środa, 20 lipca 2016

[KP] Kaczuszka

Primrose Everdeen
lat dwadzieścia trzy ● blisko rok w śpiączce ● cudem ocalała
szereg operacji ● długa rekonwalescencja ● nadzieja na lepsze życie
skromna pani dyrektor szkoły medycznej ● prywatne konsultacje lekarskie


Sztywny kołnierz płaszcza ocierał jej szyję. Mimo tego, że materiał uporczywie gryzł, nic z tym nigdy nie zrobiła. Widziała jak niektóre sanitariuszki podklejają irytujące miejsce drobnymi plastrami, ona jednak nie chciała marnować opatrunków na coś tak nieistotnego. Tłum obijał się o nią, ona o tłum. Wszystko wydawało się płynąć, tonąć w osobliwych barwach. Biegła. Próbowała nadążyć za innymi rebelianckimi lekarzami odzianymi w charakterystyczne mundury. Uderzała stopami w bruk pokryty śniegiem, starając się nie myśleć o tym, co biała pokrywa ukrywa. Przemykała pod łokciami przerażonych ludzi w stronę rezydencji Snowa. I wtedy nastąpił pierwszy wybuch. Nie była daleko. Serce ścisnęło jej się, gdy dostrzegła krew powoli barwiącą ulice. Wyrwała do przodu, uparcie parła, by dostać się do dzieci. Wyłom w murze wyglądał jak paszcza potwora. Bez wahania ją przekroczyła, by dopaść zapłakanej dziewczynki. Błyskawicznie ściągnęła sztywny płaszcz i okryła nim dziecko. Już miała zająć się jej obrażeniami, kiedy usłyszała desperacki wrzask. Usłyszała swoje imię. Instynktownie podniosła wzrok i zobaczyła siostrę przedzierającą się w stronę barykady przez tłum. Jej wargi same ułożyły się w jej imię. Jednocześnie kątem oka dostrzegła biały pakunek w dłoniach dzieci kilka metrów od niej. Krzyk, który wyrwał się jej z gardła miał w sobie świadomą rozpacz. Chwyciła dziewczynkę w swoim płaszczu za dłoń i ruszyła w stronę wyłomu w murze. Nogi im obu ślizgały się po krwi, szczątkach dzieci i pokrytym szronem bruku. Musiała dopaść wyłomu. Musiała tam dotrzeć. Musiała... Ból, który poczuła na plecach, był nie do opisania. Żywy ogień dotknął jej skóry, długiego warkocza, dłoni zamkniętej wokół nadgarstka dziewczynki. Odwróciła się w jej stronę mimowolnie. Wybałuszone oczy wołające o pomoc, otwarte z przerażenia usta i ogień zabierający kolejną duszę. Nie mogła jej pomóc. Czuła liźnięcia na całym ciele. Trawiona płomieniem zastygła w miejscu. Wszystko płonęło. Swąd palonych włosów gryzł bardziej niż zwykły dym. Nogi się pod nią ugięły, nie była w stanie ustać. Słyszała tupot ciężkich butów wokół siebie, na sobie. Była tylko kolejnym ciałem, które zostało spisane na straty. Ogień trawił jej wnętrzności, wyżerał sobie miejsce, odbierał nadzieję i marzenia.

Dopiero chłód podłogi na policzku wybudza ją z koszmaru. Zwija się tuż pod łóżkiem z przyzwyczajenia jak embrion, obejmując ramionami kolana, zaciskając palce na gołych łydkach pokrytych gęsią skórką. Po policzkach nieprzerwanie płyną dawne łzy, które powinny były już wyschnąć. Nie czuje zimna, ma wrażenie, że jej plecy wciąż smaga ten sam płomień, co dziesięć lat wcześniej. I wciąż widzi przerażony wzrok dziewczynki, której nie mogła pomóc.


Podobno dorosła i daleko jej do małej dziewczynki z kaczym ogonkiem.
Podobno blizny są praktycznie niewidoczne.
Podobno jest silniejsza.
Podobno...
koligacje
________________________
cześć!
twarzyczka podkradnięta Elizabeth Olsen (dzięki Gale♡)
to na górze pewnie jeszcze zdążymy nie raz zmienić
definitywnie wolimy zaczynać niż myśleć
oby tylko nie popsuć Prim...

11 komentarzy:

  1. [Prim <3 Zawsze było mi żal, że zginęła, dlatego cieszę się, że ją ożywiłaś i przedstawiłaś całe życie po tak ładnie. Gale'a pewnie tak gryzie sumienie, że nie może spać na myśl o tym, co przeżywa Prim. Przecież to były jego bomby...
    Zaklepuję sobie miejsce na wąteczek, Gale musi zobaczyć się z Prim! :)]

    Gale

    OdpowiedzUsuń
  2. [Dyrektor szkoły medycznej w tak młodym wieku, no no, rezolutna z niej panna. I bardzo ładna, ciekawy pomysł, żeby wykorzystać Elizabeth Olsen!
    Witam na blogu i życzę wspaniałej zabawy, a w razie chęci zapraszam do Annie. :)]

    Annie

    OdpowiedzUsuń
  3. [ Prim zawsze, ale to zawsze kojarzyła się z tym swoim kocurem Jaskrem. Bombowa była z niej dziewczyna :D - my takie żartownisie.
    Owocnych wątków, a w razie ich braku zapraszamy do siebie, lub zwykłej chęci - tudzież pomysłu.]

    Finnick

    OdpowiedzUsuń
  4. (No wreszcie <3 Chodź do mnie, pomyślimy im nad wątkiem <3)

    Katniss

    OdpowiedzUsuń
  5. Biegła. Nie był to co prawda sprint, a zaledwie obszerniejszy trucht, nie zmieniało to jednak faktu, że gdyby szła, coś rozsadziłoby ją od środka. Nie wiedziała, co. Wiedziała tylko tyle, że nie da rady iść. Musiała więc biec.
    Nie mogła uwierzyć w to, co stało się w przeciągu ostatnich godzin. Spotkała Gale'a, zjadła śniadanie wspólnie z jego rodziną, a na koniec... Uciekła przez okno w łazience! Totalna abstrakcja. Chyba straciła rozum.
    Bieg ją uspokajał. Skupiała się na krokach i oddechu, na rytmie, nawet na brukowych cegłówkach. Wszystko po to, by wyłączyć myślenie. W jej głowie kłębiło się zdecydowanie zbyt wiele pytań, na które najprawdopodobniej nigdy nie dostanie odpowiedzi.
    Kierunek był oczywisty — Szkoła Medyczna. Wiedziała, że Prim jeszcze pracuje, ale musiała się z nią zobaczyć. Po prostu musiała, bo miała wrażenie, że traci zdrowe zmysły.
    Wbiegła na dziedziniec, a potem po schodach, zwalniając dopiero na szkolnym korytarzu. Nawet jeśli był pusty, nie chciała by ktokolwiek zauważył w jak opłakanym znajduje się stanie. Byle do gabinetu, Katniss.

    Nawet nie zapukała. Po prostu weszła do środka, natychmiast zamykając za sobą drzwi i bezsilnie opierając się o nie plecami. W kącikach oczu czuła już palące zły, ale nie pozwoliła in popłynąć. Nie byłaby sobą, gdyby tak po prostu się teraz rozpadła. To nie było w jej stylu.
    Nie spojrzała na Prim od razu, właściwie uczyniła to dopiero po dłuższej chwili milczenia. Ale kiedy już opuściła wzrok na jej śliczną twarzyczkę, było w nim widać absolutnie wszystko. Złość, gorycz, żal, ale przede wszystkim wprost nieopisany ból.
    — Nie zgadniesz, kogo dziś spotkałam...
    Mówiła stosunkowo cicho, z pozoru spokojnie. Zupełnie jakby bała się, że jeśli spróbuje mówić głośniej, głos jej się załamie. Tak jej się tylko rzuciło, bo wiedziała, że Prim będzie wiedziała, o kogo chodzi. Tylko jedna osoba na świecie potrafiła tak zachwiać równowagą Everdeen, tak ją poruszyć. I choć jego powrót był równie nieprawdopodobny, co wizja, że Katniss kiedykolwiek zgodzi się urodzić mężowi dzieci, nie było nikogo innego, kto tak silnie by na nią wpłynął.
    — Jest w Dwunastce. Wrócił na stałe...

    Patrząc na Prim, złożyła dłonie w pięści, po czym rozprostowała je. Na sam koniec osunęła się w dół, by usiąść na podłodze. Nogi odmówiły jej bowiem posłuszeństwa. Była w rozsypce.

    Katniss, która potrzebuje swojej małej siostrzyczki bardziej niż kiedykolwiek

    OdpowiedzUsuń
  6. [Hej. :D Nie gniewam się, że mnie zakryłaś, to samo zrobiłam z Katniss. c:
    Bardzo ładnie wykreowana postać Prim. Przykro mi aż, że tyle musiała przejść.
    Chętnie się podejmę wątku, tylko jak na razie - nie mam pomysłu, jak połączyć nasze postacie. :<]

    Blanche

    OdpowiedzUsuń
  7. [Tak sobie myślę, że Gale mógłby ją odwiedzić w szkole, tak żeby przypadkiem nie natknąć się znowu na Katniss. No i na pewno będzie chciał zobaczyć, jak się urządziła pani dyrektor. Może przez te dziewięć lat oni utrzymywali jakiś kontakt? W końcu to urocza Prim, którą wszyscy kochają. :)]

    Gale

    OdpowiedzUsuń
  8. [ Ha! To największa radość usłyszeć/przeczytać, że stworzyło się postać, która w oryginale nie jest wcale lubiana, a teraz podbija cudze serduszka. :D Mam nadzieję, że uda nam się z Peetą wytrwać w tej beznadziejnej sytuacji. Również życzymy udanych wątków i czasu. Cieszymy się, że postanowiłaś zwrócić Prim życie!]

    Peeta

    OdpowiedzUsuń
  9. Tego wieczoru miało go tu nie być. Powinien był teraz leżeć w łóżku wraz ze swoją małżonką. Czuwać nad jej miarowo unoszącym i opadającym ciałem. Tulić ją, gdy ta budziła się z krzykiem i wspierać ją czułym słowem. Jednak tej nocy nie był w stanie jej pomóc. Przed oczami ciągle pojawiała się mu ta sama scena.
    -Och, cukiereczku. Wiesz, że lubię zaszaleć. - Głos kobiety rozchodził się echem po jego głowie, pozostawiając po sobie ciche dudnienie gdzieś w głębi czaszki. Rude, kręcone włosy sięgające do ramion, odsłaniające uszy, a na nich parę kryształowych kolczyków. Były warte więcej niż dom jednorodzinny w jednym z biedniejszych dystryktów. Ale przecież wszystko tak tu kiedyś działało. Ludzie Kapitolu żyjący w niewyobrażalnym luksusie podczas gdy reszta walczyła o bochenek chleba. Długie, szczupłe ręce zapętliły się wokół jego szyi i przyciągnęły bliżej siebie. Para fioletowych od soczewek oczu bacznie lustrowała każdy skrawek jego nagiego torsu, a kończąc na pełnych ustach, w których bez wahania zatopiła swoje. Z jej strony pocałunek był żarliwy – pragnęła coraz więcej, aż kropla krwi spłynęła po jego brodzie. Nie odsuwał się, nie protestował. Wręcz przeciwnie. Odwzajemniał zaloty kobiety. Jedną dłoń wsunął w jej bujne włosy, a drugą ujął podbródek. Kontrolował całą sytuację.
    -Nie baw się ze mną w kotka i myszkę. Wiem, co potrafisz. Pokaż mi. - Jej życzenie było rozkazem. Ujął delikatnie jej ramiona i zsunął długą suknię wysadzaną tysiącem kryształków. Pchnął ją na ogromne łoże, które stało tuż za nią. Ogrom poduszek i materiału był przytłaczający, lecz starał się by jego twarz go nie zdradzała. Nie było już powrotu. Kobieta zaśmiała się krótko, na swój sposób uroczo i zachęciła go skinieniem palca. Ułożył się tuż obok i objął jej nagie ciało swymi dłońmi. Złożył pocałunek na jej ustach schodząc coraz bardziej w dół. Oddychała ciężko i co jakiś czas tłumiła ciche jęki. Był pewien, że w kółko powtarza jego imię...
    -Finnick! - Otworzył szybko oczy i ujrzał przed sobą roztrzęsioną Annie. Musiała nim potrząsać od kilku minut bo wyglądała na lekko zmęczoną. Widział smutek i przerażenie w jej oczach. - Czy znowu...
    Wstał z łóżka i zaczął nakładać ubrania. Nie był w stanie wydusić z siebie żadnego słowa. Nie teraz. Nie potrafił spojrzeć w jej oczy i ukryć tego, co właśnie musiał przeżyć na nowo. Robił to dla niej, ale nie zmienia to faktu, że jednocześnie ją krzywdził. Annie doskonale wiedziała o innych kobietach, ale tak naprawdę nigdy o tym nie rozmawiali. Zwykle pomijali ten temat, a on był jej za to wdzięczny. Zamknął za sobą drzwi i pierwsze, co zrobił, to odetchnął nocnym powietrzem. Mrok, który go całkowicie pochłonął, stworzył coś na kształt bariery, która nie pozwalała mu wrócić do środka. Ruszył przed siebie pewnym marszem. Nawet nie zauważył kiedy wpadła na niego ta drobna istota. Mimo panujących ciemności, a także miesięcy od ich ostatniego spotkania rozpoznał ją bez trudu. Urocza Primrose zawsze była na językach, choć zwykle gasła w blasku swej starszej siostry. Teraz gdy jej łzy skapywały na jego koszulkę, poczuł narastające w nim współczucie. Zapomniał o swych błahych sprawach, przez które się tu znalazł. Jako przyjaciel był zobowiązany wesprzeć ją na duchu. Nie był pewny, co doprowadziło ją do tego stanu, lecz postanowił, że się tego dowie i pomoże jej za wszelką cenę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. -Chyba wiem kogo wybiorą na Miss mokrego podkoszulka – uśmiechnął się obejmując ją jeszcze mocniej. Nikt tak naprawdę nie potrafi pocieszyć drugiego człowieka. Możemy się jednak starać pomóc uwolnić negatywne uczucia i wywołać ten śmiech przez łzy, który choć trwa tak krótko, zdaje się mieć niezwykłą moc. - Jego imię zaczyna się na „F”, a kończy na „innick”. Może go znasz? Słyszałem, że niezłe z niego ciacho.
      Dłonią otarł jej mokry policzek. Dłoń, która go złapała nadal była koścista, jak wtedy gdy trzymał ją w szpitalu. Podczas śpiączki odwiedził ją kilka razy z pudełkiem czekoladek. Wymykał się ze swojej sali w swojej piżamie w rybki. Nie mogła jeść więc to on zjadał większość – resztką zwykle częstował pielęgniarki - opowiadając jej, co dzieje się w jego życiu. Lekarze mówili, że nie słyszy, co do niej mówił, lecz nie powstrzymało go to od długich monologów. Zwykle dzielił się z nią tym o czym bał powiedzieć się innym. Do dziś pamięta, jak pazury zmiechów przebijały się przez jego skórę, a potem mięśnie pozostawiając głębokie rany. Wszyscy przychodzili by się z nim pożegnać, co tylko utwierdzało go, że jest naprawdę paskudnie. Jedynie Annie, która dosłownie zamieszkała na fotelu przy jego łóżku trzymała go przy życiu. Nie potrafił odpuścić. Myśl, że zostawi ją samą dodawała mu sił do walki. Do końca życia pozostaną mocno widoczne blizny, a ból w mniejszych, czy w większych ilościach będzie powracał. Miał jednak wielkie szczęście, że udało mu się przeżyć. Każdego dnia dziękuje za taki obrót zdarzeń.
      Dopiero przy kolejnym powiewie wiatru zdał sobie sprawę z niskiej temperatury i skąpego stroju dziewczyny. Szybko zdjął bluzę, którą zdążył założyć przed wyjściem i zarzucił jej na ramiona. Nawet nie wziął pod uwagę wzięcia jej z powrotem. Mimo to zaczął zastanawiać się nad znalezieniem jakiegoś przytulniejszego miejsca. Jego wzrok powędrował ku zapalonym niedaleko latarniom. Oświetlały one szyld jego restauracji. Przeszukał dłońmi kieszenie spodni, gdzie natrafił na kawałek zimnego metalu. Klucze.

      Miss Mokrego Podkoszulka

      Usuń
  10. [Hello Kaczuszko, proponuję wątek z blondyną. Bardzo fajnie przedstawiona Prim aż chce się z nią pisać. ]

    Natan

    OdpowiedzUsuń

The Hunger Games Mockingjay Pin