niedziela, 31 lipca 2016

[KP]



 
PEETA MELLARK
WŁAŚCICIEL PIEKARNI
Kiedy świat po raz pierwszy zetknął się z Katniss Everdeen, nikomu nawet przez myśl nie przeszło, że ta siedemnastolatka o uroku zdechłej dżdżownicy może zostać przyszłym Kosogłosem - głosem rebelii i symbolem całkowitego zjednoczenia się Panem. Dla mieszkańców Kapitolu była tylko kolejną, niewartą uwagi uczestniczką Głodowych Igrzysk; drobną i wychudzoną mieszkanką równie mało ciekawego dystryktu, bez najmniejszych szans na zwycięstwo. To właśnie on - Peeta Mellark sprawił, że ich oczy zwróciły się z zainteresowaniem w jej kierunku. To on sprawił, że widzowie i sponsorzy ją pokochali; to on sprawił, że w nią uwierzyli... Wystarczyło jedynie pokazać, że nawet ktoś tak nijaki i nieważny zasługuje na swoją szansę. I chociaż już wtedy doskonale wiedział, że w ten sposób wydaje na siebie wyrok, nie wahał się ani przez chwilę, ponieważ od momentu, kiedy wylosowano jego imię z puli, Peeta miał tylko jeden cel: utrzymać Katniss Everdeen przy życiu. Za wszelką cenę. Był w stanie poświęcić dla niej samego siebie; był w stanie stać się marionetką w rękach Kapitolu, a nawet samego prezydenta Snow'a, ponieważ od dnia, w którym ta szarooka dziewczynka zaśpiewała w klasie piosenkę i wszystkie inne głosy dla niego umilkły, nie był niczym więcej. Na koniec był gotów umrzeć, byle tylko jej szare oczy choć raz spojrzały na niego w ten sam sposób, w jaki on spoglądał na nią: z taką samą czułością i oddaniem. Z tego właśnie powodu wyznał publicznie swoją miłość, zwodził innych trybutów i zgłosił się na ochotnika do 75. Głodowych Igrzysk, a wcześniej spalił w rodzinnej piekarni chleb... Dzięki temu czuł, że naprawdę żyje. Dzięki niej. Przez chwilę nawet wierzył, że naprawdę na to wszystko zasługuje, że życie u boku Katniss jest możliwe, i że wreszcie udało mu się zdobyć jej serce. Jednak gdy wsuwał obrączkę na jej serdeczny palec i obserwował, jak po jej bladych policzkach spływają łzy wiedział, że tak naprawdę przegrał ten pojedynek, bo chociaż wszyscy inni widzieli łzy szczęścia, on potrafił dostrzec jedynie tęsknotę malującą się na jej twarzy. Od tamtej pory nie było dnia, w którym Peeta Mellark by kogoś nie okłamywał. Próbował nabrać Katniss, kiedy udawał, że nie dostrzega jej narastającej rozpaczy i ignorował jej (coraz częstsze) ucieczki na polowania. Próbował nabrać siebie, kiedy wmawiał sobie, że być może oboje potrzebują jedynie więcej czasu. Próbował nabrać resztę Panem, kiedy pod czujnym okiem gapiów grał idealnego, naiwnego męża. Z biegiem lat, kiedy demony przeszłości mnożyły się i coraz trudniej było utrzymać je na smyczy, doszedł do wniosku, że w ten sposób los po prostu mści się na nim za wszystkie te złe uczynki, jakich się dopuścił. To była jego kara za próbę zatrzymania Katniss Everdeen wyłącznie dla siebie, bo chociaż jego miłość do niej była jak najbardziej prawdziwa i szczera, to żył zaledwie dzięki niej... Już nie dla niej. Była wszystkim, co mu pozostało. Z tego powodu za wszystkie ich problemy potrafił winić wyłącznie siebie, a jego frustracja z dnia na dzień wciąż rosła, w końcu przeradzając się w wyniszczającą furię, która trawiła go powoli od środka. Coraz trudniej było mu znieść absurdalność ich sytuacji, bo chociaż dotykał swojej żony, chociaż ją całował, obejmował i zasypiał u jej boku - nie należała do niego. To nie jego imię szeptała przez sen. Nigdy tak nie było i nigdy nie będzie. Czyżby Snow aż tak namieszał mu w głowie? Może wciąż grał rolę tykającej bomby... Być może przez moment łączyło ich silne uczucie, ale połączyła ich walka, strach i przelana wspólnie krew, a nie dozgonna miłość. Jeszcze kilka lat temu był w stanie całkowicie poświęcić się dla Katniss, ale teraz, gdy nie było już takiej potrzeby (kiedy go już nie potrzebowała) coraz częściej dochodził do wniosku, że to nie wystarczy. Sama jej obecność nie była w stanie go naprawić, nie sprawiała już niestety, że żył, a jedynie, że stawał się martwy w środku. Potrzebował miłości. Mimo nieodwzajemnionego uczucia wciąż podejmuje kolejne żałosne próby, aby utrzymać ich oboje na powierzchni. Z tego samego powodu, z którego obwinia za wszystko siebie uważa też, że to on powinien pozwolić Katniss odejść, a nie wie jeszcze czy jest na to gotowy. Potrzebuje jakiegoś znaku, który uwolniłby go od wyrzutów sumienia. Potrzebuje zapewnienia, że on też zasługuje na swoją szansę na szczęście.



Każdego kolejnego dnia powoli umieram, rozumiesz? 
Spoglądam w te cholerne, szare oczy i staję się coraz bardziej martwy.
Gdzieś w połowie drogi zorientowałem się, że zabłądziłem, że nie wiem już czego chcę, że...
Być może to nie jej miłości szukałem
Mam wrażenie, że spieprzyłem życie nam obojgu i nie potrafię tego znieść.
co jeszcze mógłbym zrobić, poza próbą ratowaniem nas od nowa każdego dnia?  
kochałem ją całym sercem, a ona do tej pory nie jest w stanie tego odwzajemnić.
prawdopodobnie nigdy nie była, tyle wiem.  
byłem niczym. jestem niczym. zostałem z niczym - proste.
 


 

20 komentarzy:

  1. [To jest właśnie ten moment, kiedy czytam kartę postaci i jedyne, co przychodzi mi do głowy, to: Łaaaaał. Ten Peeta jest cudowny, bo nadal ma w sobie coś z tego siedemnastolatka, którego znaliśmy z książek, i jednocześnie zachowuje się tak... naturalnie. Ludzko. Podoba mi się! :D
    To, że się spotkają, jest dla mnie oczywiste jak słońce, pytanie tylko: w jakich okolicznościach i gdzie?
    I propsy za Bradleya <3]

    Gale

    OdpowiedzUsuń
  2. [Jezu. Karta genialna, chyba właśnie Peeta trafił w moje serce, chociaż nigdy jakoś nie było tam dla niego miejsca... Piękna karta, piękny Peeta, świetnie wykreowany... i ta historia - chylę czoła.
    Weny, wątków, szaleństwa i czasu!]

    zachwycona Prim

    OdpowiedzUsuń
  3. [Nie zrób mu krzywdy <3]

    Finnick #teamPeeta

    OdpowiedzUsuń
  4. (Katniss znienawidzi samą siebie za to, co mu zrobiła... Od czego zaczniemy?)

    Żona

    OdpowiedzUsuń
  5. [Przyjaciółmi czy nawet dobrymi znajomymi to oni raczej nigdy nie zostaną. Ale jak tak przypominam sobie ich relacje w książce, to były całkiem niezłe, zwłaszcza pod koniec Kosogłosa. Myślę, że Gale będzie traktował Peetę uprzejmie, bez przesadnej sympatii i bez wrogości (zwłaszcza, że przez te dziesięć lat trwał u boku Katniss i dbał o nią, kiedy Gale zwiał przy pierwszej lepszej okazji). No, może będzie troszkę zazdrosny, ale nie da tego po sobie poznać, już dawno pogodził się, że przegrał tę walkę. ;)]

    Gale

    OdpowiedzUsuń
  6. [Ja tu właśnie walczę z rewolucją swojego życia, zaczynam pracę i wywracam się autem po rowach, a tu taka ładna karta Peety... Wydaje mi się, że Blanche świetnie wie, co czuje Mellark.
    Myślisz, że uda nam się sklecić jakiś wątek?]

    Blanche Rivera

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak w filmie nie przepadałam za Peetą, bo wydawał mi się zbyt spolegliwy i wyrozumiały względem Katniss, tak dopiero teraz, po przeczytaniu tej karty, zaczynam go rozumieć, a co więcej... sympatyzować z nim. Cudny jest, naprawdę. Taki prawdziwy, dotkliwie wręcz przyziemny i wiarygodnie opisany. A to, że przedstawiłaś go w innej odsłonie wizualnej tylko pomaga mi go lubić.

    Golden Monroe

    OdpowiedzUsuń
  8. [Też nie przewidywałam im żadnej dramy na początek, bo też odnoszę wrażenie, że byłaby jedynie wymuszonym działaniem nas, autorek postaci. :D Ale w przyszłości: jak najbardziej się piszę, dramy zawsze są przeze mnie mile widziane.
    Pomysł na spotkanie jak najbardziej mi odpowiada. Mam zacząć? :)]

    Gale

    OdpowiedzUsuń
  9. [Cześć! Czy ja mogę wpaść po jakiś wątek? Twoja kreacja Peety mnie zauroczyła i sprawiła, że wraz z Poppy mamy ochotę go przytulić <3 Już nie wspominając o ślicznej buźce. Chodź, wymyślmy coś ciekawego!]

    Poppy

    OdpowiedzUsuń
  10. [Wiesz, Blanche jest bardziej uczuciowa. Nie będzie chodziła i biadoliła wszystkim, jaka to jest nieszczęśliwa, bo facet jej z jakiegoś powodu nagle nie chce. Poza tym ona wiedziała już od dawna, że Gale'a ciągnie do Katniss, tylko sama siebie oszukiwała, że tak nie jest. A teraz nie będzie się starała go odzyskać za wszelką cenę, bo to nie będzie już jej Gale.
    W relacjach poszłabym raczej w drugą stronę. Raczej Blanche byłaby ciekawa, co ma do powiedzenia strona druga, bo przecież Katniss niby tak bardzo Peetę kochała, a Blanche w tą miłość wierzyła. Chciałaby go poznać i zdobyć jego zaufanie.]

    Blanche

    OdpowiedzUsuń
  11. [Hmm, w sumie zrobiłabym z nich przyjaciół. Dodałabym, że przyjaciół między którymi coś będzie, ale to raczej zobaczymy jak się wszystko potoczy. Tak więc przyjaciele. Mogli się poznać, standardowo, podczas rebelii, po której nie stracili mimo wszystko kontaktu i po dziesięciu latach mogą się nazwać przyjaciółmi. Poppy może widzieć, że coś jest nie tak między Peetą i Katniss i choć nie chce wtrącać się w ich związek, może czasami kląć na jego żonę i starać się oderwać jego myśli jakimiś głupotami. Jeśli przyjdzie ci do głowy jak to jeszcze można urozmaicić to śmiało, pisz :)]

    Poppy

    OdpowiedzUsuń
  12. [Nadrabiam powitania, przepraszam, że tak późno. <3
    Peeta w powyższej karcie jest cudowny, ukazany tak... inaczej, a jednak udało Ci się połączyć własną wizję z kanoniczną i wyszło naprawdę genialnie. Chwalę również za dobrany wizerunek, bo od razu przyjemniej odbiera się postać, gdy jednak przypomina ten książkowy odpowiednik.
    TeamPeeta forever!]

    Annie

    OdpowiedzUsuń
  13. [Mały dramacik zawsze spoko, więc jestem za :) Ogólnie Poppy nie jest zołzą, żeby tak uwodzić żonatego faceta, ale może się w nim naprawdę podkochiwać, a widząc jaki jest nieszczęśliwy i, że w tym wypadku to raczej Katniss jest zołzą, może go próbować wyrwać, czemu nie! A wątek widzę taki: Peeta może się o coś pokłócić z Katniss, wyjść z domu i nogi same zaprowadzą go do Poppy. Ta wyjmie butelkę czegoś mocniejszego, aby się zrelaksować i kto wie co wtedy strzeli Bennett do głowy :)]

    Poppy

    OdpowiedzUsuń
  14. [Mogę zacząć, ale to już prawdopodobnie dopiero jutro :) Chyba, że nie będę mogła zasnąć.]

    Poppy

    OdpowiedzUsuń
  15. Choć dziesięć lat temu do dwunastki przybyła sama, bez żadnej rodziny i bez przyjaciół, teraz miała wielu dobrych znajomych i już nie czuła się samotna. Może tylko czasami brakowało jej kogoś naprawdę bliskiego, kogoś do kogo mogłaby się przytulić w nocy, kogoś komu mogłaby wyjawić wszystkie swoje sekrety, kogoś kto byłby cały czas przy niej i mogła na niego liczyć. Wielu z jej przyjaciół było już po ślubie i Poppy niekiedy zazdrościła im tego, że mają swoją drugą połówkę. Bo mimo, że samotna nie była, chciała czegoś więcej niż kilku znajomych. Pech chciał, że jej biedne serce wybrało kogoś, kogo nie powinna i choć starała się wyrzucić go ze swoich myśli, nie potrafiła. Miała nadzieję, że w końcu jej przejdzie, że to tylko głupie zauroczenie, ale z czasem zaakceptowała fakt, że najzwyczajniej w świecie podkochuje się w Peecie i to tak na poważnie. Nie robiła jednak z tym nic, bo zdawała sobie sprawę z tego, że mężczyzna ma żonę, poza którą świata nie widzi, chociaż Poppy zauważyła, że ostatnio nie układa się między nimi najlepiej. Nie wiedziała o co chodzi i w sumie nie chciała wiedzieć, bo to nie była jej sprawa, aczkolwiek domyślała się, że wina leży raczej po stronie Katniss, a nie Peety. Pocieszała go więc jak mogła, czasami klnąc na jego żonę, a czasami jedynie go słuchając i pozwalając wyrzucić mu wszystkie żale. Ostatnio jednak zdała sobie sprawę, że coraz rzadziej się widują, ale zamiast coś tym zrobić, czekała, aż to on zrobi ten pierwszy krok i się do niej odezwie. Może miała nadzieję, że tym sposobem się z niego wyleczy, a może po prostu nie chciała być tą, która cały czas do niego lata, sama tego nie wiedziała.
    Słysząc pukanie do drzwi, podniosła się z kanapy, na której siedziała i czytała książkę, po czym poszła zobaczyć kto o tej porze dobija się do jej drzwi. Widząc na progu Peetę, wcale zbyt mocno się nie zdziwiła. Wiedziała, że kiedyś w końcu ją odwiedzi i Poppy cierpliwie na niego czekała. I oto był, przystojny jak zwykle i z tym szczenięcym spojrzeniem, które sprawiało, że kobiecie miękło serce. Nawet jeśli była na niego trochę zła za to, że tak długo jej nie odwiedzał, nie potrafiła tego okazać. Zresztą, cała ta złość zniknęła w chwili, w której go zobaczyła, zamiast tego jej serce lekko przyśpieszyło z radości, a na jej twarzy pojawił się uśmiech.
    — Zawsze możesz na mnie liczyć, wiesz o tym — powiedziała, wpuszczając go do swojego niewielkiego mieszkania, w którym zawsze panował porządek. Kiedy już znalazł się w środku, Poppy zamknęła drzwi i ruszyła do salonu, po czym z szafki wyjęła niemalże pełną butelkę jakiejś whisky, którą niedawno dostała od jednego ze swoich znajomych na dwudzieste siódme urodziny. — Nic lepszego nie mam, ale na pewno pozwoli nam przez chwilę nie myśleć — mruknęła, wyjmując jeszcze dwie szklanki z grubego szkła, które wyjmowała jedynie na takie okazje.

    Poppy

    OdpowiedzUsuń
  16. Czuła, jak strzępki jej serca osiadają gdzieś na dnie, w popiołach duszy. Dawny ogień płonął w niej jedynie przez chwilę. Płonął, kiedy z rozmachem wyniosła się z domu Hawthorne’ów, płonął, kiedy stanęła w progu szkoły medycznej i nawet tlił się jeszcze przez chwilę w gabinecie Prim. Tam zgasł, kiedy wreszcie pozwoliła łzom kreślić mokre freski na swoich pobladłych policzkach. Dopuściła do siebie ból, przed którym uciekała przez ostatnie dziesięć lat. Nigdy nie chciała, aby ukochana siostra kiedykolwiek była naocznym świadkiem tego, jak upadają mury Katniss Everdeen, pamiętnego Kosogłosa, symbolu Rebelii. Przysięgała sobie, że nigdy na to nie pozwoli, cóż. Zawiodła samą siebie, ostatnio zawodziła coraz częściej.

    Spokojnie, Katniss. Jakoś… Jakoś to będzie.

    Kiedy wracała do domu, targała nią jedynie bezsilna złość. Jakoś? Naprawdę nie zasługiwała na nic więcej? Musiało ją zadowalać jakieś życie z niewłaściwym mężczyzną? Odpowiedź była jeszcze gorsza, niż nasuwające się pytania – tak. Musiało, ponieważ ten mężczyzna od niemal dziesięciu lat nosił jej obrączkę. Musiało, ponieważ jej potrzebował. Musiało, ponieważ ona nie potrzebowała już niczego ani nikogo, a przynajmniej taki kit usiłowała sobie wciskać, ilekroć jej oczy spotykały oczy chłopca z wnykami. Chłopca, który teraz był już mężczyzną i który wciąż nie chciał opuścić jej głowy. Przeklęty Hawthorne. I co on sobie właściwie wyobrażał? Na co liczył, wracając tu po dziesięciu latach? Nie wiedziała. Chyba nie chciała wiedzieć.
    Peeta. Wszystko zaczęło się od Peety. Dokładnie od momentu, kiedy z jego ust padły słowa, które paść nie powinny. Słowa, które ktoś przechwycił i rozsiał po całym Dystrykcie. Cały pieprzony Dystrykt 12. wiedział, że Katniss Everdeen zamierza nareszcie zajść w ciążę. Poza nią samą.
    Wiedziała jednak, że złość jest fatalnym doradcą na każdym polu. Nie chciała rozmawiać z mężem przez zaciśnięte zęby, więc nie poszła do piekarni. Skierowała się prosto do domu, tak jak zrobiłaby to każda przykładna żona. Zrezygnowała dziś z polowania, bo drżące ręce nie posłałyby strzały zgodnie z jej wolą. Znowu. Zaczynała podejrzewać, że już nigdy nie będzie strzelać tak dobrze jak kiedyś, co wcale nie pomagało złagodzić nerwów. Był to również jeden z pomniejszych powodów, dla których nie zamierzała już więcej polować z Galem. To mogło by ją złamać na wielu różnych płaszczyznach. Na przykład złamać dumę myśliwego i pogrzebać godność żony. Nie chciała, żeby widział jak chybia, ani jak za nim tęskni. To byłoby zbyt wiele dla nich obojga.
    Zrzuciła z siebie skórzaną kurtkę ojca, zostawiając ją na komodzie w korytarzu. Zaczeka na niego. Z obiadem. Tak. Jak zawsze. Zdążyła oswoić się z tym schematem. Zaczynała funkcjonować jak mały, pieprzony robot i sama nie wiedziała czy to dobrze, czy wręcz przeciwnie. W gruncie rzeczy nigdy nawet tego nie rozważała, bo taki był w końcu właściwy porządek rzeczy.

    Nie doczekała się. Godziny mijały, a jej mąż wciąż nie wracał, co zasiało w niej ziarno niepokoju. Lepiej niż ktokolwiek inny wiedziała, że Peeta wciąż miewa nawroty zmanipulowanych wspomnień, poza tym takie epizody nigdy wcześniej mu się nie zdarzały. Nie potrafiła usiedzieć w miejscu, więc zaczęła go szukać. Nawet nie wiedziała, kiedy zeszła z niej cała złość. Przeszła za Peetą cały Dystrykt, przetrząsnęła chyba każdy krzak w lesie, ostatecznie poddając się myśli, że to nie ma sensu. Mellark był w końcu mistrzem kamuflażu. Jeśli nie chciał być znaleziony, po prostu przepadał jak kamień w wodzie. Musiała czekać.
    Do domu wróciła o świcie następnego dnia. Ścięgna, mięśnie i stawy paliły żywym ogniem, bo choć często zapuszczała się do lasu, jeszcze nigdy nie próbowała przeczesać go cal po calu w jedną noc. Powłócząc nogami przeszła do sypialni, gdzie bez życia padła na łóżko, bluźniąc pod nosem na parszywy los z twarzą w pomiętej narzucie. Ostatni przebłysk to dźwięk ciężkich butów z łoskotem upadających na drewnianą podłogę, po tym jak nieporadnie zsunęła je ze stóp.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ze stanu czuwania wyrwał ją szmer w kuchni. Zerwała się na nogi i udała tam bardziej instynktownie, niż z jakimkolwiek zarysem planu, bo przez pierwsze sekundy nie była zdolna nawet myśleć, wciąż zawieszona między dziwnym niebycie. Jego słowa docierały do niej przez mgłę, te same, które ona powtarzała sobie od dnia, w którym Mellark został pojmany przez Kapitol. Słowa, które pozwalały jej nie zwariować w tym pozornie lepszym świecie, który zdawał się pogrążać ją bardziej, niż ten w którym była zmuszona dorastać.
      Peeta… — chciała zacząć, ale z wyschniętego gardła dobył się jedynie niewyraźny szmer. Przełknęła więc z trudem ślinę, po czym podjęła kolejną próbę — Peeta.
      Zachrypiała, jeszcze bardziej nieelegancko niż zwykle. Nienawidziła swojego głosu, ale to nie była odpowiednia chwila, by myśleć o tym, jak się brzmi.
      — O mój Boże…
      Zanim zdążyła pomyśleć, że być może nie powinna była tak zachodzić go od tyłu, wyciągnęła ramiona w przód, zamykając pas mężczyzny w zaskakująco konkretnym uścisku. Zakleszczyła w dłoni własny nadgarstek, zupełnie jakby nie chciała pozwolić mu na choćby najmniejszy ruch.
      Przycisnęła policzek do jego zziębniętych pleców, absorbując jego chłód i dreszcze powierzchnią własnego ciała. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, w jak opłakanym stanie się jego odzież, jak i on sam. W momencie, gdy mogła odczuć to na własnej skórze.
      Okręciła ciemną głowę, a po jej ramieniu wciąż spływał zrujnowany warkocz. Teraz opierała na nim czoło, wietrząc płuca jego sfatygowanym zapachem, przez który przebijała się dobrze jej znana nuta lasu i ziemi. Była też krew.
      — Tak bardzo się martwiłam — wymamrotała. Obawiała się, że jeśli będzie mówić głośniej jej głos zacznie drżeć lub się załamywać. Teraz, gdy pomału wracała jej trzeźwość umysłu, na nowo zaczynała odczuwać strach. Po prostu dotarło do niej, co mogło się stać.
      — Już dobrze. Jesteś w domu, jestem tu z Tobą — dodała zaraz miękkim szeptem.
      Rozplątała supeł rąk, które dotychczas naciskały na jego brzuch, aby móc sięgnąć dłońmi do jego włosów, które skrupulatnie przeczesała. Następnie zsunęła je na jego barki, stamtąd natomiast powędrowała w dół po ramionach. Nie miała w tym chyba żadnego celu. Po prostu musiała go teraz chłonąć, czuć, że jest tu w jednym kawałku.

      stara, dobra Katniss, która na chwilę zapomniała o problemach w małżeństwie

      Usuń
  17. Odkąd powrócił do Dwunastki, minął ponad tydzień, podczas którego Gale'owi udało się wyjaśnić z rodziną kilka najważniejszych kwestii i jakimś cudem nie dać się przy tym zjeść wyrzutom sumienia. Postanowił jak najlepiej wykorzystywać każdy dzień i spędzać z bliskimi tyle czasu, ile tylko mógł. Wiedział, że nie ma szans nadrobić straconych lat, ale chciał spróbować. Może któregoś dnia w końcu przestanie sobie wyrzucać, że wszystkich porzucił i zniknął na całe dziesięć lat tylko i wyłącznie z powodu swojej miłości do Katniss Everdeen. Chociaż wszyscy wiedzieli, że zachował się głupio i egoistycznie, wcale mu tego nie wypominali, a własnie tego się spodziewał. Bo przecież sobie zasłużył.
    Kiedy w końcu Posy wyszła z domu (Gale zdążył stracić nadzieję, by słowa: Tak, Posy, musisz iść do szkoły! miały odnieść jakikolwiek skutek), został całkiem sam. Zamierzał skontaktować się ze znajomym z Dwójki, który pomagał mu w znalezieniu kogoś chętnego do kupienia jego starego domu. Miał nadzieję, że to skutecznie utrudni mu powrót do Dwójki, gdyby kiedyś zachciało mu się uciekać. Po raz kolejny... Nie zdążył jednak wykręcić numeru, gdy usłyszał pukanie do drzwi. Nieco zdziwiło go, że ktoś dobija się do drzwi, bo o tej porze zdecydowana większość obywateli Dwunastki pracowała, ale szybko znalazł się przy drzwiach. Gdy tylko dostrzegł, kto stał w progu, zamarł.
    Chociaż widział się już ze zdecydowaną większością dawnych znajomych, nie miał okazji spotkać Peety Mellarka i jakoś nie zamierzał zmieniać tego stanu rzeczy. Ani on, ani piekarz nie znali się dobrze, a swoje towarzystwo znosili głównie ze względu na Katniss. Gale potrafił sobie przypomnieć zaledwie jedną rozmowę z Mellarkiem, w której nie uczestniczył nikt inny, a i tak to Kotna była głównym tematem. Nie żeby go to specjalnie dziwiło, bo poza rebelią była jedynym, co ich łączyło.
    Widok Peety Mellarka pukającego do drzwi domu jego rodziny nieco zaskoczył Gale'a, jednak szybko się zreflektował i słabo uśmiechnął.
    — Peeta, cześć — przywitał go, zastanawiając się, co takiego powinien powiedzieć mężowi swojej byłej przyjaciółki oprócz cisnącego się na usta: Co ty, do cholery, tutaj robisz?! — Nie spodziewałem się ciebie tutaj.
    Nie miał pojęcia, czego Mellark mógł chcieć od jego rodziny i czy nie szukał kogoś konkretnego. Chociaż spędził już tydzień w Dwunastce, wciąż nie orientował się, z kim rodzeństwo i matka utrzymywali bliższe kontakty i nie był pewny, jak traktować wizytę Peety. Szczerze wątpił, by ten nagle zapragnął z nim porozmawiać, bo i o czym? O tym, jak wiele się zmieniło przez te dziesięć lat i o przyszłych imionach dla dzieci, które — jeśli wierzyć plotkom — małżeństwo Mellarków planowało?

    Gale

    OdpowiedzUsuń
  18. [Zastanawiałam się czy Alexandra nie mogłaby czasem popracować w jego piekarni. Pieczenie jest dla niej w pewien sposób zajęciem dość odprężającym. Można od tego wyjść z jakimś wątkiem jeżeli masz ochotę.]

    Alexandra

    OdpowiedzUsuń

The Hunger Games Mockingjay Pin