWIĄZANIA

Szukam dla Williama: 1) Dziewuchy, 2) Kogoś, z kim mógłby pobyć Porażką Numer Jeden bez wyrzutów sumienia, 3) Wątków związanych z jego profeską - szmuglowanie narkotyków, nielegalnych zgromadzeń ruchu oporu co do nowej władzy i tego typu rzeczy, 4) Wszystkiego, co ciekawe i ciekawsze.
Dzień dobry! <3

piątek, 22 lipca 2016

[KP]


Ria Sinclair
tryumfatorka 68 igrzysk || 31 l. || morfalinistka
Nastały nowe, lepsze czasy. Żyjemy w nowym porządku. Zawdzięczamy to wszystko Ruchowi Oporu – I i II Rebelii. Ponieśliśmy za to żadną cenę. Zbombardowaliśmy tylko jeden cały dystrykt, drugi zrównaliśmy z ziemią. Zabiliśmy niewinnych ludzi. Straciliśmy żony, mężów, córki, synów, braci, siostry, niektórzy z nas wszystkich bliskich. Poświęciliśmy całe rodziny i przyjaciół. Siebie.

To przecież żaden koszt za to, żeby Katniss Everdeen czuła się zbawicielką całego państwa Panem. Igrająca z ogniem… i życiem. Dobrze, że nie własnym. Byłoby szkoda. Wszyscy przecież tak bardzo ją kochamy, że oddaliśmy za jej chwałę męża, córkę, status. Ustępujemy miejsca w pełnionych zawodach. Pozwalamy innym pomagać chorym, bo sami przyjmujemy opinię tych, którzy jedynie zatruwają i odbierają życia. Dajemy się upodlić i pozwalamy innym patrzeć na nas z góry. Godzimy się pamiętać nas jako tych złych, których należy karać za nasze grzechy.

Lubimy, jak ludzie plują nam pod stopy, a w twarz najbardziej. Patrzymy wtedy często w oczy tym, którym kiedyś pomogliśmy. Uwielbiamy wiedzieć, że dziękują nam tym za przemoc, arogancję, snobizm, obojętność. Przytakujemy na przypisywanie nam najgorszych cech poszczególnych jednostek. Bierzemy na siebie odpowiedzialność za czyny jednego człowieka, którego nazwisko było tak zimne, jak jego skostniałe serce – Snow.

Przez lata wielu igrzysk wspieramy trybutów, jako sponsorzy. Poza sceną okazujemy im empatię, dbamy o ich przyszłość po igrzyskach, poświęcamy im całe życie, większość naszych środków pieniężnych. Dla nich gramy dobrych patronatów Kapitolu, przybieramy sztuczne uśmiechy i narażamy swoje życie, żeby tym niewinnym żyło się lepiej. Odbieramy za to swoją nagrodę. Patrzymy, jak Ruch Oporu odbiera życia naszym mężom. Łkamy nad umierającymi w naszych ramionach z głodu dziećmi. Żegnamy nasze córki i dziękujemy Katniss Everdeen za pobłogosławienie naszych żyć.

Żyjemy w samotności, w strachu, w ubóstwie, obdarzeni nienawiścią.

Ci źli.
Bios
Dystrykt XI || ex-mieszkanka Kapitolu || ofiara Ruchu Oporu
Urodzona w VI Dystrykcie, jako Ria Vicario. Wylosowana w trakcie dożynek na uczestniczkę Głodowych Igrzysk. Tryumfatorka 68 Głodowych Igrzysk, które przypłaciła kontuzjowaną nogą. Jedna z morfalinistek, uzależnionych od środków przeciwbólowych zapobiegających narastającym się bólom w udzie. W trakcie trwania walk na arenie, ulubienica jednego ze sponsorów – Sinistra Sinclair. Głodowe Igrzyska wygrała dzięki jego niezastąpionym podarunkom. Mężczyzna wspierał ja przez czas ich trwania. Po zakończonych Igrzyskach odkupił dziewczynę od prezydenta Snowa.

Po oddaniu jej w ręce sponsora, nigdy nie powróciła do Dystryktu VI. Nie posiadała tam rodziny, szybko więc jej nieobecność przerodziła się w plotkę o jej śmierci. W rzeczywistości Ria Vicario przejęła nazwisko sponsora, który pojął ją za żonę. Uznanie ją za zmarłą korzystnie wpłynęło na jej proces zasymilowania się z mieszkańcami Kapitolu. Uzyskała ich sympatię, a pamięć o niej, jako o uczestniczce Głodowych Igrzysk szybko zginęła. Rię Vicario pochowała już wraz ze śmierciami, jakie musiała zadać innym trybutom. Pomagała rozwijać medycynę, pracując jako konstruktor sprzętu medycznego w szpitalu. Razem z mężem wspierała wielu uczestników Głodowych Igrzysk. Z pozycji sponsorów, udając zwolenników prezydenta Snowa, wspomogli wiele młodych, niektórym z tryumfatorów zapewniając po Igrzyskach lepsze perspektywy na życie. Za pośrednictwem Zwycięzców wspierali Dystrykty, głównie Dystrykt VI, z którego pochodziła Ria.

Wychowywali razem kilkuletnia córeczkę. W trakcie wybuchu I Rebelii starali się wspierać Ruch Oporu od wewnątrz. Wycofali się przez wzgląd na bezpieczeństwo swojego dziecka. W II Rebelii Sinister padł jednak niewinną ofiarą zagorzałych zwolenników tego ruchu, zabity jako jeden ze sponsorów uznanych za zagrożenie dla rebeliantów. Pozostawił owdowiałą żonę wraz z dzieckiem. W efekcie poniesionych w trakcie I i II Rebelii zniszczeń, pozbawione zostały one środków do życia. Wplątane w sam środek buntów, niefortunnie stały się celem dla rozgoryczonych rebeliantów. Zmuszone uciekać doznały głodu. Ria chociaż odstępowała córce każde zdobyte jedzenie, zahartowana ubóstwem życia w VI Dystrykcie, przeżyła. Jej córeczka, dostosowana do dostatku życia w Kapitolu, zmarła.

Obecnie mieszka w XI Dystrykcie, najbardziej odosobnionym od działań Kapitolu. Niewiele o niej wiadomo. Jak się tu znalazła, jaka jest jej historia. O swoim buncie przeciwko aktualnym prowadzonym rządom wie tylko ona sama. Katniss Everdeen darzy wielką antypatią, uznajac ją za główną przyczynę tragedii jaka spotkała jej rodzinę. W XI dystrykcie nie ma miejsca dla kogoś o jej zdolnościach. Chwyta się więc od dnia do dnia życia, licząc te wszystkie nieszczęścia od czasu śmierci jej męża i córki. Czeka na to, że kiedyś wygarnie Everdeen każdą minutę swojego upodlenia.

Zmaga się z bólem pół-bezwładnej nogi, otoczonej samodzielnie stworzoną protezą. Jej cierpienie kłóci się z dumą niepozwalającą jej zwrócić się o pomoc do Dystryktu XII, mogącego zapewnić jej medykamenty uśmierzające ból. Klnie na nowy porządek, w nocy krzyczy z agonii – na wspomnienie śmierci rodziny i ból w nodze. Za dnia udaje niewzruszoną, próbując jak najbardziej skutecznie wtopić się w tłum. Już nie tęskni do czasów, kiedy uwaga Kapitolu skupiona była na młodej, pięknej, pełnej wigoru i pasji – mimo jej nieszczęść – dziewczyny. Już nie pamięta, jak to jest żyć spokojniej, bez strachu, cierpienia i bezsilności.
Powiązania
konstruktorka na wygnaniu || wdowa || była matka
FC: Olga Kurylenko
The Hunger Games Mockingjay Pin